czwartek, 9 lutego 2017

Amadeusz, czyli Bóg dał mu dar

Cykl pokazów National Theatre Live organizowany przez studentów UW (w Warszawie zawsze pierwsi), przeniósł się do kina PRAHA, a ja podążyłem jego śladem. To już uzależnienie :) Sami możecie zobaczyć ile fajnych rzeczy udało się już zobaczyć (zakładka teatr na górze bloga). A jak przeglądam zapowiedzi, to jeszcze bardziej mi się gęba śmieje. Zaglądajcie na stronę kina albo na profil Na żywo w kinach, żeby być na bieżąco. Już za kilka dni Święta Joanna! Czterogodzinna uczta.
Skąd moje zachwyty? Nie tylko dlatego, że do Londynu kawałek i inaczej bym tego nie zobaczył pewnie wcale. Jest jeszcze coś. Nikt bowiem nie może zaprzeczyć, że oglądając sztuki z Londynu na każdym kroku czuje się, że to zupełnie inne pieniądze i zupełnie inna jakość. Dbałość o scenografię, niesamowite pomysły sceniczne, muzyka na żywo, to u nas wciąż rzadkość, bo mało który teatr na to stać. A szkoda. Przykład "Amadeusza" pokazuje jak wielkie wrażenie mogą zrobić odpowiednie nakłady. O ile bowiem przyzwyczailiśmy się już do genialnego obrazu Formana, który również powstał na podstawie sztuki Petera Shaffera, to trudno sobie wyobrazić jak tą atmosferę, rozmach, genialną, żywiołową muzykę przenieść na scenę, aby nadal tętniła w tym wszystkim energia. Po obejrzeniu transmisji z tego przedstawienia mogę już powiedzieć: da się.
To naprawdę robi niesamowite wrażenie.


Jak pewnie wszyscy pamiętają, sztuka opowiada o Mozarcie, ale z punktu widzenia nadwornego kompozytora cesarza, czyli Antonio Salieriego. Ten pobożny Włoch, który do swych sukcesów doszedł ciężką pracą, ze zdumieniem obserwuje młodziutkiego Amadeusza, który przybył do Wiednia. Początkowe lekceważenie, pobłażliwość, zamieniają się z czasem w obsesję, chorobliwą wręcz zazdrość i nienawiść. Jemu Bóg poskąpił talentów, jego kompozycje są schematyczne i okupione sporym wysiłkiem, a ten bezczelny gówniarz potrafi od ręki tworzyć rzeczy po prostu nieziemskie, bez trudu, bez żadnych poprawek, tak jakby w głowie grała mu już cała orkiestra. To konflikt w którym obok muzyki, ważne są również systemy wartości, postawy, bo młody Mozart nie przejmuje się zbytnio ani religią, majestatem władcy, moralnością. On chce się bawić. Salieri postanawia więc opleść go siecią intryg, tak aby mimo niezaprzeczalnych talentów, wszyscy powoli odsunęli się od Amadeusza, aby umarł on w nędzy.

W rolę Włocha wcielił się Lucian Msamati, a Mozarta gra Adam Gillen. Obaj świetnie weszli w swoje postacie. Salieri staje przed nami nie tylko jako prowadzący grę z młodym kompozytorem mężczyzna w sile wieku, ale również jako starzec, który tuż przed śmiercią spowiada nam się ze swoich uczynków. Wyklinający Boga, wypowiadający mu wojnę, triumfujący jest równie przekonujący jak i targany wyrzutami sumienia, gnębiony zazdrością, cierpiący. Gillen miał trochę łatwiej, bo też jego rola od początku wydaje się publiczności bardziej atrakcyjna, ciekawsza, skupia na sobie uwagę. Rozchichotany, zarozumiały, sprośny, nadpodbudliwy - jest prawie cały czas dużym dzieckiem, które nie chce dorosnąć, nie potrafi wziąć odpowiedzialności za bliskich, spala się pomiędzy użalaniem nad sobą, a chwilami zatracenia, gdy się bawi, czy tworzy. Jego kolorowe glany (do stroju, który jest jak najbardziej z epoki) zabawnie podkreślają fakt przekraczania różnych granic, tą jego nieprzystawalność, a jednocześnie pokazują go jako atrakcyjnego buntownika dla pokoleń współczesnych. Współcześni mu, nie docenili jego muzyki. Dziś pamięta się głównie jego.    

Inscenizacja robi niesamowite wrażenie przede wszystkim ze względu na świetne połączenie tekstu z muzykę i to graną na żywo. Muzycy Sounthbank Sinfonia nie siedzą wcale gdzieś z boku, ale są częścią tego co dzieje się na scenie. To wszystko ma bardzo dobrą dramaturgię, jest pomysłowo zaaranżowane (nie tylko wykonanie muzyczne, ale również ruch, oddanie atmosfery poszczególnych kompozycji). Naprawdę świetny spektakl i jeżeli tylko będziecie mieli okazję: wybierzcie się gdzieś na pokaz. Fotki, filmy i więcej detali dla chętnych tu. 

A ja jeszcze raz kłaniam się nisko za możliwość oglądania pokazu. Mimo trudności technicznych :) Kino PRAHA: Dziękuję!



2 komentarze:

  1. Miałam szczęście widzieć ten spektakl na żywca. Msamati jest fenomenalny. Wszystkie teatralne nagrody należą mu się za tę rolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Moim zdaniem zagrał lepiej niż tak chwalony Gillen. Jeżeli ma się charakterystyczną postać, łatwiej zebrać brawa.

      Usuń