sobota, 29 października 2016

Śliski interes - Ryszard Ćwirlej, czyli spytaj milicjanta, on ci wskaże drogę

O Targach Książki pisać na blogu nie będę, ale za to na profilu na FB (link obok) znajdziecie trochę fotek :)

No i mogę sobie tylko pluć w brodę, że wyjeżdżając na targi nie mogłem się zdecydować czy brać coś z domowej kolekcji, żeby zdobyć autografy. Skutkiem tego przechodząc obok p. Ryszarda Ćwirleja podpisującego ten najnowszy tytuł mogłem się tylko uśmiechnąć i ukłonić. No nic, może w Warszawie nadrobię i pewnie będę miał większe możliwości zakupowe, bo tu nawet nasza "nośność" mnie ograniczała. Obiecuję to sobie, bo o ile poprzedni tytuł tego autora uważam za dobry, to dopiero teraz w pełni się zachwyciłem (z Martą Kisiel też tak miałem) i będę sobie zbierał starsze tomy o naszych dzielnych milicjantach. Intryga intrygą, ale przede wszystkim klimat lat 70 i 80, z ich absurdami, szarością, ale i „zaradnością” ludzi - w książce Ćwirleja odnajdziecie mnóstwo znajomych obrazków. Jedne wywołają uśmiech, inne zgrzytanie zębami i trzeba przyznać, że te dziwne czasy zostały sportretowane cholernie trafnie. A jeżeli ich nie pamiętacie, bo urodziliście się już po roku 1989? Pewnie trudno będzie Wam w niektóre rzeczy uwierzyć, wydadzą się one przerysowane, tragikomiczne. Jak to? Wszystko trzeba było zdobywać i załatwiać?
Ale gdy spytacie kogoś starszego, potwierdzi ile w tym celnych obserwacji. Oto kryminał retro, który przeniesie nas w całkiem nieodległą przeszłość, ale jakby w kompletnie inny świat. No i ci bohaterowie - krwiści, nie bez wad, czasem zabawni, ale też bardzo pasujący do tej historii.


Puste półki w sklepach, produkty na kartki i to raczej słabej jakości, większość rzeczy załatwiało się przez znajomości, układy, przysługi, a jak ktoś miał choć niewielką ilość dolarów to był po prostu panisko. PRL wciąż wydaje nam się bardziej przaśny i zabawny, niż przerażający, ale może dlatego, że oswoiliśmy jakoś wszystkie te idiotyzmy. Ćwirlej po mistrzowsku operuje różnymi scenkami, wplata je w śledztwo, czym niejednokrotnie przywołuje nam uśmiech na twarz. Kolejki, ciągłe kombinowanie, lewe interesy, cinkciarze i wszechobecny alkohol – to tło dla ciekawie zarysowanej intrygi kryminalnej. Milicjantom, którzy zwykle zajmują się awanturami rodzinnymi, pijaczkami i od biedy jakimiś kradzieżami, czy nadużyciami w zakładach pracy, przyjdzie stanąć oko w oko z prawdziwą mafią. Wielkie pieniądze, które będą przechodzić z rąk do rąk, bo przecież pokusa jest zbyt wielka, żeby samemu sobie czegoś nie uszczknąć, skoro okazja sama się pcha w ręce. Nie zabraknie też służb bezpieczeństwa, które przecież w tamtych czasach wydawały się wszechwładne i były jeszcze bardziej znienawidzone niż milicja obywatelska. Przecież dobrze było z tymi ostatnimi żyć za pan brat, by w razie czego mogli przymknąć oko na to i owo.

Jednego z takich typków, którzy potrafili być do rany przyłóż, jeżeli się z nimi dobrze żyło to jeden z głównych bohaterów tej powieści i chyba mój ulubieniec, czyli chorąży Teofil Olkiewicz. Do super inteligentnych nie należy, za to trudno mu odmówić szczęścia i nosa. Tego ostatniego ma zwłaszcza do znajdywania alkoholu, którym raczy się w każdej wolnej chwili. Wciąż na rauszu, wkurzony gdy każą mu jechać gdzieś w miasto w sprawie trupa, ten pijaczyna zawsze ta potrafi się ustawić, że splendor rozwiązania każdej sprawy i tak przypisywany jest jemu. I to właśnie on stanie się bohaterem powieści kryminalnej, którą zacznie pisać jego kolega - na chwałę milicji obywatelskiej, broniącej praworządności i dobrobytu w socjalistycznej ojczyźnie przed obrzydliwymi spekulantami, złodziejami i najgorszymi z nich wszystkich wichrzycielami z Solidarności. Zestawianie jego prawdziwego sposobu myślenia z tym co przypisuje mu jego kompan wciąż przyprawiało mnie o ból brzucha ze śmiechu.

Jest i humor i akcja - znikające trupy, w których ciałach było coś zaszytego, podrabianie alkoholu, walka o przejęcie handlu dolarami, tajemnicze typki biegające po mieście w poszukiwaniu paczek z białym proszkiem – wszystko to łączy się dziwnie i przeplata. Prędzej czy później drogi każdego z trzech milicjantów spotkają się, a połączone doświadczenie sprawi, że wszystko uda się szczęśliwie wyjaśnić. Naprawdę fantastycznie się to czyta. Duże brawa za masę wątków pobocznych i postaci drugoplanowych, które tak naprawdę tworzą tu klimat. I żałuję, że poznaję tego autora tak późno.

1 komentarz:

  1. Jak tylko skończę to, co akurat czytam ("Dziewiąty grób" Ahnhema), biorę się za tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń