
Czy dobry producent (Brian Eno), dobry wybór singli promujących płytę i to, że grały je praktycznie rozgłośnie na całym świecie (młodszym przypomnę, że tak wtedy napędzano sprzedaż płyt - teledyski były rzadkością, internet mało kto znał, a o piractwo odbywało się jedynie pod warunkiem, że wcześniej wiedziałeś od kogo zdobyć oryginał :)) wystarczą by wyjaśnić fenomen tej płyty? Moim zdaniem nie. Fakt: "I Still Haven't Found What I'm Looking For", "Where The Streets Have No
Name" czy "With Or Without You" to kawałki, które znają wszyscy. Ale ta iskra, ogień, którą czuje się w całej płycie nie jest zależna od tego czy kawałek jest melodyjny i czy nadaje się na radiowego hita. Tu jest przecież tyle innych równie dobrych numerów! Ta płyta to nie jest zbiór słodkich melodyjek i balladek do przytulania! Wysłuchajcie całości i tak spróbujcie oceniać tę płytę.
Tekstowo - czuje się tu i nostalgię i zaangażowanie społeczne, jest odrobina polityki (Bono nie byłby sobą gdyby nie próbował), ale co ciekawe jest też sporo duchowości, czy wątków religijnych.
Ktoś może się zdziwić, że biorę taką płytę do samochodu na kilkugodzinną podróż - ani to muzyka łatwa, ani super optymistyczna, czy ożywiająca. Ale dla mnie ten ogień, ta energia jaka w niej jest znaczy więcej i bardziej kręci niż taneczne rytmy, lub mocne brzmienia perkusji. Krew i tak krąży szybciej, a ciarki chodzą po całym ciele...
Tekstowo - czuje się tu i nostalgię i zaangażowanie społeczne, jest odrobina polityki (Bono nie byłby sobą gdyby nie próbował), ale co ciekawe jest też sporo duchowości, czy wątków religijnych.
Ktoś może się zdziwić, że biorę taką płytę do samochodu na kilkugodzinną podróż - ani to muzyka łatwa, ani super optymistyczna, czy ożywiająca. Ale dla mnie ten ogień, ta energia jaka w niej jest znaczy więcej i bardziej kręci niż taneczne rytmy, lub mocne brzmienia perkusji. Krew i tak krąży szybciej, a ciarki chodzą po całym ciele...
Hm, gdybym miała wybrać ulubione płyty U2, padłoby dokładnie na te same.
OdpowiedzUsuńOd lat jestem beznadziejnym przypadkiem fanki U2 która regularnie rujnuje się na wydania specjalne płyt tej grupy. Nowe wydanie tej płyty to była wyjątkowa perełka, która naprawdę cieszy oko, choć ... do samego słuchania jest ciut niepraktyczna bo zawsze trzeba ją wydobywać z dużego pudełka pełnego najróżniejszych dodatków... Ale jak to fanka, mam również wydanie normalne, którego słucham a te limitowane ... po prostu mam ;-)
OdpowiedzUsuń