Przy lekturze pierwszej części cyklu z komisarzem Forstem, trochę kręciłem nosem, że niby dobre tempo, ale jakieś to wszystko mało prawdopodobne, ale przecież było pewne, że prędzej czy później sięgnę po kolejny tom. No i teraz siedzę i zgrzytam zębami. Jak Pan mógł Panie Mróz mi to zrobić? Książki to nie serial telewizyjny, w którym można robić takie numery na koniec. Ja się nie zgadzam. Do cholery nie podobne, żebym zaraz po skończeniu jednego tomu, odkładał na bok wszystkie inne lektury, w poszukiwaniu Trawersu.
A niby wymieniając wady, mógłbym znowu wskazać na pewne luki w logice, braki prawdopodobieństwa, zbytnie oczywistości (czyli zadowolenie z siebie jednego z prokuratorów próbujących wyjaśniać sprawę "Bestii z Giewontu"), które muszą potem pojawić się w dalszej fabule. Nic to. Wady może i są, ale to wciąga lepiej niż maszynka do mięsa. I to taka przemysłowa.
Nie wiem czy jest sens wyjaśniać całe tło wcześniejszych wydarzeń, ale jakby co odsyłam do pierwszego tomu, bo lepiej czytać po kolei, a sam postaram się unikać spoilerów. Komisarz Forst wrócił do kraju niby z tarczą, ale wciąż musi czekać na ostateczne wyjaśnienie sprawy grupy fanatyków, którą odkrył na Ukrainie. Sam zabił dwoje z nich, jedno trafiło do więzienia, ale nie chce zeznawać, sprawę jednak teoretycznie uważa się za zamkniętą. Forst wie, że tak nie jest - ktoś z tej grupy, być może nawet ich przywódca, nadal jest na wolności, ale nie ma na to żadnych dowodów. Gorzej. Zdaje się, że ten tajemniczy ktoś, próbuje rozgrywać własną grę, w której to właśnie komisarz zostanie wrobiony i uznany za winnego wszystkich morderstw i przewodzenia sekcie Synów Światłości. Chore, ale prokuratorzy zdaje się, że mają trochę klapki na oczach albo (co moim zdaniem jest bliższe prawdy), jedno z nich manipuluje cały czas sprawą.
Zamiast więc ścigać bestię, która znowu zaczyna mordować - tym razem ludzi na szlakach w Tatrach, Forst musi udowadniać, że to co robi wcale nie jest podejrzane... A potem musi się ukrywać.
Brawa za niezły pomysł na intrygę, choć trochę zgrzytam zębami, że wszystko wskazuje na to, że trzeci tom będzie jeszcze mniej realistyczny. Tu jest cholernie mrocznie, cały czas biegniemy spóźnieni dosłownie chwilę za sprawcą, nie mogąc go dorwać i to ciągle poczucie porażki, działanie na granicy szaleństwa, ten brak happy endu uważam za wyjątkowo dobre rozwiązanie. Tak rzadkie w kryminałach, ale przecież przyznajmy, że dzięki temu jeszcze mocniej przeżywamy powieść.
Sporo emocji, niezłe tempo (ale nie tak wariackie jak w "Ekspozycji"), umiejętne rozgrywanie sympatią i uwagą czytelnika - tak, to zdecydowanie jest dobra kontynuacja cyklu. Teraz tylko finał.
I oby nie przyniósł rozczarowania.
Porównanie z maszynką do mięsa wyjątkowo godne. :D Dzięki za recenzję!
OdpowiedzUsuńnie przesadzam - rzadko kiedy tak mam, że zupełnie jak w liceum, siedzę po nocach, powtarzając sobie: jeszcze kawałeczek. A tu tak miałem. Pozdrawiam i dziękuję za wizytę
UsuńNa razie nie skończyłam serii o Chyłce :) Ta będzie następna. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMarta
Chyłkę zacząłem i pierwszy tom podobał mi się bardzo, uzbierałem sobie już komplet i niedługo będę się zabierał
OdpowiedzUsuń