Conan. Któż na dźwięk tego imienia nie ma natychmiast jakichś skojarzeń. Najczęściej pojawia się w głowie olbrzymi mięśniak z dwoma mieczami, bezlitosny zabójca, który rzadko poddaje się procesom myślowym, ale rządzą nim instynkty, barbarzyńca ubrany w skóry, albo w jakąś przepaskę. Wciąż wpadający w kłopoty i cudem się z nich wydobywający. Zgadłem? Na dodatek ma twarz gubernatora jednego ze stanów amerykańskich? No popatrzcie, ja mam tak samo.
I od razu się przyznam, że nigdy nie byłem fanem tego bohatera. Wolałem coś inteligentniejszego, z większym jajem, choć jak pamiętam kumpel, który jest Conana wielkim smakoszem, próbował mnie przekonać do tych klimatów. Bardzo liczyłem na to, że pomoże mi w tej notce, że będzie to dwugłos, ale biedakowi zalało mieszkanie, więc ma teraz większe problemy na głowie niż pisanie recenzji (np. rozpaczanie nad kolekcją książek). Ale dotarły do mnie wieści, że mu się podobało. I wiecie co? O dziwo mi też. To co w czytaniu wydawało się dość miałką mieszanką przygodówki i fantasy, magii i miecza, męskiego testosteronu i pięknych ciał kobiet, które bohaterowie podbijają, w wersji audio okazuje się wyśmienitym słuchowiskiem. Po raz kolejny to zasługa przede wszystkim...ludzi, którzy nad tym audiobookiem pracowali. Chylę czoła przed firmą Sound Tropez, bo to co wychodzi spod ich rąk, za każdym razem robi wrażenie. To nie żadna masówka, odczytana przez mniejszą lub większą gwiazdę, ale przemyślana i zrealizowana krok po kroku adaptacja dźwiękowa, która stwarza świetny klimat. Wtedy nawet wydawałoby się banalny tekst, albo coś co nie kojarzy nam się z książką, czyli komiks, potrafi wciągnąć niczym najlepszy bestseller. Przekonałem się o tym choćby przy "Żywych trupach", a potwierdza się to również w przypadku Conana. Bo to kolejny raz gdy właśnie komiks, a dokładnie kultowe zeszyty Briana Wooda o Cymeryjczyku i jego przygodach, stają się podstawą do zrobienia z tego opowieści do słuchania.
Jest jedna wada tego produktu, o której wspomnę na koniec, a poza tym mogę mówić w samych superlatywach. Doceniam prace scenarzystów (weź i przerób komiks na książkę, opracuj całe tło dźwiękowe), ludzi zaproszonych do czytania (m.in. Magdalena Boczarska, Szymon Bobrowski, Nergal, Piotr Zelt, Krzysztof Banaszyk), jak i tych, którzy siedzieli nad produkcją i dopieszczeniem tego aż do efektu końcowego. Obojętnie czy akcja dzieje się w karczmie, czy na statku pośrodku oceanu, przenosimy się tam wraz z bohaterami. Nic tylko zamknąć oczy i odlecieć. To wszystko stanowi przynajmniej w 50% o klimacie efektu końcowego. No i warto wspomnieć o muzyce kończącej każdy z rozdziałów. Chwilami zaskakująco współczesnej, mocnej, ale za każdym razem dostajemy troszkę coś innego - jaka to odmiana w porównaniu z masą bardziej drażniących niż przykuwających uwagę melodii z innych audiobooków.
Wada. Pewnie jesteście ciekawi. Nie, bynajmniej nie chodzi o samą historię - ta jest mało skomplikowana, ale przecież tak to jest z historiami o Conanie. Nie chodzi też o głosy - kwestia przyzwyczajenia (kto uważa, że taki Conan jak ten obok powinien mówić niskim, ponurym głosem?). Po prostu słucha się tego tak świetnie, że zanim się obejrzałem już dotarłem do końca. Coś koło 2 godzin słuchania to przecież niewiele w porównaniu choćby z taką "Grą o tron". Ja chcę jeszcze!
Kto by pomyślał, że nie będę miał dość Conana...
Dzięki SoundTropez!
Conan u mnie nie ma szans :) W żadnej wersji :)
OdpowiedzUsuńWidze jednak plus - rewelacyjnie jest to nagrane.
Mi również kojarzy się on z mało inteligentną formą życia. :)
OdpowiedzUsuńConan zawsze dobrze mi się kojarzył - luźna rozrywka, pełna akcji, w sam raz, żeby odpocząć od trudów codzienności. A co do filmu - soundtrack Basila Pouledurisa zasługuje na Oscara (Conan Barbarzyńca).
OdpowiedzUsuńkurcze, jeszcze przede mną. ale ten audiobook dobrze mnie do Conana nastroił
Usuń