czwartek, 16 lutego 2017

Szabasowa dziewczyna, czyli my nikogo nie chcemy nawracać

Zastanawiam się czy to ze mną jest coś nie tak, czy rzeczywiście coraz mniej jest zabawnych komedii w naszych teatrach (o kinach to już nie mówię). Czy naprawdę nie ma szans na dobry, aktualny, polski tekst, który by bawił? Ja rozumiem, że sprawdzone sztuki brytyjskie, francuskie, amerykańskie to samograje, ale trochę już zaczynają się rozmywać te wszystkie powtarzające się rozwiązania i sceny. Na tym tle "Szabasowa dziewczyna", czyli najnowsza premiera Teatru Żydowskiego trochę się wyróżnia. Nie mamy do czynienia z tym co najczęściej staje się tematem żartów, czyli nie ma kochanków, ukrywania zdrad, wpadek itp. W lekki sposób możemy za to przyjrzeć się trochę religii żydowskiej, pośmiać się z potocznego postrzegania różnych zwyczajów, czy też ze współczesnego podejścia do budowania związku. Czy dziś komukolwiek zależy na sformalizowaniu relacji, komu i dlaczego na tym zależy, a kto i z jakiego broni się przed takim rozwiązaniem - niby akcja sztuki dzieje się w Stanach, ale przecież widzimy wokół siebie również takie sytuacje.


Ron, dużo starszy, po dwóch rozwodach i choć jest z nią szczęśliwy, jakoś wcale mu nie spieszno, by przedstawić ją swoim dzieciom. Ile razy wpadają do niego na weekend, ukochana musi wyprowadzić się z domu do koleżanki, cały czas funkcjonują na dwa domowe telefony, by przypadkowo nie podniosła słuchawki gdy dzwoni była żona lub mama. Niby dorosły facet, a zachowuje się trochę jak dziecko. Wreszcie Krystyna (a tak - wątek polski) mówi, że ma dość. Koniec znajomości albo ślub. Ron ma jednak ważny argument: twierdzi, że jego matka, ortodoksyjna Żydówka, nigdy nie zaakceptuje małżeństwa z gojką. Dziewczyna postanawia więc przejść na judaizm :) Myślicie, że to takie łatwe?
Może i odrobinę za dużo tu elementów "edukacyjnych" i tłumaczenia co jest czym (meduza czy mezuza), ale i miejsce na humor się znajdzie, szczególnie gdy na scenę wkroczy komisja trzech rabinów, mających zatwierdzić przyjęcie do wspólnoty. Lekkie, niegłupie, a przy okazji jakaś przestrzeń na większą tolerancję się znalazła - im lepiej się poznamy, może łatwiej będzie rozmawiać :)
Na niewielkiej scenie (wciąż niestety Teatr Żydowski z dużymi spektaklami jedynie na gościnnych występach), bez szaleństw ze scenografią, ale za to z pomysłowym wykorzystaniem wcześniej nakręconych filmików, "Szabasowa dziewczyna" sprawdza się bardzo dobrze. Reżyser Marcin Sławiński (wcześniej m.in. Teatr Kwadrat, Komedia) dał temu zespołowi trochę świeżości.

Mocno kibicuję temu teatrowi w jego problemach i tym bardziej namawiam: zaglądajcie do Żydowskiego, wpierajcie ich, bo na to zasługują.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz