Dopiero niedawno odkryłem, że w moim telewizorku namieszało się w ofercie programowej - kanał, który kiedyś odwiedzałem dość często, czyli Wojna i pokój z kinem z Rosji teraz jest dzielony z kanałem Sundance. Z jednej strony radocha - będzie więcej kina ambitnego ze Stanów, ale trochę szkoda, bo ten profilowany kanał to był naprawdę dobry pomysł. Ale jeszcze nie zniknął zupełnie, więc korzystam i zerkam nie tylko na nowe filmy, ale i na klasykę. Tym samym do listy obejrzanych wpisuję najstarsze dzieło filmowe - rok produkcji to 1934. Kiedyś było (podobnie jak i inne filmy radzieckie) często puszczane, zresztą "W starym kinie" puszczane w niedzielne popołudnia wcale nie było takie nudne jak teraz się wydaje małolatom (przecież byłem w ich wieku)... Teraz upolować takie klasyki to rzadkość. Dzieciaki czasem nawet nie wiedzą kto to Flip i Flap, Charlie Chaplin, a co dopiero inne gwiazdy dawnego kina.
Ten film ewidentnie był inspirowany amerykańskimi burleskami, ale trzeba przyznać, że wyszedł całkiem oryginalnie (nie tylko ze względu na wprowadzenie wątków ludowych), do dziś może się podobać i bawić.
No właśnie - bawić. To ciekawe, że film, który powstawał w głębokim stalinizmie, w czasach gdy z winy rządzących setki tysięcy umierały (i to nie przez represje, ale z głodu) powstaje film nie tyle propagandowy, co po prostu mający ludzi bawić (a może właśnie przez to propagandowy?)...
Treść dość błaha, to po prostu komedia pomyłek jak to często w tego typu produkcjach łączących musical, ale i groteskowy humor. Pasterz, który lubi sobie śpiewać i grać na fujarce, omyłkowo zostaje wzięty za sławnego kompozytora i zaproszony na przyjęcie. Jego stado jednak jest na tyle do niego przywiązane, że podąża za nim - pierwsze słynne sceny, które zwykle z filmem kojarzymy. Ponieważ nasz bohater poczuł się zraniony tym, że tak łatwo stracił sławę i uznanie, które mu się spodobały postanawia szukać przygody i swojej szansy w mieście. Tu kolejne zabawne sceny - dyrygowany przez niego (przez pomyłkę) koncert, potem próba zespołu, do którego przystał, jazda karawanem przez miasto - oj długo by opowiadać. Jest miłość i szczęśliwe zakończenie, czyli tak jak wtedy lubiano. Humor jak to w burleskach niebyt wyrafinowany, ale w połączeniu z muzyką całość mimo upływu czasu naprawdę ogląda się przyjemnie. Obecnie raczej pod takim kątem to oglądamy - komedia muzyczna (sporo jazzu!) i pewnego rodzaju klasyka, z której potem nie raz czerpano.
Niektóre fragmenty muzyczne skomponowane przez Dunajewskiego pewnie będą dla Was znajome podobnie jak i dla mnie - weszły one do kanonu rozrywki i były tłumaczone na wiele języków (w tym polski)... Kto ma ochotę w sieci może znaleźć całość np. tu
Ten film ewidentnie był inspirowany amerykańskimi burleskami, ale trzeba przyznać, że wyszedł całkiem oryginalnie (nie tylko ze względu na wprowadzenie wątków ludowych), do dziś może się podobać i bawić.
No właśnie - bawić. To ciekawe, że film, który powstawał w głębokim stalinizmie, w czasach gdy z winy rządzących setki tysięcy umierały (i to nie przez represje, ale z głodu) powstaje film nie tyle propagandowy, co po prostu mający ludzi bawić (a może właśnie przez to propagandowy?)...
Treść dość błaha, to po prostu komedia pomyłek jak to często w tego typu produkcjach łączących musical, ale i groteskowy humor. Pasterz, który lubi sobie śpiewać i grać na fujarce, omyłkowo zostaje wzięty za sławnego kompozytora i zaproszony na przyjęcie. Jego stado jednak jest na tyle do niego przywiązane, że podąża za nim - pierwsze słynne sceny, które zwykle z filmem kojarzymy. Ponieważ nasz bohater poczuł się zraniony tym, że tak łatwo stracił sławę i uznanie, które mu się spodobały postanawia szukać przygody i swojej szansy w mieście. Tu kolejne zabawne sceny - dyrygowany przez niego (przez pomyłkę) koncert, potem próba zespołu, do którego przystał, jazda karawanem przez miasto - oj długo by opowiadać. Jest miłość i szczęśliwe zakończenie, czyli tak jak wtedy lubiano. Humor jak to w burleskach niebyt wyrafinowany, ale w połączeniu z muzyką całość mimo upływu czasu naprawdę ogląda się przyjemnie. Obecnie raczej pod takim kątem to oglądamy - komedia muzyczna (sporo jazzu!) i pewnego rodzaju klasyka, z której potem nie raz czerpano.
Niektóre fragmenty muzyczne skomponowane przez Dunajewskiego pewnie będą dla Was znajome podobnie jak i dla mnie - weszły one do kanonu rozrywki i były tłumaczone na wiele języków (w tym polski)... Kto ma ochotę w sieci może znaleźć całość np. tu
Oglądałam w swoim czasie nieraz i za każdym razem z taką samą przyjemnością i takie same salwy śmiechu wywoływał.
OdpowiedzUsuńWtedy "dzięki" propagandzie sukcesu nie wiedzieliśmy co tam się dzieje. Dzisiaj ta wiedza jest przerażająca.
Szczególnie po oglądnięciu tego filmu http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Qu4P8Fu9tLo#
Bardzo chciałabym, by powrócił cykl"W starym kinie".W tym ciągłym systemie powtórek TV mogła by to być bardzo znacząca powtórka:)Rosyjskie filmy z tego okresu i wcześniejsze to niezwykłe doświadczenie, jakże inne od amerykańskiego kina(Eisentein i Pudowkin stworzyli absolutnie genialne dzieła nadal nowoczesne i przejmujące).Wiedza na temat tego co tam się dzieje lub działo nie powinna być kalką do oglądania filmów fabularnych(wszak nikt nie zastanawia się nad losem Indian północnoamerykańskich podczas oglądania filmów produkcji USA).Jakoś tak myślę, że Rosja i jej kultura są nam mentalnie bliższe niż problemy amerykanów.
OdpowiedzUsuńale filmy w Stanach nie były kręcone w czasach wybijania indian... Dlatego szanując dorobek tego kina nie moge czasem jednak zaznaczyć pewnych wątpliwości. Zresztą gdybym miał taką wiedzę o jakims filmie amerykanskim też bym to napisał i podkreślał. To ciekawe, że tak lekki film stworzono w tak trudnych czasach. Wiedziałaś, że to ulubiony film Stalina?
OdpowiedzUsuńCykl w starym kinie fajnie by było gdyby wrócił! podpisuję taką deklarację - może i dla Chaplina, braci Marx by się znalazlo miejsce
Wiedziałam...chciałam podkreślić, że każdy z narodów ma krwawą historię a twórcy tworzą niezależnie (lub zależnie). Faktem jest, że wiedza na ten jest potrzebna, tworzy to kontekst dzieła nie tylko filmowego a on jest przecież potrzebny do głębszego zrozumienia(bo przecież nie tylko to co widzimy ale i to co między wierszami jest napisane analizujemy)...
OdpowiedzUsuńDeklarację powrotu Stanisława Janickiego z cyklem podpisuję obydwoma rękami( dla Chaplina zrobię wszystko....:)
Klasyk, zwłaszcza scena z pijanymi zwierzakami, która bawiła całą Polskę :) (M)
OdpowiedzUsuń