sobota, 16 marca 2013

Zamiana - David Lodge, czyli czy jesteś przywiązany do sposobu swojego życia?

Jutro św. Patryka, myśli biegną do przyjaciół, którzy wyjechali do Irlandii i tam próbują układać swoje życie. Zawsze dużą sympatią darzyłem ten kraj, z ciekawością obserwuję jak się zmienia, oby za jakiś czas z jego tradycji nie zostały tylko jakieś nędzne namiastki... Łatwo jest odrzucić coś jako przestarzałe, trudniej potem na nowo to wskrzesić gdy odejdą już starsze pokolenia... Nie wiem czy jutro będzie czas na notkę, więc już dziś na zakończenie coś muzycznego w klimacie zielonej wyspy, a wszystkim tym, którzy będą świętować - wszystkiego dobrego! Nie przesadzajcie z piwem!

A ja dziś o kolejnej książce Lodge'a. Po "Fajnej robocie" udało mi się wypożyczyć "Zamianę". Tam chodziło o konfrontację sposobu myślenia wykładowcy literatury i inżyniera, tu natomiast otrzymujemy zabawne spojrzenie na różnice kulturowe między Brytyjczykami i Amerykanami w dobie rewolucji obyczajowej lat 60-tych. Zostało mi jeszcze przeczytanie trzeciego tomu tej uniwersyteckiej trylogii, wkrótce ruszam na polowanie, bo Lodge nie tylko bawi, ale i gdzieś tam zostawia jakieś refleksje...
 
Dwóch wykładowców na pół roku zamienia się miejscami - z różnych powodów jadą bez rodzin, niewiele wiedzą o tym co ich czeka na uczelni, wciąż zaskakiwani są też zupełnie innym poziomem życia i mentalnością. Gdybyż chodziło tylko o różnicę temperatury :) Wszystko wydaje się inne - od wykładanych studentom treści (choć obaj zajmują się literaturą angielską) i sposobu ich przekazywania, przez to jak zachowują się studenci i władze uczelni, aż po warunki lokalowe. Dla Amerykanina, Anglia wydaje się tkwiącą w poprzednim stuleciu krainą, gdzie ludzie tkwią w starych schematach bojąc się je przełamać, Brytyjczyka natomiast szokuje ogromna swoboda (nie tylko obyczajowa) jaką przesiąknięte jest całe życie w nowym miejscu. Lata 60-te to czas rewolucji, która zmieniła wiele - możemy przyglądać się temu jak w różnych miejscach wyglądało to w oczach kogoś z zewnątrz. Różnice kulturowe, ale też charakterologiczne (czy też raczej temperamentalne) obu profesorów dają autorowi okazję do tworzenia naprawdę zaskakujących i komicznych sytuacji.
Jeden bardzo tęsknił za zmianą i cieszył się na to co go czeka, drugi najchętniej nic by nie zmieniał, ale dla niego wymiana była formą ucieczki. Każdy z panów ma swoje postanowienia, przyzwyczajenia i zasady, ale obaj zaskoczeni dziejącymi się wokół nich wydarzeniami popłyną z ich prądem, odkrywając w sobie nowe oblicze, które ich samych troszkę zdziwi. W całej tej układance wcale nie mniej istotną rolę odegrają ich żony, wszak pół roku wymiany między uczelniami kończy się szybko - czy będą potrafili wrócić do tego co było gdy zamiana przekształciła się u obu w przemianę? 

Naprawdę zabawna lektura - fajne inteligentne pomysły, dobre dialogi i świetnie uchwycona atmosfera tamtych czasów. Warto zastrzec, że Lodge nie jest zbyt pruderyjny, więc pewnie nie każdemu książka przypadnie do gustu, ale tu nawet dylematy moralne i przemianę bohaterów trudno traktować serio. To raczej satyra na życie akademickie, pokazujące ile tam jest zakłamania, głupoty i cynizmu. Autor wykładał w obu krajach, więc nawet jeżeli niektóre rzeczy wydadzą nam się przesadzone, to wciąż zastanawiamy się na ile to realne sytuacje jakich doświadczał...

Cieniutkie, dowcipne i nie za ciężkie.

2 komentarze:

  1. Moje myśli pobiegną do syna, który pracuje w Dublinie.
    Pisarza nie znam.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze myślałem o zwiedzeniu tego kraju. Pewnikiem kiedyś to się uda :-)

    OdpowiedzUsuń