No to zerknijmy dalej na półkę młodzieżowych czytadeł córki - tym razem Green, który u nas jest bardzo popularny, ale napiszę o ekranizacji. Pewnie książka równie mocno porusza serducha (nie tylko młodych), no bo jak tu się nie wzruszać, gdy wiesz, że na miłość dwojga zakochanych zostało im tak malutko czasu. Tym bardziej więc warto, zamiast zamykać się w depresji, w cierpieniu, korzystać pełnymi garściami z tego co zostało. I o tym właśnie jest ta opowieść. Dla tych kilku szczęśliwych chwil warto nawet czasem ponieść ryzyko, że organizm osłabiony wysiłkiem, odmówi nam posłuszeństwa. No bo co zamiast? Oczekiwanie na to co i tak nieuchronne?
Było kiedyś Love story, teraz mamy Gwiazd naszych wina.
Oboje młodziutcy i oboje z rakiem. Hazel z rakiem tarczycy (i przerzutami na płuca), a Gus, który wcześniej był w drużynie koszykarskiej, już ma amputowaną z powodu raka nogę i lekarze obserwują co będzie dalej. Wyobrażacie sobie, że oboje potrafią z tego żartować? I mimo, że każde z nich cierpi, walczy o każdy miesiąc życia, bo nie jest go pewnym, gdy się spotkali jest im chyba jeszcze trudniej. Paradoksalnie teraz boją się nie tylko o siebie, ale również o to drugie.
To się po prostu dobrze ogląda - jest w nich tyle radości, ciepła, choć przecież wiedzą o tym co nieuchronne, tak bardzo potrafią cieszyć się sobą, wiedząc, że tych chwil zostało im bardzo niewiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz