poniedziałek, 20 lutego 2017

Makabrycznie, czyli Bodom i American Burger


Pewnie w ciągu kilku dni podrzucę jeszcze dwa tytuły obejrzane w ramach Nocnych Maratonów Filmowych (też z horrorami), ale dziś zapowiedź wydarzenia, które zagości pewnie w mniejszych kinach, ale za to chyba dużo gęściej w Polsce :)
Fest Makabra to okazja do obejrzenia 6 filmów, chyba wszystkich premierowo w Polsce, jakoś balansujących na pograniczu gatunku horrorów. Zdaje się, że są tu dzieła i bardziej serio i takie bardziej pastiszowe, mroczne, krwawe i na pewno nie unikające przemocy.

Ja co prawda ani większym fanem, ani znawcą gatunku nie jestem, ale się wybieram (do kina PRAHA), a dziś mogę Wam przedstawić dwa dziełka, które można zobaczyć w ramach wydarzenia. Mam też nadzieję, że trochę moje wypociny na temat tego typu produkcji wesprze też koleżanka, która na horrorach zęby zjadła. No może przesadzam, ale dla mnie jak ktoś urządza sobie maratony z Piłą, okazuje nie tylko wytrzymałość, ale i wyjątkowe upodobanie do krwawych jatek, dzięki czemu ma wystarczające kompetencje do omawiania, czy rekomendowania wszelkich odmian filmów wywołujących ciarki na plecach. Olga, czekam na Twoje teksty! Blog też :)





Amerykański burger.

O rany! Ale jatka! A jednocześnie trudno oglądać to bez uśmiechu na twarzy. Wszystko tu jest od początku do końca przerysowane, począwszy od postaci bohaterów. Oto amerykańska wycieczka w składzie: cheerleaderki, napakowani futboliści, którzy się z nimi obściskują oraz nerdy śliniące się na ten widok, bo chcieliby być na ich miejscu, przemierza Europę autobusem w ramach wycieczki kulturoznawczej. Nudzą się niepomiernie i nie interesuje ich zbytnio program przygotowany przez ich opiekunkę.

A w programie tym nadszedł czas na zwiedzanie zakładów produkujących prawdziwe amerykańskie hamburgery. Dosłownie 100% amerykańskiego mięsa. Domyślacie się już troszeczkę.
No tak. Właśnie tak.

Niby głupio tak rechotać na widok młodziaków ganianych po lesie przez rzeźników albo panienki, która błąka się biedna i jakoś tak niechcący rozrywa sobie co i rusz jakąś część garderoby, ale przypominam sobie (o zgrozo), że gdzieś tam przypominają mi się obrazy zza oceanu, gdzie takie sceny były pokazywane zupełnie serio.
Tu serio nie jest, więc można to potraktować jako przerywnik między seansami trochę bardziej drastycznymi :)




Bodom
To już zupełnie inna bajka. Choć przecież zaczyna się w podobnym stylu. Dwóch chłopaków pragnie zrekonstruować prawdziwą zbrodnię sprzed lat i namawiają dwie dziewczyny, aby pojechały z nimi na weekend, żeby się rozerwać. Zanim zorientują się, że zamiast dużej imprezy są tylko we czwórkę, a zamiast domku wypoczynkowego, jest jedynie namiot na odludziu. Jeden z pomysłodawców zdaje się uważać, że to świetny pomysł, by zastawić pułapkę na sprawcę, który wcześniej nie został ujęty.

Powiedziałbym, że temu filmowi nawet bliżej do kryminału, niż do slashera, ale im dłużej oglądałem ten film, tym bardziej mniej zaskakiwał, bo łamał pewne schematy. To nie typowy Krzyk, czy Koszmar minionego lata, choć końcówka może i przypomina tamte produkcje. Nie martwcie się więc, że długo się rozkręca, bo finał jest aż przedobrzony.

Niepokojące, bo cholera, rzeczywiście niektórych ludzi fascynuje takie odgrywanie zbrodni, odszukiwanie miejsc, zbieranie śladów. Na ile to niewinne, a na ile kuszenie losu? Sami możecie się przekonać.
No i to otwarte zakończenie... Zdecydowanie na plus.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz