Czytając ją, od razu pisałem o planowanej ekranizacji Burtona: Wizualnie to na pewno będzie perełka, a książka jak mało która pasuje do jego dziwnych, pokręconych wizji. Podobała mi się wtedy w niej ta początkowa nieoczywistość - okropieństwa drugiej wojny światowej i fantazje na temat potworów ukrytych pod ludzkimi postaciami.
Tyle, że tym razem chyba trochę maczali w tym producenci, bo gdzieś ta magia trochę ulatuje. W książce na pewno spory wpływ na klimat miała nie tylko treść, ale i zdjęcia: pożółkłe, tajemnicze, mroczne. I trochę też taki obraz nam towarzyszył: deszczowej i mglistej wyspy, ruin sierocińca, a nawet potem, sceny jakie pojawiały się w głowie, dalekie były od sielanki. A w filmie: wizualna feeria barw, nasycone kolory i nawet to co dziwne, zaskakujące, sprawia wrażenie czegoś normalnego. Zamiast domu dla dzieci odrzucanych przez społeczeństwo, zgorzkniałych dziwaków skazanych na życie wciąż w tym samym dniu, obdarzonych groźnymi mocami (np. panowania nad ogniem, ożywiania), mamy coś na kształt Akademii Pana Kleksa, z zabawami i masą dzieciarni (jednak wyobrażałem sobie starszych lub chociaż ciut dojrzalszych). Oczywiście do czasu, bo potem dzieje się dużo rzeczy burzących tę idylle, ale to pierwsze wrażenie jest ważne.
O fabule chyba nie będę pisał, na tylu stronach możecie przeczytać jej streszczenie, a i pisząc o książce, w pewien sposób się do niej odniosłem. Co ważne, wprowadzono tu jednak trochę zmian. Ponieważ czytałem tylko pierwszy tom (a wychodzi już trzeci), finał trochę mnie zaskoczył, ale być może wykorzystano też pomysły z kolejnych książek. To co zwróciło moją uwagę to zmiana "mocy" Emmy, dziewczyny, która będzie dla głównego bohatera kimś w rodzaju przewodnika po tym dziwnym świecie. Na to jednak wkurzą się tylko najbardziej zagorzali fani literackiej wersji.
Dla twórców ważne było, by trochę różne sprawy uprościć, przyspieszyć, by wszystko było zrozumiałe i w dodatku zakończone mocnym finałem. To się w miarę udaje - seans mija błyskawicznie. Kilkanaście minut wprowadzenia w historię, ale gdy już dotrzemy do domu Pani Peregrine (fantastyczna Eva Green, choć wyobrażałem sobie opiekunkę jako kogoś starszego) akcja nabiera tempa. Robi się z tego film przygodowy, pełen akcji, a tajemnica z niego troszkę znika. Nadal dla młodszych widzów może być chwilami strasznie, ale przecież już niejedno widzieli na ekranie.
I to chyba właśnie zaważyło na tym, że Burton nie miał za bardzo gdzie rozwinąć skrzydeł, nadać filmowi trochę charakteru i własnej wizji - za dużo się dzieje, by widz mógł delektować się detalami, które zawsze były u niego najcudowniejsze. Postacie dzieciaków obdarzonych niespotykanymi mocami same w sobie stanowiły już atrakcyjny punkt historii, ale nawet oni trochę giną gdzieś w całym tym galimatiasie, czyli ewakuacji domu spowodowanej zagrożeniem przez okrutnego Barrona i posłuszne mu głucholce.
Film nie jest tak rozpasany wizualnie jak "Charlie i fabryka czekolady", brak może tej magicznej, dziwnej i mrocznej stylistyki Burtona, ale w końcu sam materiał wyjściowy ma trochę taki klimat, może więc reżyser uznał, że nie musi wiele w nią ingerować. "Osobliwy dom pani Peregrine" ogląda się dobrze, może się podobać, ale chyba oczekiwałem od tego twórcy czegoś więcej. Wyszła mu sprawnie przygotowana produkcja familijna (z elementami grozy, więc raczej nie z maluchami) i rzecz, która chyba nie będzie stawiana na równi z jego poprzednimi filmami.
Choć muszę przyznać, że nawet po kilku dniach od seansu (dziękuję sieci Cinema City!), o kilku scenach myślę z dużą przyjemnością (nurkowanie albo scena bombardowania - kto zobaczy będzie wiedział o czym mówię).
Choć muszę przyznać, że nawet po kilku dniach od seansu (dziękuję sieci Cinema City!), o kilku scenach myślę z dużą przyjemnością (nurkowanie albo scena bombardowania - kto zobaczy będzie wiedział o czym mówię).
Ja chętnie bym przeczytała książkę o tym tytule. jakoś zabieram się i nie po drodze mi do niej. Słyszałam, że "Dom Pani Peregrine" należy akurat do powieści, które warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńskoro takiemu staremu piernikowi jak ja się podobała taka "młodzieżówka" to znaczy, że nie jest banalna. Ale warto wersję papierową, bo ona ma większy urok (zdjęcia, pożółkły papier) niż e-book
UsuńZ pewnością obejrzę :-) Uwielbiam takie filmy!
OdpowiedzUsuńod piątku już w kinach! Ale raczej nie polecam dubbingu
Usuń