poniedziałek, 10 października 2016

Ostatnia rodzina, czyli tajemnice, demony i miłość


O filmie w ostatnich tygodniach jest bardzo głośno, zbiera zewsząd pochwały, więc jak tu przegapić taką nowość? Włodek po seansie był bardzo krytyczny - możecie zerknąć tu. A ja? Na FB napisałem, że po obejrzeniu filmu doceniam jeszcze bardziej książkę Grzebałkowskiej. Bo pisząc przecież o tym samym: o trudnych relacjach rodzinnych, o różnych nerwicach i demonach jakie targały zarówno Zdzisławem Beksińskim, jak i jego synem Tomaszem, uniknęła śmieszności. Pokazała ich złożoną osobowość, ale uczyniła bardziej tragicznymi niż żałosnymi. Film mam wrażenie, że niestety trochę przesuwa się w tę drugą stronę, szczególnie w wizerunku Tomasza Beksińskiego. Doceniam pomysł, grę aktorską (szczególnie Seweryn!), to w jaki sposób utkano z bardzo wydawałoby się normalnych, bardzo intymnych scen domowych, opowieść wciągającą i przerażającą. Doceniam. Chyba jednak w głowie mam więcej rzeczy, których mi tu zabrakło, które wydają mi się nie takie jak trzeba, niż takich za które bym bił brawa. 


Cieszę się, że na ekranie możemy zobaczyć całą rodzinę, a nie tylko ojca i syna. W książce ten obraz był trochę niepełny, wciąż ciekawiła nas matka, żona, która wydawała się być trochę z boku i znosić cierpliwie fanaberie swoich dwóch panów. To głównie dzięki niej była w tym domu jakakolwiek szansa na ciepło, ład i dawanie miłości. Nazwanie obu panów dość szorstkimi w okazywaniu uczuć, to chyba najdelikatniejsze określenie ich charakterów. Obie mamy, którymi przez lata się opiekowali Beksińscy - ich obecność na ekranie też pozwalała lepiej zrozumieć specyficzną atmosferę panującą w tym mieszkaniu. Wszystko musiało być podporządkowane artyście, który tworzy, któremu nie wolno przeszkadzać. Zdzisław bywał oczywiście pełen ciepła, cierpliwości, ale to chyba głównie żona potrafiła to z niego wydobyć, a równie często bywał chimeryczny, pełen różnych pretensji, rozgoryczenia. Niewiele w sumie w filmie jest jego twórczości, nie do końca chyba uda się zrozumieć tę jego dziwną fascynację tym co mroczne, odpychające, zakazane. Malarza poznajemy przede wszystkim przez jego dziwactwa i manie (np. do filmowania, czy nagrywania). Zresztą podobnie jest i z Tomaszem, tyle, że tam twórcy posunęli się jeszcze dalej sugerując i kłopoty seksualne, brak kontroli nad agresją, oziębłość czy nawet chamstwo wobec rodziców. Dawid Ogrodnik zagrał ciekawie, jest pełen rozedgrania, troszkę infantylny, na pewno niestabilny emocjonalnie, ale sorry, ja nie widzę i nie słyszę w nim Tomka, którego audycji słuchałem przez tyle wieczorów.
Kto czytał biografię napisaną przez Grzebałkowską i miał przy lekturze poczucie, że przekroczyła granice intymności i wkraczania w prywatny świat z butami, ten przy filmie będzie jeszcze bardziej zszokowany, bo jego twórcy poszli moim zdaniem jeszcze dalej. Tu nie zostało prawie nic z normalnej rodziny, a wszystko zostało pokazane jako jedno wielkie kłębowisko nienawiści, frustracji, żalów, mało sympatycznych albo i chwilami obleśnych (i śmiesznych) zwyczajów i natręctw.

Zamiast poczucia samotności i braku zrozumienia, cierpienia, na ekranie prędzej dostrzec można jakieś symptomy choroby psychicznej. Obaj na pewno byli osobowościami o trudnym charakterze, wrażliwej psychice, obaj z mocnym rysem narcystycznym, dla którego potrzebowali paliwa, tyle, że nie pustego poklasku, ale poczucia, że są rozumiani, że mogą być z kimś na podobnym poziomie myślenia, rozmowy, życia. 
Sporo refleksji po seansie, ale przyznam się, że wiele z nich płynęło raczej z porównywania książki (do której zachęcam!!!) niż z samego filmu. W podtytule napisałem: tajemnice (bo z Beksińskimi jakoś nam się one kojarzą), demony i miłość. Twórcy pokazali nam tylko demony i to raczej w przerysowanej wersji. Dla mnie rozczarowanie, ale też wcześniejsze recenzje postawiły poprzeczkę moich oczekiwań bardzo wysoko.   

5 komentarzy:

  1. Robert w całej rozciągłości się z Tobą nie zgadzam. Ja ogladam ten dilm jako o "jakieś rodzinie" w czasie seansu odpłynęła ode mnie swidomośc, ze to jest o konkretnej rodzinie Beksińskich. Być może dlaleto łatwiej mi dostrzec wartośc tego filmu bo nie zastanwiam sie czy tak było naprawde, czy czegoś aktor nie przerysował, czy cos jest mniej lub bardziej smieszne czy tragiczne niż było w rzeczywistości. Dla mnie to film o trudnych dysfunkcjonalnych relacjach w rodzinie. Piszesz, ze pokazno "kłebowisko nienawiści" nie w tym filmie wogóle nie widziałam nienawisci miedzy czlonkami tej rodziny tylko nieumiejętną milość. Moim zdaniem to bardzo dobry film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napisałem: jedno wielkie kłębowisko nienawiści, frustracji, żalów, mało sympatycznych albo i chwilami obleśnych (i śmiesznych) zwyczajów i natręctw
      Bo też słowa np. Tomka na temat babć, jego agresja w domu, raczej była przejawem tego pierwszego. Gdyby to był film o "jakiejś rodzinie" byłoby pewnie inaczej, ale nie jest i twórcy chlubią się tym, że opowiadają właśnie o Beksińskich.

      Usuń
  2. Filmu jeszcze nie widziałam,ale słuchałam w Dwójce rozmowy z kolegami Tomka z radia - raczej wkurzeni, że w filmie zrobiono z niego świra. Idę w sobotę, jestem bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja rozumiem, że w dwie godziny nie da się opowiedzieć wszystkiego, byc może potrzebne są uproszczenia, ale to moim zdaniem poszło zbyt daleko

      Usuń