Tytuł chyba zna każdy, albo prawie każdy. Ale ile osób naprawdę czytało, ile zna tylko z przekazu innych, ze streszczeń, lub z mniej lub bardziej udanych ekranizacji? Ja przyznam się, że oglądałem już dwie wersje, ale sięgnąłem po ten tytuł po raz pierwszy i co od razu pragnę podkreślić - pewnie nie po raz ostatni. Przede wszystkim dlatego, że książki słuchałem, a to dla mnie spora różnica. Można upierać się przy tym, że ten tekst - spowiedź, wyznanie narratora gdy jest czytany może mieć w sobie dużo uroku, ale po pierwsze ja jednak wolę słowo drukowane i przy słuchaniu nie zawsze mogę się skupić, wracam po kilka razy, próbując przeniknąć klimat jakiejś sceny, po drugie nie mam możliwości tak łatwo wracać do jakiegoś akapitu, czy cofnąć się choćby o kilka stron do fragmentu, który mi się spodobał, no i wreszcie po trzecie: w książce jest sporo fragmentów, cytatów po francusku (których tu nie przetłumaczono), gierek słownych w języku angielskim, które kompletnie stają się nieczytelne jeżeli nie widzimy tekstu. A wiec wrócę do tekstu na pewno za czas jakiś. A wrócę dlatego, że to chyba jedno z moich osobistych odkryć i większych zaskoczeń literackich ostatnich lat - nie tyle sama historia, ale język jakim zostało to opowiedziane, bogactwo treści, skojarzeń, rozbudowanych porównań. Momentami może treść może zaskakiwać i gorszyć, ale jak tego się słucha (i czyta!) - to nie jest suche zeznanie składane na posterunku, ale raczej kwiecista, barwna, emocjonalna, szczera do bólu mowa kogoś kto sam chce się bronić przed ławą przysięgłych. Bronić wiedząc, że nie ma specjalnie szans na obronę, ba! nawet nie chcąc obniżenia wyroku. Bo on wie, że to on sam zgotował sobie najgorszą karę - świadomość tego co utracił, co zniszczył.
Romans 40-lata i powabnej 12-latki. Na ten opis zadrży z oburzenia pewnie niejeden człowiek. Jak można tego słuchać, jak można to czytać? Pewnie na dodatek sporo osób myśli sobie, że skoro komuś przychodzi do głowy taki temat, tak o tym pisze, to i sam ma podobne zboczenie i trzeba by go było zamknąć...
Ja nie widzę w tej książce gloryfikacji pedofilii, jej usprawiedliwiania, czy próby przekonywania nas, że to normalne. Nawet jeśli narrator w swoich pełnych erudycji wynurzeniach odwołuje się do innych postaci, do historii, próbuje nas wziąć na współczucie dla siebie, to jest to raczej pełna rozżalenia, smutku gadanina zmęczonego faceta, który czuje, że przegrał. Ta mieszanka uczuć wobec niego jaka się w nas rodzi - potępienia, obrzydzenia, a może współczucia, gdy widzimy jak poddaje się obsesji, a potem wreszcie dociera do niego w pełni wartość tej relacji - jest fascynująca i pokazuje mistrzostwo autora. Nakreślił głównego bohatera, który jest potworem i który oto skarży się nam, że został skrzywdzony, oszukany, opuszczony. Przecież nawet na chwilę jego piękny język i chełpliwość nie przysłaniają nam ohydztwa tego co robi. Nie ma obaw, że kogokolwiek tak książka może pchnąć w kierunku realizacji podobnego planu - wkradnięcia się w łaski nastolatki, uwiedzenia jej. Oto obraz psychiki faceta, który jest na pograniczu szaleństwa, jak napawa się najpierw swoją przewrotnością i zdobyczą, a potem cierpi gdy sam staje się coraz bardziej zabawką w jej rękach.
Pożądliwość? Raczej więcej jest tu goryczy, samotności, kłamstwa. Może choroby. Która z jednej strony podsuwa mu różne obrazy, popycha go do robienia planów, a z drugiej strony momentami przeraża jego samego. Wyśmiewa kołtunizm społeczeństwa, konserwatywne jego zdaniem zasady, ale gdy uświadamia sobie co przeżyła jego miłość, dociera do niego potworność tego do czego ją zmuszał, co jej uczynił - zarówno on jak i inni na jej drodze. Można tylko westchnąć - szkoda, że tak późno.
Różne mi się myśli pojawiały w trakcie czytania i po jej skończeniu, ale jak to przelać w krótką notkę, jak przekazać innym? Chyba nie potrafię.
Tych, którzy czytali i tych, którzy chcą się dowiedzieć więcej o tej książce zachęcam po prostu do zajrzenia na bloga W zaciszu biblioteki - Zbyszek analizuje ją tam w różnych aspektach i trudno wymyślić coś sensownego co w pewien sposób nie byłoby powtórzeniem tego co on już napisał o niebo lepiej. Sam pewnie też tam będę zaglądał gdy będę czytał ją za jakiś czas ponownie. Aby lepiej ją zrozumieć, jeszcze bardziej się rozsmakować (przekonajcie się na blogu Zbyszka ileż tam poziomów i drobiazgów do interpretacji).
W każdym razie: powieść urzekająca i fascynująca. To nie tylko świetny portret psychologiczny szaleńca, ale również opowieść o chorobie, żądzy i o uczuciu, opisanym tak prawdziwie, że mało można znaleźć w literaturze lepszych ujęć i wyznań. Ciarki chodzą po plecach. To niczym spotkanie z Hannibalem Lecterem, który zaprasza nas na kolację, gdzie raczy się mózgiem czy wątróbką. Okropność. Ale z drugiej strony jest w tym jakiś magnetyzm, te mroczne postacie budzą ciekawość, bo chcemy się dowiedzieć co sprawiło, że są takimi jakimi są. Zadajemy sobie pytania, czy mogliby się zmienić, a jeżeli tak to co ich do tego może skłonić...
Książka prowokuje nawet nie tyle wulgarnością, ale może właśnie zestawieniem tak pięknego języka, inteligentnego bohatera, z jego czynami i ze związkiem, który w naszej kulturze jest nie do pomyślenia.
W każdym razie: powieść urzekająca i fascynująca. To nie tylko świetny portret psychologiczny szaleńca, ale również opowieść o chorobie, żądzy i o uczuciu, opisanym tak prawdziwie, że mało można znaleźć w literaturze lepszych ujęć i wyznań. Ciarki chodzą po plecach. To niczym spotkanie z Hannibalem Lecterem, który zaprasza nas na kolację, gdzie raczy się mózgiem czy wątróbką. Okropność. Ale z drugiej strony jest w tym jakiś magnetyzm, te mroczne postacie budzą ciekawość, bo chcemy się dowiedzieć co sprawiło, że są takimi jakimi są. Zadajemy sobie pytania, czy mogliby się zmienić, a jeżeli tak to co ich do tego może skłonić...
Książka prowokuje nawet nie tyle wulgarnością, ale może właśnie zestawieniem tak pięknego języka, inteligentnego bohatera, z jego czynami i ze związkiem, który w naszej kulturze jest nie do pomyślenia.
Nie czytałam, oglądałam tylko film, który bulwersował tematyką.
OdpowiedzUsuńpodobnie jak ja wcześniej. Polecam. Język i bogactwo tej powieści może zachwycić. Do tematyki mam pewnie podobne podejście jak i Ty - zresztą jako ojciec dwunastolatki trudno bym zrozumiał czy akceptował takie podejście do "nimfetek". Ale czytając książkę i zwracając tylko uwagę na fabułę robi się równie wielkie uproszczenie jak stwierdzenie, że np. "Chłopi" są o młodej kobiecie, która daje ....
UsuńPrzestałem pisać o Lolicie ze wzgledu na komentarze wyrażajace zdziwienie, że interesuję się taką tematyką. Wyjaśniałem podobnie jak Ty (też mam dwójkę małych dzieci, i niedobrze mi się robi jak myślę o pedofilach), aż poczułem trochę niesmak tej sytuacji, i że muszę się tłumaczyć, tak jak bym popełnił jakieś przestępstwo. Dla niektórych osób jednak najważniejsza jest tematyka. Trochę ich nawet rozumiem, ale nie zgadzam się z nimi, szczególnie, że sami przyznają się do nieznajomości powieści.
UsuńDzięki za świetną i, co mnie najbardziej cieszy, pozytywną recenzję.:) Ja, przyznam się bez bicia, nie byłem w stanie zmieścić wszystkiego co myślę o tej książce w jednym tekście, tym bardziej podziwiam. I cóż mogę więcej powiedzieć, zgadzam się z wszystkim co napisałeś.:)
OdpowiedzUsuńgdzie ona tam świetna... Ale obiecuję - będę ćwiczył, czytał innych, wrócę za jakiś czas do Lolity i może wtedy uda mi się napisać coś więcej, może bardziej treściwie. Pamiętam jak za pierwszym razem czytałem Twoje refleksje to się dziwiłem: jaki żart? jaka zabawa literacka? Czemu twierdziłeś, że Nabokova w ogóle nie interesowała pedofilia, a raczej konfrontacja Europy i Ameryki? Nie rozumiałem tego do końca i nadal pewnie różne rzeczy nie do końca są dla mnie czytelne - przecież wszystko kręci się wokół ich relacji, jego fascynacji, więc to ten wątek skupia na sobie naszą uwagę. Ale może to dobrze, że pytania i wątpliwości zostają - po pierwsze jest miejsce na ponowną lekturę z równie wielkim apetytem, a po drugie może wtedy będę bardziej uważny i krytyczny, aby samemu próbować na to wszystko odnaleźć odpowiedzi. Jeszcze się pewnie nad tym tekstem spotkamy :)
UsuńMiejsce w klasyce literatury gwarantowane.
Czytałem dawno temu. I najbardziej pamiętam jedno: język. Czytałem dawno, więc nie do końca jestem sobie w stanie przypomnieć niuanse, ale wspomnienie wrażenia pozostało. A wrażenie przerodziło się we wniosek: tak się powinno pisać, bo takie pisanie, to Wielka Literatura.
OdpowiedzUsuńI wiesz, zachęciłeś mnie, żeby sobie odświeżyć. Ciekawe, czy teraz będę miał takie same odczucia - gdy, teoretycznie, jestem bardziej 'oczytany' - niż te osiem czy dziesięć lat temu... Ciekawe.
pozdrawiam
I jeszcze jedna rzecz, tak mi się nasunęła. Temat powieści jest jaki jest - co najmniej kontrowersyjny. Ale można przecież tę książkę czytać nie jako opowieść o - było ni było - pedofilu. To opowieść o człowieku, który ma obsesję na punkcie czegoś, co nie jest powszechnie akceptowane, co nie jest uważane za normę. W sumie każdy, kto ma jakieś 'dziwactwo', które przeszkadza mu w dogadywaniu się z otaczającymi go ludźmi, którego inni nie rozumieją, zrozumie (chociaż trochę) Humberta Humberta.
OdpowiedzUsuńI to jest ciekawe.
Dokładnie. Poza tym trzeba pamiętać, że Nabokov jest wielkim mistyfikatorem, ciągle zwodzi, czytelnikowi wydaje się, że już wie o co tu chodzi, czuje się z siebie zadowolony, nie można brać wszystkiego co pisze poważnie, trzeba mieć się na baczności:) Nabokovowi chodziło o to abyśmy jednoczesnie czuli do Humberta Humberta pogardę i sympatię, abyśmy wspólczuli potworowi, do tego chciał doprowadzić i to mu się udaje, jest Mistrzem.
Usuńw sumie i ja przez chwilę miałem takie porównania - o homoseksualizmie też jakiś czas temu nie można było mówić, do dziś spora grupa wzdryga się z obrzydzeniem na samą myśl, że coś takiego jest możliwe na świecie. Ale jeżeli ktoś pokazuje w literaturze czy w kinie to co czuje człowiek zmagający się z czymś czego nie akceptuje otoczenie - lepiej możemy go zrozumieć, pomóc mu.
UsuńZ tym, że o ile w homoseksualizmie można mówić o jakimś wyborze to tu jednak nie mogę zgodzić się na traktowanie tego jako kolejnego "dziwactwa". Obojętnie jak będziemy patrzyli na Lolitę - ktoś może się upierać, że to ona manipulowała bohaterem, była wyrafinowana, bezmyślna, przeżarta konsumpcjonizmem, egoistyczna itd. Do cholery - to jest dziecko i nie można traktować go jako w pełni dojrzałego do takich decyzji. "Dziwactwo" Humberta pchnęło go do przekroczenia pewnych granic, skrzywdził (i był tego potem świadom) drugą osobę.
Zaspokojenie obsesji nie może odbywać się przez ranienie innych.
Tu zgoda. Ale - 'dziwactwo', 'przypadłość' Humberta można też traktować jako metaforę. Jako symbol wszystkich dziwactw i odstępstw od normy. A przecież nie wszystkie są krzywdzące dla innych, czasem dotykają tylko tego, kogo dotyczą, bo powodują, że czuje się on inny, że go ludzie nigdy nie zrozumieją.
Usuń