piątek, 3 lutego 2017

Romeo i Julia, czyli początek przygody z Comedie Francaice.

Wczoraj w kinie "Amadeus" prosto z Londynu, dziś trochę chodzę padnięty, ale nie przestaję kochać tego co robi Na żywo w kinach w ramach tego cyklu. Do spektakli z Londynu, niedawno doszły kolejne fantastyczne wydarzenia: tym razem wybrane przedstawienia z Comedie Francaise z Paryża. Na początek klasyk, ale nie francuski. Romeo i Julia.
Adaptacja zadziwiająco podobna do tego co pokazał zespół Kennetha Branagha  - znowu mamy lata 50, ale tu mam wrażenie, że mniej konsekwentni byli Francuzi, którzy trochę kombinowali ze strojami, sięgając jednak w przeszłość. W każdym razie znowu znalazło się miejsce na potańcówkę, mundur włoskiego żandarma, czy zabawnych księży o wielkim sercu (tu aż dwóch). Przy wersji brytyjskiej ciut kręciłem nosem, a teraz?


Ponieważ oba przedstawienia widziałem niedługo po sobie, chcąc nie chcąc robiłem porównania i niestety nie wypadają one na korzyść Francuzów. Mam wrażenie, że sporo u nich jednak grania "twarzą do widza" i deklamowania swoich kwestii, choćby z bardzo dramatyczną miną. Sorry, taki styl aktorstwa, powinien jednak już iść do lamusa albo zostawmy go dla najlepszych. Zabrakło choćby odrobiny luzu (jak świetna postać niani w wersji brytyjskiej) i czuje się niestety, że chyba trema ich trochę zżarła... A może to światło ich tak wykończyło. Aktorzy w takim razie powinni dać baty technikom od filmowania tej sztuki, bo przez nich, wypadają naprawdę niczym nietknięci ręką charakteryzatorki amatorzy.
Zaskakuje na pewno dość surowa scenografia i jej wykorzystanie, rozwiązanie pewnych scen, bardziej symboliczne niż nawiązujące do tekstu (masek na balu nie ma wcale, choć o nich się mówi), wiek bohaterów (przyzwyczajeni jesteśmy jednak do dużo młodszych aktorów). To na pewno nie jest zła adaptacja (oj widywała się dużo słabsze), ale też nie powala niczym wyjątkowym. Może gdybym nie oglądał tuż wcześniej, tak podobnej brytyjskiej (i chyba bardziej żywej, mniej rozwleczonej) wersji... Na pewno trudno wymagać od Teatru, który słynie z klasyki, jakichś eksperymentów, ale może w takim razie trzeba było jednak pokazać na początek cyklu coś mniej znanego u nas? Czekam na Moliera! O tak, tego Francuzi na pewno nie schrzanią.
Wbijajcie na profil Na żywo w kinach - tam więcej informacji. Na pewno sieć Multikina pokazuje to w całej Polsce, ale w Warszawie nawet mamy większy wybór, a w mniejszych miejscowościach wiem, że pokazy też się odbywają.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz