piątek, 17 lutego 2017

T.Love - T.Love, czyli ludycznie, melodyjnie i po częstochowsku

Mam ewidentny problem z tą płytą. Do T.love mam sentyment i słabość, bo uwielbiam bawić się przy ich starszych numerach, są świetni na koncertach, bo potrafią rozruszać ludzi i w małym klubie, na festynie i na dużej imprezie. Ale jak przychodzi do słuchania płyt studyjnych, jakoś rośnie moja irytacja i poczucie zażenowania. Te rymy, proste i powtarzane w kółko teksty... Niby ciekawe muzyczna rozmaitość (rozpiętość od disco i country aż po rockowe kawałki), niby wpada w ucho, jednak masz wrażenie, że to poziom twórczości na poziomie "Wszyscy Polacy to jedna rodzina". Może przesadzam, bo część tekstów ma z założenia robić wrażenie "zaangażowanych" i wyrażających wściekłość na otaczającą rzeczywistość, w zestawienia z hitami typu "Moi rodzice" (już wiecie co będzie puszczane przez następną dekadę na weselach), po prostu tracą pazura.
Materiał podobno nagrany został dość szybko, ale niestety tym razem chyba jednak warto by było lepiej nad nim popracować.

Może gdyby nie było na tym krążku wspomnianego już numeru albo równie infantylnej "Warszawy Gdańskiej"... Może. Mam wrażenie, że Muniek z zespołem przy każdym materiale mają problem z tym w którą stronę pójść: czy przebojową, prostych, chwytliwych melodii i chórków, czy jednak nagrywać coś w rodzaju protest songów. I tak stoją w rozkroku. Tu włożą fajną solóweczkę gitarową, tu się pobawią klawiszami, ma być lekko i przyjemnie, nawet jeżeli tekst jest kasandryczną wizją ponurej przyszłości. No i te teksty. Ostrzegamy przed alkoholem i snujemy wizję jakim to jest zagrożeniem, to zaśpiewajmy w refrenie, że on jest jak mama (?). No, będzie przebój - gwarantuję, pytanie tylko czy pozostała część tekstu będzie rozumiana przez śpiewających. Ech... Nuci się? To jest dobrze. Więc dodajmy po 30 razy ten sam motyw, by lepiej się wrył w pamięć słuchaczom. I zawsze można się przyznać: nie wiedziałem o czym napisać. A krytykom powiedzieć: hak z tym (to autentyczne kwiatki).
Tęsknię do jakiegoś bardziej jednolitego, ostrzejszego materiału tej kapeli. Przecież potrafią grać z jajem, nie muszą ograniczać się jedynie do żartów muzycznych, a tak traktuję część numerów z tej płyty. Pozostaje mi pozostawić sobie na dysku tylko kilka wybranych (może np. "Siedem"). 

PS Ale nie przestaję lubić Muńka. Dowód, że tego się po prostu słucha - zerknijcie po prawej stronie na górze co wpadło mi w ucho
 

2 komentarze:

  1. Zgadzam się z każdym twoim słowem!!!! Nie mogę słuchać obecnego Mundka. Teksty, w których poprzez "łopatologię stosowaną" próbuje przekazać nam swoje mądrości życiowe, są koszmarne. Właściwie nie wiem do kogo są one skierowane. Żal mnie ogarnia, kiedy słyszę w mojej trójce Mundka walczącego z tymi słabymi tekstami. Przykre, bo jestem w tym samym wieku co lider T.Love i cały czas bawią i poruszają mnie dawne piosenki.

    OdpowiedzUsuń