piątek, 12 października 2012

Feels like home - Norah Jones, czyli jesiennie i nastrojowo


Jesień. Można się zakochać w tej porze roku. Te cudowne kolory, słońce, ostatnie chwile ciepełka. W ostatnich dniach jedynie tego ostatniego brakuje, ale nie tracę nadziei, że jeszcze choć parę dni przyjemnych przed nami. Bo potem już zostanie jedynie przyjemność gorącej herbaty i ciepłego kocyka, wyjście na zewnątrz choć miłe już nie będzie takie samo jak teraz gdy można poczytać na ławeczce, albo pospacerować po parku. A jak jesień to nieodłącznie dla mnie też taka muzyka. Tak jak latem kręci reggae i energetyczne rytmy, tak delikatne balladki niesamowicie pasując do tych jesiennych barw i lekkiej melancholii. Z półki więc do odtwarzacza powędrował album wokalistki, która potrafi jesiennie czarować jak mało kto. Norah Jones, ostatnio dużo nagrywa coverów, a ja chyba wolę właśnie te numery ze starszych płyt, z których sporo sama też napisała. Słychać, że nie lubi ona się zamykać w jednym nurcie - tu od jazzu, czy bluesa, bliższa jest nawet country (numer z Dolly Parton), ale czego by się nie dotknęła, dzięki jej głosowi zamienia się w ciepłą, melodyjną i miłą pigułkę. W sam raz właśnie na jesień.


Piękne to granie i śpiewanie. Takie delikatne. Kameralne. Nie bardzo sobie je wyobrażam w wielkich salach, ale w malutkim klubie, gdzie fortepian i perkusja zajmują prawie całą scenę, a cały zespół jest prawie na wyciągnięcie ręki. Świetnie zaaranżowane i wykonane, choć przecież jest w tym też dużo luzu, swobody, nonszalancji.
Trzeba przyznać, że w porównaniu z debiutem tu i tak jest troszkę bardziej energetycznie. Delikatny jazz, troszkę soulu, folku, spokojne ballady i nawet szybsze numery wcale nie przytłaczają, a raczej spokojnie kołyszą. Muzyka do słuchania w samotności, we dwoje, pewnie raczej nie na imprezy z dużą ilości osób (bo zrobi się zbyt sennie). Można odpłynąć. Choć nie dziwię się krytykom jej twórczości, bo w dużej dawce, czy w nieodpowiednim nastroju (np. w hipermarkecie - zgroza!) ta muzyka może trochę nużyć i nawet drażnić.    
Ale gdy tylko jesteśmy odpowiednio nastawieni, ta płyta koi, uspokaja, a zmysłowy głos Jones otula lepiej niż koc z wełny wielbłądziej.

    1 komentarz: