środa, 27 marca 2013

Poradnik pozytywnego myślenia - Matthew Quick, czyli książka chyba nawet lepsza

Jeżeli słyszeliście dobre rzeczy o filmie, lub jeżeli go już widzieliście, to z góry namawiam Was do tej lektury. Po raz kolejny przekonuję się, jak można z materiału literackiego zrobić coś zupełnie innego... No tak, ktoś by powiedział - książka zwykle jest lepsza od ekranizacji. Ale nie wściekajcie się, że teraz to już po ptakach i w głowie będziecie mieli pełno obrazów, które wpływają na odbiór słowa pisanego. Naprawdę namawiam - trochę inny klimat, trochę o co innego chodzi, a co ważne: kilka elementów, które w filmie mogły być niejasne (bo on trochę jest chaotyczny) tu się na szczęście rozjaśnia. 
Całość historii opowiadana jest przez Pata - młodego mężczyzny, który po ciężkiej traumie trafił na kilka lat do zakładu zamkniętego. Oto spełnia się jego marzenie - mama zabiera go do domu, pod warunkiem, że nadal będzie przyjmował leki i chodził na terapię. On sam zdaje sobie sprawę, że musi się kontrolować, nauczył się rozpoznawać nadchodzące fale agresji i bardzo stara się zmienić. Bardzo dużo ćwiczy, stara się być dla wszystkich miły i próbuje nadrobić wszystko to co kiedyś przeszkadzało jego ukochanej (np. mnóstwo czyta). Wszystko to robi dla żony, bo ma nadzieję, że do niej wróci, że będzie tak jak dawniej.
Jego życie wydawałoby się toczy się w dobrym kierunku, teraz tylko czeka na chwilę gdy znów zobaczy ukochaną. Ten moment jakoś jednak nie nadchodzi, a gdy stara się rozmawiać na ten temat, wszyscy nagle jakoś dziwnie zmieniają temat. W ogóle wokół Pata dzieje się sporo rzeczy, których on nie rozumie - nie wie czemu zniknęły wszystkie zdjęcia z jego ślubu, czemu nie może sobie przypomnieć różnych rzeczy, nie wie czemu matka płacze, czemu ojciec z nim nie rozmawia, a brat zachowuje się tak jakby chciał mu coś wynagrodzić. No i nie wie czemu te z jego punktu widzenia strasznych kilka miesięcy w zakładzie, w perspektywie innych były jakimś strasznie długim okresem czasu.
Mimo różnych dylematów i kryzysów, chłopak jest zdeterminowany - zrobi wszystko by wrócić do żony - musi być zadbany, więcej o niej myśleć, bardziej się starać, a nagroda jest tuż tuż. On się nie poddaje, nie traci wiary - to jego uparte dążenie do celu kosztem np. niesamowitego wysiłku fizycznego, ale jak podkreślają też jego bliscy, także dużej zmiany charakteru, jest niesamowite. Myśl pozytywnie! Wciąż to sobie powtarza i dlatego żadne trudności nie wydają mu się straszne. Gdy spotka na swej drodze równie jak on pokręconą Tiffany, na początku będzie chciał jej unikać, ale potem potraktuje tę przyjaźń jako możliwość "trenowania" bycia miłym zanim zejdzie się z żoną.
Powiedziałem pokręconą? No dobra, tak naprawdę to wszyscy są tu trochę pokręceni (nie wyłączając terapeuty), ze szczególnym wskazaniem na jego rodziców. Ale to ta dwójka jest na cenzurowanym wobec całego otoczenia - ponieważ przeżyli coś bardzo trudnego, byli na terapii, biorą leki, wszyscy traktują ich jak potencjalną chodzącą bombę zegarową. Nie starają się ich zrozumieć, a "pomoc" rozumieją jedynie jako obchodzenie się jak z jajkiem. Jak sam Pat w którymś momencie wspomina: opowiadają o Tiffany tak jakby relacjonowali fakty, sucho niczym lekarze, ale nawet chwilę nie zastanowią się co się może dziać w jej głowie i sercu, nie rozumieją jej tak dobrze jak ja. Nie dziwne więc, że właśnie ta dwójka tak dobrze się będzie rozumiała, tak bardzo się zaprzyjaźni, w otoczeniu, które tylko udaje, że traktuje ich normalnie.

Gdy już się wciągniemy w tę specyficzną opowieść, opowiadaną chwilami jakby przez duże dziecko, które na nowo uczy się wyrażać emocje, budować relacje z innymi, to do końca popłyniemy już bardzo szybko. Chwilami zabawnie (fajne są np. refleksje Pata po przeczytaniu różnych lektur szkolnych), ale więcej tu raczej smutnych i gorzkich przemyśleń (np. jeszcze bardziej niż w filmie izolujący się od Pata ojciec). Jeżeli film był w klimacie optymistyczno - romantycznym, to tu powiedziałbym więcej jest miejsca na refleksję. To przede wszystkim opowieść o tym jak trudno pogodzić się z przeszłością, ale też jak cudownym lekiem na to może być czyjaś przyjaźń, jakiś cel i wsparcie innych. W tle mamy futbol i taniec, podobnie jak w filmie, ale mam wrażenie, że dużo rzeczy nie jest tak przesłodzonych i spłyconych jak w tym obrazie.   
Nie spodziewajcie się głębokich analiz psychologicznych, ale parę portretów zarysowanych jest całkiem fajnie. Nie jest to też na pewno powieść o zaburzeniach psychicznych, o ich źródłach czy procesie leczenia - to raczej jedynie okazja do tego by zafundować nam optymistyczne przesłanie o tym by się nigdy nie poddawać (to trochę jak u lubianego przeze mnie deMello: gdy starasz się zmienić nic z tego nie będzie, gdy przestajesz o tym myśleć - zmieniasz się).  Nieskomplikowane, ale pomysł ciekawy i czyta się naprawdę dobrze.

6 komentarzy:

  1. Ja widziałem film i się bardzo zawiodłem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo sam film jest dziwaczny, szczególnie gdy ktoś widział piracką wersję z tym beznadziejnym tłumaczeniem (wełna drzewna)

      Usuń
  2. czuję się zachęcona do sięgnięcia po książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja widziałam film i nawet mi się podobał. To niby takie "alternatywne" kino amerykańskie, chociaż ci, którzy tak twierdzą, chyba mają niewielkie pojęcie o kinie alternatywnym. Nie nastawiałam się na fajerwerki, ale spodobała mi się rola Bradleya Coopera, którego mogłam dostrzec w innym świetle (znany mi był jedynie z nieszczęsnego Kac Vegas).
    Po pozytywnych wrażeniach związanych z filmem chętnie sięgnę po książkę:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jego rola nawet ciekawsza niż jej, prawda? Zaskoczył mnie trochę ten Oscar

      Usuń
  4. Film bardzo fajny, ale już nie mam po nim ochoty na książkę :)

    OdpowiedzUsuń