piątek, 17 lutego 2017

Zerwany kłos, czyli temu filmowi krytyka nie zaszkodzi

Premiera tego filmu w kinach zbiega się z wejściem na nasze ekrany "Milczenia" Martina Scorsese, można by powiedzieć, że raczej mało szczęśliwie. To jednak zupełnie inne filmy. O ile filmu o Jezuitach raczej nie nazwałbym filmem religijnym, a raczej filozoficznym rozważaniem na temat wiary, to pierwsza kinowa produkcja Telewizji Trwam, ma dość jasny przekaz. To nawet nie jest film biograficzny, a raczej uduchowiony portret, uwypuklający wszystkie te cechy i wartości, które w postaci błogosławionej Karoliny Kózkówny wskazują na jej wyjątkową religijność, skromność, służebność wobec innych itp. Dodajmy portret namalowany dość prostą kreską, taką w sam raz dla ludzi, nie przekombinowaną. Zło musi być demoniczne, a dobro ma twarz anioła. Koniec. Kropka. Nie ironizuję. Cały ten film jest trochę "oldschoolowy" i przypomina takie opowiastki biblijne z dzieciństwa, gdzie narrator zawsze prowadzał cię w tło wydarzeń, wszystko tłumaczył, a potem dopiero zaczynała się akcja. Tylko to co dla mnie dziś wydaje się trochę już nie na czasie, dla wielu widzów, będzie właśnie idealnie wpisywało się ich gust, potrzeby. Trudno z tym po prostu dyskutować widząc pełne kino starszych ludzi, którzy być może do kina na co dzień wcale nie chodzą. I nie mówcie mi, że ktoś ich tam przyciągnął na siłę. Oni naprawdę wychodzili zachwyceni.


Można się bowiem czepiać jakichś detali ze scenariusza, scenografii, kostiumów (na pole do ziemniaków w białej odświętnej bluzce???), czy konstrukcji filmu, ludzie jednak szukają w nim jednak jakichś wyraźnych wzorców postaw, które są im bliskie. I to właśnie dostają. Rodzina, wiara, ojczyzna. Prosty świat, w którym wyraźny był podział na pracę, odpoczynek i świętowanie. Każda wojna tę harmonię burzyła i wtedy ważne były te przykłady, znaki, że choć człowiek słaby, wobec wroga bezbronny, może jednak swoją postawą w paradoksalny sposób wygrać. Karolina Kózkówna zginęła brutalnie zamordowana, ale dla otoczenia było ważne, że w cudowny ich zdaniem sposób, obroniła swoją cześć. Ten wymiar religijno-duchowy, jest w tym obrazie najważniejszy i wszystko jemu jest podporządkowane. Cierpienie ma sens, a miłość i wiara mogą przetrwać nienawiść i prześladowanie.
Gdyby zabrał się za to inny reżyser, z innym scenariuszem i bez zaangażowanie środowisk katolickich w produkcję, powstałby film zupełnie inny. Nie wiem czy ciekawszy, czy lepszy. Inny. Pewnie stawiający zupełnie inne pytania, pokazujący inny wymiar całej historii. Choć i tu można się chwilę zastanowić nad tym, że skoro tak mocno podkreślony jest wątek przebaczenia dla kobiety, która została przez Rosjan zgwałcona, podkreśla się jej miłość do dziecka, które nie jest niczemu winne, to również ona być może powinna trafić na ołtarze jako wzór heroizmu i wiary mimo przeciwności.
 
Warto docenić, że przy pewnie nieporównywalnie mniejszych środkach i innych możliwościach technicznych, powstał film, który już nie odbiega jakością (zdjęcia, muzyka) od choćby produkcji TVP. No, może brakuje mu rozmachu, plenerów, szerszej panoramy, ale w tej historii nie są one tak bardzo istotne. Również aktorsko jest nawet ciekawie. Szczególnie interesujący są: Paweł Tchórzelski w roli demonicznego kozaka (nie wiem tylko czemu carski oficer zachowuje się jakby był w Armii Czerwonej) i bardzo dobry Dariusz Kowalski w roli ojca. Aleksandra Hejda, grająca główną rolę jest trochę zbyt odrealniona, mało stąpająca po ziemi, ale rozumiem, że takie dostała wskazówki od reżysera, więc nie mam zamiaru tego wypominać.

"Zerwany kłos" poprzez tematykę jaką podejmuje i poprzez to, że został wyprodukowany przez Fundację związaną z ks. Rydzykiem, z góry skazane jest na to, iż wielu Polaków nie da mu nawet szansy i nie wybierze się do kina. Z drugiej strony, jestem przekonany, że dla wielu, pewnie równie licznych, żadna krytyka nie stanie na przeszkodzie, by to zrobić. Tak tu już w naszym kochanym kraju dziwnie się porobiło. Nawet w kinie jesteśmy podzieleni i nie chcemy się słuchać, próbować zrozumieć.




7 komentarzy:

  1. Bardzo dobra opinia Robercie....rzetelna i obiektywna.
    Wielu ludziom takie filmy są potrzebne. A w dzisiejszej naszej kinematografii, w której słowo Bóg nie pada raczej nigdy, a jeżeli to nie ma on wtedy nic wspólnego z wiarą, to rzadkość więc tym bardziej taki film jest potrzebny. Chociaż oczywiście wielu nawet nie pokusi się zobaczyć o co wq nim chodzi tylko dlatego, że został wyprodukowany tak jak został.
    Ale ja się wybiorę, jak tylko zostanie do nas sprowadzony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podałem tam link do filmu, zdaje się, że tam jest lista kin, które podjęły się jego pokazywania

      Usuń
  2. Każdemu filmowi trzeba dać szansę, szkoda, że etykietujemy filmy pod względem politycznym itd. Sztuka powinna być wolna od tego typu kwestii. Polskie kino nie jest może zbyt "lotne", a filmy religijne nie dorównują tym zachodnim np. amerykańskim chrześcijańskim produkcjom, którym nic nie brakuje, choć czasem ocierają się o kicz, niemniej warto obejrzeć film, a potem go oceniać, nie skreślać przed seansem. Dobra, wyważona recenzja, wybieram się na "Zerwany kłos" i myślę, że ocenię go w podobny sposób. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakoś do tych amerykańskich nie mogę się przekonać, dla mnie są zbyt łopatologiczne. Ale jeden na pewno polecam, u nas chodził zdaje się, że w ramach warsztatów dla małżeństw - Fireproof. Mam wrażenie, że tam protestanci robią rzeczy strasznie uproszczone. A nasze kino mimo, że słabe, to jednak bardzo ciekawą moim zdaniem Faustynę stworzyło

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o ludzi, którzy nie dadzą filmowi szansy (sama się do nich zaliczam) - tu chodzi o nienabijanie temu dziełku oglądalności i o niepłacenie za propagandę, według której błona dziewicza >>> życie dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bardzo rozumiem to określenie propaganda. Przecież z tego co wiem poglądy katolików na temat powstrzymywania się przed współżyciem przed ślubem nie jest związane z poczęciem dziecka, ale raczej z podkreślaniem wartości dziewictwa, czystości jako daru dla tej drugiej, wybranej osoby, a nie czegoś czym można sobie dowolnie "używać" - po prostu inne spojrzenie na sferę seksualną. A nabijanie się z tego, uważam za równie niesmaczne jak i pioruny jakie rzucają konserwatyści na każdy film, który pokazuje inne zachowania (miałbym nie oglądać żadnych filmów z wątkiem homoseksualizmu, zdrady, seksu przedmałżeńskiego?). Warto mieć otwarty umysł i zachowując własne poglądy, nie przekreślać innych. Co do nie dorzucania się kasą i oglądalnością - ok, rozumiem, nie dyskutuję.

      Usuń