Dziś teatr, jutro teatr, to i kiedy tu notki pisać? Sięgam więc do rzeczy przeczytanych już jakiś czas temu i czekających na notkę. Na blogu jest już kilka recenzji książek Krajewskiego, ale raczej tych nowszych, co do których nieraz miałem uczucia mieszane. Wracając do Mocka i do Wrocławia, wciąż odkrywam na nowo dlaczego pokochałem tego autora. Przecież to już kilkanaście lat temu, gdy jeszcze mało kto próbował łączyć kryminał z historią, bawić się w odtwarzanie realiów sprzed lat, Krajewski zauroczył wszystkich: i klimatem, i bohaterem (nie zawsze przecież świętym) i pomysłem. W "Dżuma w Breslau" to wszystko nadal jest, choć przecież to tom, który został napisany już po 4 innych, gdy wydawało się, że historia Eberharda Mocka już dobiegła końca. Krajewski wtedy wrócił do wcześniejszych wydarzeń i zaproponował coś, co chyba można traktować jako drugą chronologicznie powieść z tym bohaterem.
Nadwachmistrz Mock nie jest jeszcze nawet w policji kryminalnej, ale w obyczajówce, raczej pogardzanej i traktowanej jako służba mniej poważna. Dlatego szansy, by poprzez pomoc w śledztwie na dwóch prostytutkach, zaskarbić sobie uwagi przełożonych, nie mógł przegapić. Tyle, że nie zdaje sobie sprawy, iż jest jedynie marionetką w grze, w której ktoś inny pociąga sznurki, w dodatku podczepione również do jego kończyn. Mock zamiast doprowadzić sprawę do końca, sam ląduje w więzieniu, jako podejrzany o popełnienie tej zbrodni, którą miał wyjaśniać.
Po raz kolejny powieść pełna intensywnych emocji, opisów, które może i nie zawsze są ładne, ale trudno im odmówić tego iż oddziałują na wszystkie nasze zmysły i wyobraźnię. Alkohol, kobiety, krew i przemoc, są nieodłącznymi elementami z którymi przecież policja styka się codziennie. A jeżeli ktoś, tak jak Mock, wcale nie unika korzystania z tego co wydawałoby się raczej domeną świata przestępczego i ludzi bez zasad, to i trudno go polubić, choć też trzeba przyznać, że nieodmiennie jego osobowość fascynuje. Po prostu ma swoje zasady, w których krzywdę na niewinnych stara się wynagrodzić, nawet jeżeli prawo już dawno położyło na sprawie kreskę.
Zarzuty, że ponure, dołujące, że zbyt brudne, przepraszam, ale mam głęboko w nosie. Jak komuś się nie podoba naturalizm, niech czyta harlequiny i inne grzeczne książeczki dla ciut starszych dzieci. Krajewski mistrzowsko poprowadził tę serię i zainspirował całe rzesze naśladowców, którzy poszli tropem retro kryminalnych historii. I za to też mu chwała!
Autor wciąż jest wznawiany, więc nie musicie decydować się na dawne broszurowe wydania, skoro EMPIK daje spory wybór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz