W ramach porządków i zapełniania pustych notek, gdzie konkursy już są zakończone pojawiły się nowe treści, zapraszam Was wiec do zerknięcia m.in. na: o serialu Homeland, czyli wilk w owczej skórze, oraz o filmie Bękarty wojny, czyli oblicze żydowskiej zemsty. A dziś kolejny dłuuugi wyjazd i tylko żal, że nie wziąłem żadnych płyt na drogę... Pozostanie radio. Miała być notka muzyczna, ale w weekend obejrzałem nowy film Kena Loacha, więc żeby nie czekał na notkę zbyt długi, dziś na szybko słów kilka.
Bohaterowie u tego reżysera to zwykle ludzie przeciętni, a nawet tacy, którym nie do końca udaje się załapać na "sukces" życiowy. Bezrobocie, bezradność, uzależnienie, bieda, a w tym wszystkim widzimy nie patologię, tylko normalnych ludzi, którym po prostu z jakichś powodów się nie ułożyło, nie udało. Tak jest i tym razem. Mimo więc trąbienia w reklamach, czy scenek w zwiastunie po których można by się spodziewać komedii sensacyjnej nie dajcie się zwieść. Znajdziecie tu tyle samo humoru co i gorzkich refleksji. Natomiast - co warto podkreślić, tym razem całość filmu ma w sobie, jak na tego reżysera, bardzo dużo optymizmu... Nie chcę kręcić nosem, że bagatelizuje się problem, podaje trochę infantylne słodkie zakończenie, czy też że morał jaki z tego filmu płynie namawia do kombinacji - po prostu trzeba potraktować tę opowiastkę trochę lżej i mniej poważnie niż poprzednie filmy tego reżysera (które bardzo lubię).
Kilkoro młodych ludzi, którzy mają trochę na bakier z prawem - na razie nie jakieś grubsze sprawy, więc zamiast do więzienia otrzymują karę prac społecznych. Tam się poznają i tam też trafiają na mądrego opiekuna (kurator, a raczej pracownik socjalny). Harry nie jest typem policjanta - to raczej doradca i mentor, który chciałby zarazić ich jakąś pasją, wlać trochę nadziei i dać im cel. Szczególnie zaprzyjaźnia się z Robbiem - chłopakiem, który właśnie został ojcem. Ten chciałby wyrwać się ze swojego środowiska, coś zmienić, udowodnić, że potrafi dbać o rodzinę, że potrafi być ojcem - z jego przeszłością, porywczością i bez pracy nie za bardzo jednak dotąd mu się udawało. Teraz dostanie być może swoją szansę. Niekoniecznie jest ona zgodna z prawem, stąd też puryści pewnie będą kręcić nosem na takie rozwiązanie i morał - to tak jakby usprawiedliwić zabieranie bogatym głupcom, bo im i tak zbywa, a ty jesteś cwany i biedny to ci się należy...
Ale nie bądźmy tacy zasadniczy - w końcu to nie jest film do końca na poważnie, choć przecież problemy i sytuacje w jakich tkwi cała czwórka naszych przyjaciół wcale wesołe nie są. Można ich polubić i trzymać za nich kciuki, potraktować to jako bajkę o uwierzeniu w siebie, w nadzieję i w to, że los może i do nich się uśmiechnąć.
Kilkoro młodych ludzi, którzy mają trochę na bakier z prawem - na razie nie jakieś grubsze sprawy, więc zamiast do więzienia otrzymują karę prac społecznych. Tam się poznają i tam też trafiają na mądrego opiekuna (kurator, a raczej pracownik socjalny). Harry nie jest typem policjanta - to raczej doradca i mentor, który chciałby zarazić ich jakąś pasją, wlać trochę nadziei i dać im cel. Szczególnie zaprzyjaźnia się z Robbiem - chłopakiem, który właśnie został ojcem. Ten chciałby wyrwać się ze swojego środowiska, coś zmienić, udowodnić, że potrafi dbać o rodzinę, że potrafi być ojcem - z jego przeszłością, porywczością i bez pracy nie za bardzo jednak dotąd mu się udawało. Teraz dostanie być może swoją szansę. Niekoniecznie jest ona zgodna z prawem, stąd też puryści pewnie będą kręcić nosem na takie rozwiązanie i morał - to tak jakby usprawiedliwić zabieranie bogatym głupcom, bo im i tak zbywa, a ty jesteś cwany i biedny to ci się należy...
Ale nie bądźmy tacy zasadniczy - w końcu to nie jest film do końca na poważnie, choć przecież problemy i sytuacje w jakich tkwi cała czwórka naszych przyjaciół wcale wesołe nie są. Można ich polubić i trzymać za nich kciuki, potraktować to jako bajkę o uwierzeniu w siebie, w nadzieję i w to, że los może i do nich się uśmiechnąć.
Komedia? Faktycznie są miejsca zabawne, Albert jest powalający, reszta równie pokręcona. Dramat? Chyba mimo wszystko nie - całość jest bardzo lekka i optymistyczna. Warto, choć dla mnie na pewno nie będzie to najlepszy z filmów tego reżysera - wolę go w poważniejszym repertuarze.
Po raz kolejny zadziwia mnie jedynie promocja tego filmu. Za co niby ma pokochać go 39 milionów Polaków? Za bohaterów nieudaczników, którzy mają być podobni do nas? Czy za to, że sposobem na wyjście z dołka staje się dla nich alkohol? Niezbadane są myśli kreatorów takich haseł...
Z cała pewnością obejrzę ten film, lubię takie słodko- gorzkie kino. Fajna recenzja Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ zainteresowaniem oglądam takie filmy również jeżeli mam tylko taką możliwość, a jeżeli chodzi o slogan reklamowy to śmieszą a także irytują mnie takie właśnie: musisz to mieć, wszyscy już oglądali lub cała Polska to podziwiała i takie tam dyrdymały. My się nie dajemy nabrać ale ile młodych się daje np. na sielskie obrazy w reklamach?
OdpowiedzUsuńA ja trafiłam przypadkowo - i na film, i na Twoją opinię (kliknięcie z podsumowania rocznego). Film obejrzałam i pomyślałam sobie "eee, takie sobie". Ale dnia następnego w głowie zostało kilka fajnych refleksji. Film niby o niczym, ale pozostawia po sobie coś szczególnego :)
OdpowiedzUsuńale jak na Loacha troszkę jednak poniżej poziomu
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń