piątek, 24 lutego 2017

Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy - Swietłana Aleksijewicz, czyli nie mogę zapomnieć

Kilka dni temu dopisywałem kilka zdań od siebie na temat książki o Auschwitz, nawet zaproponowałem jej uwolnienie, żeby każdy chętny mógł ją przeczytać, a tu kolejny tytuł, który zbiera świadectwa pamięci. Można by rzec, dość szczególny, bo dotyczy wspomnień dzieci. Rzadko chyba myślimy jaki jest ich los w trakcie wojny. Co pamięta ktoś kto miał kilka latek, a co ktoś, kto miał lat naście? Jakie były ich wojenne losy?  Wtedy mieli po kilka lat, dziś mają po lat 70, ale niektóre sytuacje wciąż pamiętają bardzo żywo. Niektórzy nie chcą mówić zbyt wiele, inni z ulgą wyrzucają swoje bolesne wspomnienia. Mieszają się obrazy, smaki, kolory, zapachy... Cała książka to zbiór króciutkich przebłysków z przeszłości: jeden obraz, jakieś traumatyczne przeżycie.
 
Nagle kończy się czas niewinnych zabaw, beztroski i przychodzi niespodziewanie coś zupełnie nowego, czego dziecko nie rozumie, a do czego musi szybko się przyzwyczaić. Jeszcze nie tak dawno bawili się w strzelanie, a teraz dotknęła ich groza sensu tych zabaw. Niepewność, zagrożenie, głód, brak dachu nad głową, utrata opiekunów, walka o przetrwanie to najczęstsze motywy jakie powracają w tych opowieściach. Miliony dzieci w trakcie wojny zginęły, ale wiele cudem przeżyło i to właśnie do nich dociera Aleksijewicz, pytając o najważniejsze wspomnienia. 

Niełatwa to lektura. I również rozmówcom nie zawsze łatwo przychodzi o tym opowiadać.  Rodzic znaleziony przez nich martwy, ucieczka, wywiezienie gdzieś w wagonach bydlęcych daleko od domu, bombardujące dom samoloty, Niemcy wkraczający do miasta, czy wsi, nasłuchiwanie komunikatów radiowych zapewniających o sile państwa i bezradność: jak to się mogło stać. To właśnie pierwszy dzień wojny często zostawił w nich właśnie najtrwalszy ślad. 

Rzadko kiedy będziemy mieli do czynienia z obrazami jakie kojarzą się z wojną, linią frontu, walkami. Równie bardzo jak sam wróg przeraża trud z jakim trzeba walczyć o przetrwanie każdego dnia, jedząc cokolwiek co się tylko da, choćby korę z drzew, trawę czy łapane szczury. A potem tułaczka, sierocińce, poszukiwania bliskich, uczenie się życia od nowa, wyzbywanie strachu.

Może i z początku ciężko będzie polskiemu czytelnikowi przyjąć wszystkie refleksje, spostrzeżenia: wszak dla mieszkańców Związku Radzieckiego wojna zaczęła się dopiero w roku 1941, ale przecież relacje jakie zebrała reporterka równie dobrze mogłyby wybrzmieć podobnie i na terenach Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz