środa, 22 lutego 2017

Bandzior może dać się lubić, czyli Aż do piekła, Legenda, Zabić, jak to łatwo powiedzieć

Dziś aż trzy filmy, ale po prostu muszę odgruzować zaległości, bo wciąż przybywa nowych rzeczy. Mimo wszystko może nawet do takich zbiorczych notek ktoś zajrzy (zdecydowanie o każdym tytule napiszę mniej niż zwykle).
Jutro coś czeskiego. Na dniach jeszcze spora dawka filmów oscarowych, może przy okazji zabawię się w typowanie. Pojawią się też horrory. Z nowości kinowych na pewno Pokot i Skłodowska-Curie. Z książek? Ano sami widzicie co czytam. Skaczę od reportażu, historii, aż po leciutką i zabawną Rudnicką. W kolejce biografia Grzesiuka.

Ale przejdźmy do filmów. Wszystkie łączy pokazanie ludzi łamiących prawo w trochę innych sposób.

Aż do piekła. Bardzo chwalony, nawet nominowany do Oscara. Czy aż tak dobry?

Na pewno zachwycony byłem rolą Jeffa Bridgesa jako cynicznego szeryfa, tuż przed emeryturą. W ogóle aktorsko rzecz jest na dobrym poziomie, ale to kwestia dobrego napisania tych ról i ich prowadzenia. Niby można by było tę samą historię opowiedzieć w stylu: napad na bank, pościg, strzelanina, udało się albo nie. A tu ten schemat jest trochę przełamany. Po pierwsze nikt z widzów jakoś specjalnie nie współczuje okradanym przez braci bankom - to one odpowiadają za rozdawanie kredytów, a potem doprowadzanie ludzi na skraj bankructwa. Nawet chyba pracownikom nie zależy na tym, by jakoś się szarpać. Wszystko jest ubezpieczone. Nawet policja ściga ich chyba trochę z przyzwyczajenia. Zresztą, wcale nie ściga, tylko zaczaja się w kolejnym miasteczku, które szeryf typuje jako cel. 
Prosta historia, ale z ciekawością wgłębiamy się w motywację sprawców, w relacje między nimi, różnice charakterów, ich przeszłość. Co takiego stało się, że zdobyli się na taki krok? Dobre kino, bez większych nakładów, fajerwerków. Na pewno ciekawe. Może nawet bliższe dramatowi, niż kryminałowi. Z Oscarem to może przesada, ale w sumie tak dziwne rzeczy się nominuje...
Plus za świetną muzykę!
Z trzech dziś opisywanych, zdecydowanie najlepszy.

Legenda. Jednym zdaniem można by rzec: taki sobie film, ale genialna kreacja aktorska. I to podwójna, bo Tom Hardy gra obu braci bliźniaków: Ronalda i Reginalda Krayów. Jak on gra. Cholera, po prostu koncertowo. I nawet jeżeli scenariusz robi się trochę rozlazły, wątek miłosny zbytnio przeważa w całej historii, to z dużą frajdą będę wspominał kilka scen. Początek, gdy oglądamy rozwijającą się karierę braci, gdy muszą robić porządki z przeciwnikami, jest po prostu najlepszy. Gdyby taka była całość... Potem już większość scen nie ma takiej siły, nawet demolka, wypada blado. 

Jeden z braci jest wydawałoby się zrównoważony, panujący nad sobą, planujący strateg i mózg w tym duecie. Drugi, leczący się zresztą na zaburzenia osobowości, to chodzący dynamit, nieprzewidywalny, impulsywny. Razem wejdą na szczyt i razem znajdą się na samym dnie.  





 Trzeci z filmów jest chyba najmniej komercyjny, choć nazwisko Brada Pitta na pewno przyciągnęło na niego sporą uwagę. Nie jest to jednak sensacja, w której chodzi tylko i wyłącznie o jakiejś porachunki, konflikt, jakiś przekręt. W jeszcze większym stopniu niż w "Aż do piekła" liczy się to tło - to obraz Stanów Zjednoczonych po kryzysie finansowym, pełen rozczarowania, szarości, ruin dawnych marzeń. Nawet bandytów ogarnia ta recesja. Kiedyś do głowy by im nie przyszło, by na siebie nawzajem napadać, donosić, by obniżać stawki za wykonanie zadania.
Czy jest tu perspektywa na jakąś uczciwą pracę? Zapomnij.
Oto płatny zabójca rusza śladem sprawy napadu na turniej pokerowy, ustawiony przez lokalnych bandziorów. Nie mają dowodów, ale mają podejrzenia, a puścić sprawy płazem nie mogą. Akcja się trochę wlecze, ale mimo to w pamięci pozostaje kilka dobrych scen, postaci i klimat tego filmu. Więcej tu dialogów (chwilami bardzo dobrych) niż strzelaniny, czy mordobicia.
Łba nie urywa, ale nie jest źle. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz