Kolejny wieczór teatralny i na kilka dni przerwa w pisaniu o teatrze. Do wtorku :) Bo wtedy czeka mnie Mizantrop w Comedie Francaise. A dziś coś wyjątkowego. Rzadko bowiem zdarza się, żeby przedstawienie przygotowane od początku do końca przez grupę amatorów mogły być wystawiane na deskach profesjonalnego teatru. A tu właśnie tak się dzieje. I wiecie co?
Oni jak najbardziej na to zasługują. I to nie tylko dlatego, że wzięli na warsztat moją ulubioną powieść, czyli "Mistrza i Małgorzatę" :)
Od razu informuję, że najbliższa okazja, żeby ich zobaczyć na żywo już niedługo.
Co ciekawe, mimo dość skromnej ekipy (raptem chyba 11 czy 12 osób), malutkiej sali i materiału, który przecież jest ogromny, muszę przyznać, że ich spojrzenie na Mistrza i Małgorzatę jest dość ciekawe i spójne. Wiadomo, że pokazać nie da się wszystkiego, ale wprowadzone skróty i wybór scen, tak by łączyły się w całość, są sensowne i w żaden sposób nie czułem rozczarowania. Zrezygnowano z wątków pokazujących fanaberie wesołej kompanii przybywającej do Moskwy, całej tej otoczki drugoplanowej, pokazującej absurdy komunistycznej "sielanki". Na pierwszym planie jest Mistrz, jego powieść i ta, która go kocha do szaleństwa. Nawet w pewnym momencie zadrżałem, żeby nie wyszedł z tego happy end, ale ekipa jest wierna duchowi oryginału. Na szczęście.
To dość klasyczne odtworzenie najważniejszych scen, dialogów, można więc spokojnie tym, którzy chcą np. pokazać licealistom spektakl dość wierny powieści Bułhakowa (w odróżnieniu od tego co oglądaliśmy w ub. roku w Teatrze Powszechnym). Chwilami może i jest zbyt prosto,w stylu licealnego deklamowania tekstu, ale jest też kilka naprawdę fajnych rozwiązań i scen, które robią wrażenie (np. bal). Na pewno też warto zwrócić uwagę na to, że młodzi aktorzy mają niełatwą rolę ogarniać czasem i po dwie role, kwestie techniczne. I radzą sobie z tym - spektakl ma dobre tempo, nie widać jakichś większych wpadek, a pewne detale na pewno spokojnie można jeszcze poprawić (błagam: Jeszua z taką grzywką i w bokserkach???), jeżeli doradzi im ktoś z większych doświadczeniem reżyserskim czy aktorskim. Brawa ode mnie przede wszystkim dla Roberta Krakowskiego (Bezdomny i jednocześnie Asasello), Zofii Kowalczyk (Prokurator), Jakuba Pruskiego (Woland, Lewita i jednocześnie reżyseria). Ciekawi byli też: Katarzyna Pachelska (Małgorzata) i
Jan Cięciara (Jeszua, choć dużo bardziej wolę go w roli Behemota).
Jest w tym jakaś radość grania, młodzieńczy duch i tyko wypada trzymać kciuki za kolejne pomysły, projekty. W końcu każdy kiedyś zaczynał. A oni, jako grupa, zaczynają naprawdę dobrze.
PS Fotki z profilu zespołu na FB, chyba wszystkie autorstwa Zuzy Ganczewskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz