Gdy szuka się informacji o tym zespole, można znaleźć tekst, że jest to krakowska kapela podwórkowa. Banjo, bęben, tuba i akordeon i ruszamy, aby zaśpiewać ludziom pod ich okna. Nawet sobie nie wyobrażam jakie mogły by być reakcje przy tych tekstach. Nie znajdziecie tu typowych ballad o miłości, obojętnie szczęśliwej czy nie. Znajome melodie pojawiają się w tych kawałkach, czasem nadają im jakby lżejszy charakter, ale wokal i przesłanie to już czysta anarchia.
Proste, ale przez to może jeszcze bardziej wymowne. Potraktowane dużo bardziej serio niż wszystkie próby grania dawnych melodii (pamiętacie jak zżymałem się na Kazika-Zucha?), bez wygłupu i popisywania się. Panowie chcą opowiedzieć trochę o swoim punkcie widzenia historii, a przez jej pryzmat, również współczesności. Nabijają się z idealizowanych rządów sanacji, pokazują nierówności i sytuację ludzi biednych, śpiewają o zagrożeniach tak jak widzieli je prości ludzie w dwudziestoleciu międzywojennym. Tuwim, Brzechwa, czy Broniewski dawno nie brzmieli w ten sposób. To teksty są siłą tej płyty, bo muzycznie jest powiedziałbym nawet dość monotonnie, a przy wokalu czasem aż w uszy razi fałszywa nuta. Oni jak prawdziwi punkowcy nie muszą być jednak doskonali. To nie jest ścieżka dźwiękowa do filmu o tamtych latach, a jeżeli by nią było, to na pewno nie do "Bodo". Tam nie ma miejsca na brzydkie uczucia, na nienawiść, a tu aż się czuje jak się ona kipi. "Narodowcy", "Żydkokomuna", "Narutowicz" to niezła lekcja historii.
Jakie to punkowskie wykrzyczeć do tych u władzy: nie dajesz rady rządzić, podjąłeś się, a widzisz swą małość - odejdź z honorem i strzel sobie w serce.
Muzyczka przednia :D
OdpowiedzUsuń