środa, 22 marca 2017

Zatrute ciasteczko - Alan Bradley, czyli nawet nie podejrzewasz co jej siedzi w głowie

Ach! Czemuż, ach czemuż tak późno odkrywam Flavię De Luce, skoro to jest tak urokliwe. Czytałem z przyjemnością, choć przecież na dobrą metę to pozycja, bardziej dla moich córek niż dla mnie. Co z tego jednak, że bohaterką jest 11 letnia dziewczynka, skoro jej przygody, pomysły i przemyślenia są pełne takich smaczków, które bardziej pewnie będą bawić starszych niż jej rówieśników. Która bowiem nastolatka ma taką wiedzę z różnych dziedzin, jest tak dojrzała, a jednocześnie tak jakoś dziwnie pozbawiona empatii (szczególnie do starszych sióstr i to ze wzajemnością).

Rezolutna, przebojowa, odważna i w dodatku posiadająca pasję, która jest dość zaskakująca: Dziewczynka kocha chemię, bawi się we własnym laboratorium w różne eksperymenty, a jej konikiem są… wszelkiego rodzaju trucizny. Gdybym posiadał dwie starsze siostry, które zamykają mnie w szafie, też bym chciał zemsty, choć może niekoniecznie oznaczającej zgon ofiary. Przyglądając się różnym marzeniom, planom i eksperymentom Flavii można poczuć ciarki na plecach. Patrzy na świat dość chłodno, jak przez lupę, analizując różne rzeczy pod kątem wzorów, substancji, ich reakcji... A ten zmysł analityczny (nie tylko chemiczny) bardzo jej się przyda. "Zatrute ciasteczko" jest bowiem kryminałem, a skoro tak to musi być trup. I chyba naturalne, że wtedy musi być też śledztwo.


Tyle, że skoro trup jest w ogrodzie, w posiadłości, w której mieszka Flavia, jej ojciec wydaje się w nie zamieszany, policja zdaniem dziewczynki nic nie kuma, a jej się ewidentnie nudzi, to oczywiste jest, że śledztwo trzeba brać we własne ręce :)
Tu podsłucha, tam podejrzy, zrobi przeszukanie, troszkę skłamie, czasem wykorzysta swój dziecięcy urok. I tak krok po kroku odsłania coraz więcej fragmentów zagadki, która najwyraźniej ma swoje korzenie głęboko w przeszłości.

Ciekawa jest nie tylko intryga, ale przede wszystkim tło, w którym się to wszystko dzieje: mała, prowincjonalna społeczność gdzieś w Wielkiej Brytanii, duża wspaniała posiadłość, choć dziś już podupadająca i rodzina, w której wszyscy żyją jakby w swoich światach, nie okazując sobie uczuć, pozwalając na to, by każdy rozwijał swoją pasję. Flawia bez czułości matki, która dość wcześnie zmarła, wychowywana była więc dość chłodno, co sprawiło, że średnio przejmuje się uczuciami innych, ma cięty język, robi co chce, ale przecież nie jest zupełnie bez serca. Może i jest odrobinę ekscentryczna, ale przecież i jak na swoje jedenaście lat, nad wiek dojrzała. Czasem po prostu potrafi być dość ironiczna, zasadnicza w tym co mówi i dość upiorna w tym o czym marzy. A jej inteligencja i upór (może powiedzmy: wściubianie nosa gdzie nie trzeba) są pomocne w rozwiązywaniu różnych zagadek. Sama zagadka nie jest bardzo skomplikowana, ale frajda wynika nawet nie z akcji, przygód, co raczej z klimatu w jakim to jest zbudowane. Odrobina czarnego humoru, ciekawa postać, wszystkie te ciekawostki chemiczne, które dla niej są tak wielką oczywistością (dla mnie nie, bo zawsze ten przedmiot był dla mnie czarną magią). Naprawdę fajna odskocznia od poważniejszych lektur i będę wyglądał kolejnych tomów w bibliotece.

3 komentarze:

  1. Tak, też żałuję że odkryłam Flawię tak późno. Świetna przygoda i odskocznia, osobiście czytałam "ucho od śledzia w śmietanie", jednakże w miarę możliwości mam zamiar przeczytać inne tomy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ulubiona seria! Zazdroszczę, że masz jeszcze tyle przed sobą tomów cyklu, mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i pewnie będę próbował ją podsunąć córkom... Będzie jak kiedyś z Felixem Netem i Niką: kupuję bez wyrzutów sumienia, bo niby na prezent, a potem sam czytam

      Usuń