A dziś notka o kolejnym spektaklu oglądanym w Multikinie w ramach cyklu Na żywo w kinach (polecam ogromnie!) i drugi spektakl w wykonaniu Comédie-Française. I niestety moje drugie rozczarowanie. Przyzwyczajony do tempa, do pomysłów inscenizacyjnych, do emocji, które odkrywam w przedstawieniach National Theatre z Londynu, tu się po prostu nudzę. Koleżanka stwierdziła, że wyszła z tego tekstu Moliera jakaś telenowela brazylijska. I prawdę mówiąc nie wiem czy to kwestia młodego reżysera, który miał ambicje zrobić z tego komediodramatu psychologiczną, współczesną jatkę, czy braku pomysłów na ożywienie tego tekstu, wykorzystania skromnych scenografii.

Alcest, którego kojarzę z czarnym humorem (a nie depresją jak tu) jest wciąż zmęczony, otoczeniem, jak i sobą. Targany zarówno miłością jak i zazdrością do pięknej Celimeny, zrzędliwy, kłótliwy, wybuchowy - to naprawdę rola, która daje duże możliwości, publika jednocześnie mu współczuje, ale i wkurza się na niego, rozumie i śmieje z jego marudzenia. Niestety Loïc Corbery nie przekonał mnie w tej kreacji. Chyba tylko jedna scena sprawiła, że naprawdę zaiskrzyło i aż miałem ochotę poderwać się z fotela: ale wykonywały ją panie - gdy wbijają w siebie wzajemnie szpile, robiąc jednocześnie słodkie oczy i powtarzając iż te okropieństwa powtarzają inni, a one przecież nigdy by... one tak z życzliwości o tym ostrzegają... Zaiskrzyło i znowu zgasło. A przecież widziałem już inscenizacje, które klasyczne teksty podawały nam w nowoczesnych realiach i tam nie czuło się takiej trudności, żeby ta treść ożyła. Coś tu mi ewidentnie nie zagrało. Szkoda. W tym roku został mi jeszcze w wykonaniu tego teatru Cyrano de Bergerac i może tam wreszcie Francuzi mnie porwą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz