sobota, 8 października 2016

Głębokie błękitne morze, czyli tak wielkie pragnienie bycia kochaną

Na żywo w kinach. Tyle razy pisałem już o tym projekcie. Opera, balet, teatr i to w dodatku najciekawsze, wybrane spektakle z najlepszych teatrów. Nawet jak stać nas na wypad do Londynu na weekend, to przecież nie zawsze uda się zobaczyć wszystko. A tu mamy możliwość oglądania najlepszej obsady, ciekawych przedstawień i to w dodatku nawet bliżej niż ma okazję robić to przeciętny widz. Coś za coś. Nie jesteśmy tam, ale za to widzimy wszystkie emocje aktorów na dużym zbliżeniu. 
Tym razem dzięki kinu Atlantic, które prowadzi pokazy wraz z samorządem studenckim UW, obejrzałem świetny dramat napisany w latach 50 przez Terence'a Rattigana. Dla mnie mało znany, więc nawet ucieszyłem się, że w przerwie pokazano jeszcze wywiad z reżyserką, która trochę przybliżyła postać twórcy i wspomniała o wątkach autobiograficznych.
Ile razy jestem na tych pokazach, to zachwycam się scenografią. Cholera, rozumiem, że oni dysponują zupełnie innymi pieniędzmi, ale to czasem projekty wcale nie rozdmuchane, za to zawsze świetnie przemyślane. Dobre wykorzystanie światła, przestrzeni, rekwizytów: to ewidentnie zupełnie inna klasa myślenia o opowiadaniu historii. Dzięki temu gra aktorów, ich opowieść, ruch, są pełniejsze, nie wydają się tak bardzo zagubieni, jak to bywa w naszych teatrach.



Jeden pokój (salon z kuchnią), w którym widzimy naszą bohaterkę, ale oprócz okien wychodzących na ulicę (nawet pomyśleli o tym, by w wieczornych scenach pojawił się księżyc), mamy jeszcze tło - wszystkie ściany są z papieru, więc widzimy życie całego domu, sąsiadów na klatce, w ich mieszkaniach, bohaterkę, jak udaje się do sypialni. Dzięki temu lepiej rozumiemy też jej stan psychiczny, w sytuacji, w której nic nie da się na dłużej utrzymać w tajemnicy, gdy różne osoby próbują po swojemu "pomóc" w jej problemach. 

Sztuka to przede wszystkim popis aktorski Helen McCrory, która nawet na chwilę nie przestaje być na pierwszym planie. Grana przez nią kobieta, która ucieka od męża, by żyć po kryjomu z dużo młodszym od siebie, przystojnym pilotem RAF-u, to postać tragiczna, pełna rozdarcia i rozedrgania. Czuje, że kochanek poświęca jej coraz mniej czasu, że wychodzi z domu i nie wraca na noc, że się zmienia, że musi znosić to, że przestał pracować, że pije. Ale nie przestaje go kochać. To jakby uzależnienie, którego jest świadoma i od którego nie potrafi się uwolnić. Jej emocje balansują od rozpaczy, do nowej nadziei. Może się nawet upokorzyć, błagać, zrobić wszystko co tylko można, byle od niej odszedł. Czuje jednak nieuchronnie, że to nie może wiecznie trwać. Czy w takim razie będzie potrafiła wrócić do dawnego życia, udając, iż nie przeżyła nic w ciągu ostatniego roku? To doświadczenie bycia pożądaną, kochaną, choćby przez krótki czas, było rewolucją w jej życiu. Tylko jak teraz żyć, gdy to się traci? Nei może przecież zgodzić się na to co było, na udawanie, na trwanie byle jak. Ale czy jedyną drogą jest samobójstwo?    
Tu więcej o spektaklu i stąd też fotki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz