środa, 30 marca 2016

Ofiara losu - Camilla Lackberg, czyli czy Wam też przypomina to klimatem Ojca Mateusza?

Ten miesiąc jakoś wyjątkowo dał mi się we znaki - czytałem sporo, ale wciąż miałem poczucie, że się z różnymi rzeczami nie wyrabiam, a to niestety znacząco odbiera przyjemność czytania. Może muszę sobie na jakiś czas dać spokój z klubami, recenzjami na zlecenie i po prostu czytać sobie własnym tempem to co bym chciał?
Oby kwiecień dał mi trochę wytchnienia. Może i na kolejną Lackberg bym znalazł czas? O ile przy pierwszej jej powieści strasznie marudziłem, to paradoksalnie przy tej (chyba czwarta z kolei), nagle zaczynam dostrzegać w jej twórczości coś fajnego. Mimo, że przecież jako kryminał, to jest naprawdę dość średnie i od połowy można spokojnie odgadnąć sprawcę (o zgrozo!).
Co więc takiego mi się spodobało?



Chyba jestem po prostu trochę zwierzęciem serialowym i mam tendencję do tego, że jak polubię bohaterów, to potem mają już u mnie dużą taryfę ulgową. Im więcej się o kimś dowiem, poznam go od strony prywatnej, jego sposób myślenia, problemy i radości, tym bardziej wciągną mnie również sprawy w jakie jest zaplątany. Nadal nie do końca rozumiem fenomen tej autorki, ale być może wynika on właśnie z tego - Patrik i Erika dadzą się lubić i ludzie nie tyle czekają na nową sprawę kryminalną, ale po prostu chcą na chwilkę wpaść do Fjallbacki, do nich do domu i po prostu zobaczyć co tam u nich słychać. Ja się w każdym razem wciągam.
Jeżeli chodzi o wątki obyczajowe podobały mi się nie tylko opisywane tu ich przygotowania do ślubu (jak zwykle bywa amok i stres), ale ciekawe tło w jakim tym razem prowadzone jest śledztwo. Do okolicznego miasteczka ściąga bowiem ekipa filmowców, którzy na zaproszenie burmistrza będą kręcić reality show z różnymi "celebrytami" w roli głównej. Za zaglądanie za kulisy takiej produkcji, przyglądanie się temu jak bardzo pogubieni i samotni są ci młodzi ludzie (zupełnie inni niż przed kamerą), autorka ma po prostu u mnie sporego plusa.
A sprawa kryminalna? Tym razem wypadek samochodowy. Niby zwyczajny - alkohol, śmierć na miejscu. Tylko, że coś Patrikowi nie daje spokoju i namawia swojego przełożonego, by trochę podłubać w tej sprawie. Gdy okazuje się, że ofiara była od lat niepijąca, robi się naprawdę dziwnie. Choć takich niewyjaśnionych wypadków w okolicy było więcej, trudno znaleźć między nimi jakiekolwiek powiązania. Więcej pisać chyba nie ma co, bo jeszcze zdradzę za dużo. W każdym razie - jest przewidywalnie. I wyjątkowo Erika nie wtrąca się w śledztwo (w końcu ma tyle na głowie) :) Czyżby wyrastała na nudną kurę domową?
Teraz tylko pytanie: cofnąć się do dwóch poprzednich - podobno niezłych? Czy iść do przodu (ale tu nie będzie zaskoczeń, bo widziałem film)...

PS Czy Wam też cała seria nie przypomina klimatem Ojca Mateusza? Małe urokliwe miasteczko, mała społeczność gdzie wszyscy się znają, dużo wątków z prywatnego życia różnych postaci, spora dawka pozytywnej energii (relacje między ludźmi, wsparcie jakie sobie dają), mało wymyślne zbrodnie... To coś tak zupełnie innego od np. Mankella, Nesbo, że aż czasem przyjemnie zanurzyć się w coś takiego.
PS 2 Sam siebie zaskakuję tak pozytywną recenzją. Ale informuję dociekliwych iż nie jest to tekst sponsorowany :) Tomiki rzeczywiście otrzymane od Edipressu (sporo już fajnych serii mają kryminalnych) - dzięki Marcin - ale już dawno temu i na konkretny cel, czyli do puli organizowanych przeze mnie wymianek książkowych. Najbliższa w sobotę.

1 komentarz: