A więc na Dzień Kobiet (wirtualne tulipany i masa ciepłych myśli) film zrobiony głównie prze kobiety.
Wybieram się pewnie w przyszłym tygodniu.
Dziś odpoczywam po podróży...
Czasami siedzisz w w kinie i
spoglądasz na zegarek, myśląc, że najchętniej już byś udała
się do domu, innym razem siedzisz na sali kinowej jak
zahipnotyzowana i nie wiesz kiedy umknęły ci te dwie godzin.
Jednakże niezmiernie rzadko zdarzają się też sytuacje kiedy boisz
się, że film się za chwilę skończy, a ty jeszcze tego nie
chcesz, jeszcze nie jesteś gotowa aby rozstać się z tymi emocjami,
z tymi nutami, które w tobie obraz pobudził. I właśnie taka
sytuacja była moim udziałem podczas seansu przedpremierowego
„Niewinnych”.
Poszłam na film pt. „Niewinne”
pełna oczekiwań, ciekawości i jednocześnie niepewności czy moje
nadzieje związane z tym seansem nie zostaną zawiedzione.
Jak czyta się recenzje filmu zapowiadające go jako „niezwykły”, „wciągający”, „hipnotyzujący” to „apetyt rośnie” i łatwo potem o odczucie, ze film nie sprostał tym oczekiwaniom.
Jak czyta się recenzje filmu zapowiadające go jako „niezwykły”, „wciągający”, „hipnotyzujący” to „apetyt rośnie” i łatwo potem o odczucie, ze film nie sprostał tym oczekiwaniom.
Jednakże
dziś ubogacona o doświadczenie tego seansu mogę z przekonaniem
dołączyć do grona osób urzeczonych tym filmem.
Ten film ma w sobie siłę i magię,
magię, która zasysa nas, wrzuca w wir tamtych wydarzeń i nie
pozwala pozostać obojętnym. Stałam się uczestnikiem tych wydarzeń
zaciskałam pięści, przygryzałam wargi, ocierałam łzy. Film
poruszył mnie do głębi.
Nie lubię określenia kino kobiece,
ale chce tutaj użyć tego określenia choć nie w tym stereotypowym
znaczeniu filmu lekkiego, miłego, ciepłego,
Jest to film ze wszech miar kobiecy-
reżyseruje kobieta, za zdjęcia i montaż odpowiedzialne są
kobiety, a trzema z czterech współautorów scenariusza też są
kobiety. No i oczywiście grają prawie same kobiety i to jak grają.
Ja oglądając miałam poczucie, że stoję wśród tych kobiet,
wśród tych zakonnic - nie aktorek grających zakonnice tylko
zakonnic. Czułam zimno bijące od tych przemarzniętych murów,
słyszałam te chorały odbijające się od pustych, ubogich
klasztornych ścian.
Jest to kino kobiece, feministyczne
bo dotykające kobiecych emocji – lęku przerażenia, wstydu,
bezradności, poczucia zhańbienia – traumy ofiar gwałtów.
Film opowiada historię zakonnic
zgwałconych często wielokrotnie przez żołnierzy radzieckich.
Historię zapomnianą, a może nawet nigdy nieujawnioną . Wiele
kobiet (szacuje się , że ponad milion) w tym zakonnic zostało
podczas drugiej wojny światowej i tuż po niej zgwałconych przez
członków armii wyzwoleńczej.
Człowiekowi jest tym trudniej uporać
się z traumą jeśli nie może o niej powiedzieć, nie może jej
wykrzyczeć, jeśli musi milczeć, zachować ją dla siebie, jeśli
jest przekonany, że zło którego padł ofiarą może zhańbić
jego, a nie tego , który go dokonał.
W takiej sytuacji są te kobiety,
cierpią nie tylko jako kobiety, ale także jako zakonnice, które
zdecydowały się żyć bez kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem,
a do którego zostały okrutnie zmuszone, które poza dłońmi i
twarzami nie pokazują swojego ciała., a teraz zostały brutalnie
odarte ze swojego wstydu przez gwałcicieli.
Dodatkowo ból potęguje konieczność
zachowania milczenia i brak wyboru co do macierzyństwa.
Film dobrze w osobie matki przełożonej
pokazuje uniwersalną prawdę , że gdy będąc wierni jakieś idei,
wartościom – posłuszeństwo, obrona dobrego imienia, honoru,
tracimy z pola widzenia drugiego człowieka i jego dobro możemy
łatwo się pogubić i w efekcie być źródłem krzywdy innej osoby.
Co by się stało gdyby zakonnica
Maria nie złamała zasady posłuszeństwa i nie sprowadziła pomocy
dla swojej cierpiącej siostry? Złamała regułę, podjęła decyzję
z nią sprzeczną, poniosła jej konsekwencje, a w efekcie
przyczyniła się do wielkiego dobra.
Film nie ocenia, kapitalnie pokazuje
ludzkie dylematy.
Warto zauważyć, że mimo, iż cały
film dotyczy gwałtów, czujemy bół, cierpienie ich ofiar, to
jednak nie jesteśmy epatowani ich obrazami. Wcale to nie pomniejsza
wymowy filmu, a wręcz odwrotnie uświadamia, że nawet jakbym
zobaczyła to i tak nie jestem w stanie bardziej tego cierpienia
pojąć, zrozumieć. Obrazy dosadne chyba potrafią po pewnym czasie
zobojętnić na przekaz. To co jest niedopowiedziane, w twarzy, w
oczach, w gestach zostaje w nas na dłużej.
Chcę jeszcze złożyć wyrazy
najwyższego uznania wszystkim aktorkom grającym zakonnice. Jestem
przyzwyczajona dla klasy Agaty Kuleszy i każdy film z jej udziałem
kocham ( moim top 1 jest „Róża”), jednakże w tym filmie moim
top 1 jest Agata Buzek.
Dziękuję za ten film.
Dorota
Sam film oglądałem sporo później i rzeczywiście warto go zobaczyć. Po pierwsze: to ciekawa historia, mało znana, a jednak warta poznania i przemyślenia. Co tak naprawdę jest ważniejsze: zgorszenie, jakiś skandal wokół zgromadzenia, czy też życie ludzkie, obojętnie czy poczęte z miłości, czy też nie. Wstrząsający jest dramat tych kobiet, które w podwójny sposób zostały skrzywdzone, czuły się okradzione nie tylko ze swojego człowieczeństwa, ale i z powołania.
Po drugie: napisała o tym trochę Dorota - ten film to również kilka wyśmienitych kreacji aktorskich, nieoczywistych, niełatwych ról, z którymi aktorki świetnie sobie poradziły.
R
Sam film oglądałem sporo później i rzeczywiście warto go zobaczyć. Po pierwsze: to ciekawa historia, mało znana, a jednak warta poznania i przemyślenia. Co tak naprawdę jest ważniejsze: zgorszenie, jakiś skandal wokół zgromadzenia, czy też życie ludzkie, obojętnie czy poczęte z miłości, czy też nie. Wstrząsający jest dramat tych kobiet, które w podwójny sposób zostały skrzywdzone, czuły się okradzione nie tylko ze swojego człowieczeństwa, ale i z powołania.
Po drugie: napisała o tym trochę Dorota - ten film to również kilka wyśmienitych kreacji aktorskich, nieoczywistych, niełatwych ról, z którymi aktorki świetnie sobie poradziły.
R
Mam w planach ten film obejrzeć :)
OdpowiedzUsuń