niedziela, 27 marca 2016

Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim, czyli sacrum i profanum

Bardzo byłem ciekaw tego przedstawienia - tekst, który ma blisko 500 lat, historia, która wszystkim jest znana, ale dziś misteria Męki Pańskiej raczej nie kojarzą się z teatrem. Jak więc można opowiedzieć tę opowieść inaczej? Czy twórcy pójdą w stronę szukania powiązań ze współczesnością? Czy będzie symbolicznie, czy raczej widowiskowo?
Możecie przekonać się sami. Na stronach TVP można spektakl obejrzeć legalnie. Został pokazany tydzień temu w Teatrze Studio, na zakończenie festiwalu Gorzkie Żale/Nowe Epifanie i choć można się czepiać przygotowanej transmisji, że pozostawiała sporo do życzenia (chwilami kompletnie nie było nic widać, słabe oświetlenie, zbliżenia dość przypadkowe), to i tak brawa za pomysł, by właśnie tuż przed Świętami można było go wyemitować.

Teatr Wierszalin z Supraśla przekazuje nam tekst oryginalny, ale to co widzimy na scenie może chwilami zaskakiwać - postacie jak najbardziej współczesne (albo doprecyzujmy XX-wieczne), znajome jak np. strażak, urzędnik, zarazem są, jak i nie są bohaterami tej historii. Opowiadają przecież o wydarzeniach sprzed tyle setek lat, nam wydają się jak najbardziej bliscy, przenosimy się więc wraz z nimi do Jerozolimy, ale zarazem jesteśmy wciąż tu, w naszym świecie, w jakiejś małej mieścinie w Polsce, może i na Podlasiu. I tak jak w Ewangelii można znaleźć przykłady niedowiarstwa, tchórzostwa, knucia spisków, przeżycia spotkania ze Zmartwychwstałym, tak i wciąż ta historia wydaje się powtarzać. Od przeżywania rozpaczy i smutku z powodu śmierci, aż po odkrywanie jaki był sens w zapowiedziach proroków. 


W XVI wieku takie widowiska były na pewno dużym przeżyciem dla widzów - łącząc elementy religijne z ludycznymi, jakimiś scenkami z życia codziennego, postaciami, które miały wprowadzać element humoru. A jak jest dziś? 
Obawiam się, że niewielu widzów nad tym się zastanawia, raczej z ciekawością skupiają się na rozwiązaniach inscenizacyjnych, na grze aktorów, na pomysłach reżysera. Co zostaje w głowach po wyjściu z teatru? Pewnie zachwyt nad wykorzystaniem płócien (skóry?) i światła, prostych pomysłów, które spełniają tu tak ważną funkcję. Może zdziwienie, że aktorzy są niczym lalki, które się wwozi na scenę, a potem poruszają się sztywno, często powtarzając kilkukrotnie swoje kwestie albo modulując głos w dziwny sposób. Może ktoś zwróci uwagę na muzykę - dziwną, niepokojącą, ale i fascynującą (staropolskie pieśni wielkanocne i lamenty z okresu Wielkiego Postu).
Spektakl, wyreżyserowany przez Piotra Tomaszuka przypomina trochę twórczość Kantora. Sacrum zderza się z profanum, klimat mistycyzmu i tajemnicy chwilami na naszych oczach ociera się o groteskę. Na pewno warto zobaczyć - choćby ze względu na ciekawą scenografię i jej wykorzystanie w przedstawieniu - ona jest tu dodatkowym, prawie równoważnym aktorem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz