wtorek, 9 października 2012

Akacje, czyli wrażliwość się budzi przy dźwięku silnika

Ufff już w domciu, i na tydzień spokój z wyjazdami. Zdążyłem dziś jeszcze napisać krótką notkę o filmie Tost. Historia chłopięcego głodu i w wolnych chwilach dalej będę uzupełniał nie tylko bazę rzeczy obejrzanych, przeczytanych, przesłuchanych, ale i miejsca gdzie konkursy są już zakończone, a nie ma jeszcze żadnej recenzji. Co do konkursów - na razie jestem tak zadziwiony niską frekwencją w najnowszej rozdawajce (kryminalno-sensacyjnej), że chyba na dłuższy czas w ogóle zaprzestanę je u siebie organizować. Może robić tak jak inni i po prostu na otrzymywanych do recenzji egzemplarzach korzystać/zarabiać (allegro, filnta lub coś podobnego)? Dotąd miałem frajdę, że książka będzie dalej krążyć i ponieważ zgłaszający się do konkursów często sami prowadzą blogi, miałem też nadzieję, że powstaną kolejne ciekawe recenzje, które będę mógł konfrontować ze swoimi wrażeniami.
Ale ale, dzisiejsza notka miała być nie o konkursie, ale o filmie "Akacje". Filmie przedziwnym.
Ruben - zamknięty w sobie, milczący kierowca ciężarówki zwykle jeździ w długie trasy sam. Ale tym razem poproszony o przysługę zabiera z Paragwaju do Argentyny ze sobą Jacintę - kobietę, która z malutką córeczką jedzie do rodziny (oficjalnie w odwiedziny, ale domyślamy się, że w poszukiwaniu pracy). 
Wspomniałem iż to film przedziwny, bo czyż można wyobrazić sobie coś równie mało interesującego gdy kto by nam o tym opowiadał. Dwoje ludzi i dziecko w ciężarówce. I tyle. Zero muzyki, niewiele dialogów. Zbliżenia twarzy. Milczenie. Jakieś gesty. Dźwięk silnika, który towarzyszy nam przez cały film. Nawet droga wcale nie jest piękna - nie ma krajobrazów, niewiele się dzieje. Monotonia. Niczym w dowcipie Himilsbacha o polskim kinie.
Ale jest też w tym filmie coś cholernie przykuwającego uwagę. Sprawiającego, że te wszystkie rzucane ukradkiem spojrzenia, próby podejmowania rozmowy, rosnące między bohaterami wzajemne zainteresowanie i sympatia stają się równie ciekawe jak najbardziej wciągająca akcja. Jest w tej prostocie coś zaskakująco świeżego i prawdziwego. Nieśmiałość, życzliwość, jakieś serdeczne odruchy, to wszystko pokazane tak naturalnie, że prawie w tym uczestniczymy. 
"Akacje" - kadr z filmuDwoje zupełnie sobie obcych ludzi. Ludzi doświadczonych przez los. Trochę smutnych. Zamkniętych w sobie. I oto na naszych oczach, nie jak to zwykle bywa w filmie za pstryknięciem palca, ale zupełnie jak w rzeczywistości - bardzo powoli, niespiesznie, nieśmiało otwierają się ich skorupki i zaczynają się sobie przyglądać. Kobieta i dziecko, które najpierw dla Rubena są nieznośnym ciężarem i kłopotem (hałaśliwym i smrodliwym jak to z niemowlakami bywa), stają się mu się w pewien sposób bliskie, chciałby okazać im jakoś swoją życzliwość, naprawić swój wcześniejszy chłód. To wychodzenie ze skorupy nie jest łatwe - widzimy też sytuacje gdy Ruben niczym okrutnie zraniony nagle się wycofuje. Ale też choć dużo go to kosztuje, widzimy też, jak bardzo przeżywa te małe radości, gdy odczuwa na sobie czyjeś zainteresowanie, sympatię. To malutka dziewczynka najszybciej rozkruszy jego serce i zbliży ich do siebie, ale widzimy jak bardzo oboje tego potrzebowali, pragnęli.       
Ciekawe jest to, że ta cisza w którymś momencie już nie przeszkadza, że chłoniemy ją niczym najlepszą muzykę, a uświadomiłem ją sobie mocno dopiero w momencie napisów. Wcześniej - tak bardzo dałem się wciągnąć w ten niespieszny rytm, w te zdjęcia, że być może nawet by mi przeszkadzała i burzyła prawdziwość tych scen. Już dawno o uczuciach nikt nie opowiadała tak prawdziwie i prawie bez słów. Okazuje się, że one wcale nie są takie potrzebne byśmy widzieli, rozumieli, czuli to co się dzieje na ekranie.
No to teraz sami musicie zdecydować, czy jesteście gotowi na taki seans :) Nie bójcie się, że zostaniecie posądzeni o Coelhizm i zachwyty nad głębią czegoś bardzo prostego. Czasem po prostu warto spojrzeć na "inne" kino. Bo ono ma do powiedzenia znacznie więcej niż to komercyjne gdzie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, błyska, urzeka i świetnie brzmi nam muzyczka w tle.
 

11 komentarzy:

  1. Nie no, nie przestawaj organizować konkursów. Tym razem nie biorę udziału, bo klimaty sensacyjno-kryminalne to nie moja bajka, a poza tym tego Akunina już czytałam. Ale w innych konkursach, bliższych moim zainteresowaniom, zawsze chętnie się udzielam. No przecież nie będę dawać sobie szansy na wygraną w każdym - to nieprzyzwoite by było. ;) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki na Ciebie mogę zawsze liczyć :) Wybacz, ale jakoś mnie tak na marudzenie wzięło.
      gorycz się ulała - nie dość, że do konkursu nie ma chętnych, to dziwnie się robi jak widzisz, że dzień w dzień zagląda 300 osób, albo więcej, ale prawie nikt nie zostawia komentarza...
      Na szczęście zawsze powtarzam sobie, że przecież wymyślałem bloga nie mysląc o żadnych konkursach, statystykach itd. - robię te notatki choćby i tylko dla siebie, bo po paru miesiącach wrażenie ulatują z głowy - a tak mogę zawsze do nich wrócić i je sobie odświeżyć, porównać je z ponowną lekturą czy obejrzeniem

      Usuń
    2. Kierowaliśmy się podobnymi przesłankami zakładając bloga. U mnie, mam wrażenie, jest znacznie mniej komentarzy, ale nie dla nich piszę. Najwięcej komentują jednak posty robótkowe, nie książkowe. Taki lajf. ;)
      Jak zrobisz konkurs z książką historyczną, sagą (na poziomie), reportażem czy inną współczesną albo i z filmem to mur beton wezmę udział. :))) Chociaż z filmem to już mniej, bo odkąd za Twoim poduszczeniem zaczęłam korzystać z iplexa, własne filmy leżą odłogiem. Okazało się, że jest tam trochę tytułów, które mnie interesują.

      Usuń
    3. hmmm takie ksiązki najchętniej i dla siebie bym zostawiał :) ale będę pamiętał. A co do iplexa to i ja porobiłem sobie tam planów na około 50 tytułów - teraz tylko czas na oglądanie... nawet seriale tam zaliczam bo w tv nigdy nie mam czasu polować

      Usuń
    4. Ja się boję wciągnąć w seriale, na razie filmy oglądam, mniej więcej co drugi dzień. Nie mogę częściej, bo mamy konflikt interesów - 3 osoby chętne do oglądania, każdy chce co innego, a można dopiero po 17. No i łącze nie wytrzyma nawet dwóch naraz. ;) TV nie posiadam. :D

      Usuń
  2. O filmie nie słyszałem, ale jak zwykle brzmi interesująco w Twojej interpretacji. Lubie tutaj wpadać, chociaż nie zawsze komentuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czułam, że spodoba Ci się takie kino. Minęło kilka miesięcy od seansu, a ja mam go cały czas w sercu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano czytałem Twoją recenzję, wtedy zresztą spisałem od Ciebie kilka tytułów, ale niestety czasu na oglądanie mało i wciąż rózne rzeczy odkładam...

      Usuń
    2. Smakuj więc z cudowną powolnością:)

      Usuń
  4. Z pewnością by mi się spodobał ten film.)

    OdpowiedzUsuń