Na początek: Teatr Syrena. Pod nową dyrekcją odważnie wkroczyli z kilkoma premierami musicalowymi - o "Rodzinie Adamsów" słyszałem już sporo dobrego, wybieram się więc niedługo, udało mi się natomiast zobaczyć na ich deskach "Czarownice z Eastwick" i powiem Wam, że wraz z żoną bawiliśmy się świetnie. Jest w tej wersji szczypta pikanterii, jest sporo dobrych pomysłów, jest ruch i dużo muzyki. Niezależnie czy pamiętacie wersję filmową, czy też jesteście z pokolenia, które jej nie kojarzą, w tym scenariuszu i w tym wykonaniu, odnajdziecie to co w oryginale najważniejsze. A potem możecie sobie jeszcze powtórzyć seans z Jackiem Nicholsonem, oraz z Cher, Michelle Pfeiffer i Susan Sarandon, choć przecież nie muzyczny, ale pełen humoru i magii.
W spektaklu Teatru Syrena może tego humoru jest ciut mniej, za to całość wypełniona jest wpadającymi w ucho piosenkami. Na nie tak wielkiej scenie na Litewskiej okazuje się, że może dziać się bardzo wiele i do tego, by się nam podobało, nie trzeba nie wiadomo jakich efektów specjalnych, a po proste dobre pomysły.
Oto niewielkie miasteczko pełne "życzliwych" i konserwatywnych mieszkańców, wśród których trzy wolne kobiety wciąż są wytykane palcami, a ich pragnienie na jakiś sensowny związek nie mają wielkich szans na realizację. Liczyć na przygody z żonatymi lub ciamajdami, którzy nie mają odwagi ani jaj, by się zadeklarować z poważnymi uczuciami? Ech...
Gdzie ci mężczyźni, ci wymarzeni, z odrobiną tajemnicy, opiekuńczy, ale i potrafiący zaskoczyć stanowczością, przystojni, inteligentni, potrafiący rozpalić i ciało i duszę kobiety... Chciałyby rzec: za takiego oddałyby wiele.
I oto zjawia się. Bogaty, fascynujący, potrafiący rozpoznać ich najskrytsze pragnienia, rozbudzić pasje, tchnąć w nie nowe siły i energię.
Początkowo każda myśli, że jest tą jedyną, wybraną, okazuje się jednak, że ten szatańsko przystojny i wyjątkowy mężczyzna zainteresował się wszystkimi naraz. Ba, nawet tego mu mało...
Szaleją zmysły, stary porządek i zasady chwieją się w posadach, tylko czy aby na pewno przybysz jest takim ideałem jakim się wydawał? Choć początkowo trzy przyjaciółki zdają się kompletnie poddane czarowi i władzy przybysza, powoli zaczyna w nich budzić się świadomość tego, że oprócz czerpania przyjemności cielesnej, nauczyły się od niego jeszcze czegoś... I to coś już nie da się uśpić, nie będą potulnymi zabawkami w jego rękach.
Porównania z filmem nie bardzo mają sens, bo musical jednak rządzi się własnymi prawami, tu równie wielkie znaczenie jak sama gra aktorska, ma głos, charyzma, energia. W obsadzie spektaklu przewidzianych jest sporo zmian, ale obsada jaką widzieliśmy sprawdzała się świetnie! Każda z pań - Ewa Lorska (Alexandra), Barbara Melzer (Jane) i Magdalena Placek-Boryń (Sukie), czyli tytułowe czarownice, ma trochę inną barwę głosu, a ich bohaterki różnią się też temperamentem. U Tomasza Steciuka (Darryl) przeszkadzała mi trochę komiczna fryzura, ale gdy mówił lub śpiewał, wychodził z niego diabelski magnetyzm. Zdecydowanie: jest dobrze! Nie brakuje tu ani dobrych partii solowych, jak i grupowych scen tanecznych i wokalnych, w których jest dużo energii (czasem tylko jest problem ze zrozumieniem całości tekstu). Kostiumy, scenografia, ruch, piosenki, sztuczki magiczne - wszystko jest naprawdę na dobrym poziomie i tylko życzyć Teatrowi Syrena więcej takich przedstawień. Może nie nuci się poszczególnych numerów, zbyt szybko ulatują, ale wychodzi się w bardzo miłym nastroju. No i muzyka na żywo!!!
Z Jackiem Mikołajczykiem zdaje się, że ta scena zbudziła się ze snu zimowego!
"Czarownice z Eastwick" mogą wydawać się dość pikantne, może nawet chwilami wulgarne, myślę jednak, że większość widzów dobrze odnajdzie się w tej lekkiej formule i nie będzie aż tak bardzo analizować każdego gestu i słowa. Gdy przyjmie się pewną formułę, dalej jest już tylko zabawa.
W grudniu jest grane kilka razy, więc jeżeli tylko macie ochotę, to sprawdzajcie czy jest jeszcze szansa na ostanie bilety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz