piątek, 24 marca 2017

Rammstein - Paris, czyli w fotelu to jednak nie to samo

Z jednej strony strasznie się cieszę, że możemy na dużym ekranie, w dobrej jakości oglądać świetne koncerty ze świata (brawo Multikino), bo u nas to rzadkość, by kapela postawiła na taki rozmach. Z drugiej jednak, cholera, mimo, że ostatnio na koncertach dużo mniej skaczę, a więcej słucham potupując nogą, to siedzenie w fotelu kinowym na czymś takim to jednak pewnego rodzaju dyskomfort. Oglądasz, muzyka cię wciąga, już cały rząd foteli się kiwa, ale no na nic więcej nie możesz sobie pozwolić...
Pozostaje widowisko. Bo warstwę muzyczną trochę psuło nagłośnienie.




Na pewno sporo plusów - panowie robią niesamowite show i mogliśmy je oglądać z różnych ujęć, czego nawet publika na koncercie nie ma. Każdy numer jest starannie dopracowany: ruch, pirotechnika, efekty, jakieś pomysły na scenki (niektóre mocno obsceniczne) - to naprawdę robi wrażenie. Kilka numerów wykonywanych jest na niewielkim podeście pośrodku publiczności, prawie na wyciągnięcie ręki. Dobre na pewno są też przejścia między utworami, to tworzenie napięcia przed kolejnym czadowym numerem...
Ściana dźwięków (gitary, perkusja), melodia ciągnięta przez klawisze, charakterystyczny głos Tilla Lindemanna. I mnóstwo ognia! Co sobie tylko wymyślicie - od fajerwerków, przez płonące gitary, wybuchów, aż po miotacze.
Ta muzyka nie jest bardzo skomplikowana, ale przez świetny rytm, industrialną, potężną siłę jaka w niej jest, mrok (ale i wisielczy humor) po prostu wciąga.






To co mi trochę przeszkadzało, to fakt, że nie mogę skupić się na poszczególnych muzykach, ich grze, tylko cały czas oglądam coś w rodzaju videoclipu - bardzo szybko po sobie następujące sceny, przeskoki, nawet czasem nie wiesz, czy z tego samego utworu, czy może jednak zupełnie innego, ale w montażu tak pasowało. Niekiedy dzięki temu uzyskuje się nawet ciekawy efekt (te efekty ze zwolnionymi zdjęciami twarzy, nakładaniem obrazów), ale jest to trochę męczące w oglądaniu. No i gubi się przez to trochę klimat samego koncertu, kontaktu z publicznością. Brak zapowiedzi, wybrano może i najciekawsze, najbardziej znane kawałki, ale to nie jest całość materiału - przecież ten film trwa raptem półtorej godziny, a jedyne słowa jakie padają do publiki są na sam koniec. Podobno wersja na DVD ma być dłuższa niż to co widzieliśmy w kinie.


1 komentarz:

  1. Achh Rammstein czyli chyba moje największe marzenie muzyczne. Tak bardzo chciałbym pojawić się na ich koncercie niestety nigdy nie miałem okazji. Mam nadzieję, że kiedyś będzie okazja posłuchać ich na żywo

    OdpowiedzUsuń