Dokładnie jak napisałem w tytule notki. Panie, Panowie, nie dajcie się nabrać. I nie chodzi o to, że idealnych mężczyzn nie ma i nie będzie (tzn, może i są, ale i tak nie spełniają kryterium bycia idealnym, opracowanym przez kobiety). Chodzi o to, żebyście za żadne skarby nie wydawali 70 złotych na tę "komedię terapeutyczną". Cholera, za te pieniądze do wielu teatrów możecie wejść na wejściówki nawet dwukrotnie. A mi naprawdę drżała ręka przy zaznaczaniu etykiety "teatr", przy tej notce. Naprawdę trudno tu mówić o jakiejś reżyserii (choć Stefan Friedmann robił kiedyś rzeczy naprawdę zabawne), scenariuszu, a nawet o aktorstwie. To raczej na kolanie pisany zbiór scenek, raczej mniej niż bardziej zabawnych, a całość ciągną fragmenty zupełnie nie pasujące do scenariusza, będące po prostu solowymi występami każdego z czwórki aktorów. Taki chyba był pomysł: napisać coś (byle co) na czterech aktorów, zebrać grupę ludzi (oprócz tych na plakacie ma być chyba jeszcze Koterski, czy Ross) i ruszyć z chałturą w Polskę... Każdy przecież jest w stanie opowiedzieć dobry dowcip, coś zaśpiewać, a ludzie kochają oglądać twarze znane z telewizji i będą na pewno ryczeć ze śmiechu.
No więc tak. Może i kogoś to bawi, ale poza małymi fragmentami (solowe kawałki) reszta jest na poziomie żenującym. wydawałoby się niezły pomysł na klinikę leczenia męskich nerwic, gdzie niby ma trafić sławny gwiazdor telewizyjny (do pokoju z innym mężczyzną, który czuje się kobietą) jest po prostu nie wykorzystany, a nawet powiedziałbym zarżnięty. Żal aktorów, że muszą w takiej błazenadzie występować, ale widać takie czasy. Zresztą większość z nich, nie takim głupotom dawała już radę.
W wersji przeze mnie oglądanej wystąpili: Małgorzata Lewińska (terapeutka, próbująca wygryźć ordynatora), Maciej Damięcki (ordynator), Artur Dziurman i Jacek Kawalec (sami oceńcie, który mógł zagrać którego pacjenta).
Terapia śmiechem? To lepiej idźcie na kabaret. Tylko dobry. Po raz trzeci oglądany na żywo Hrabi, wciąż zmusza mnie do pracy wszystkimi mięśniami (twarzy, brzucha i całej reszty)... A Teatr Palladium, jeżeli resztę sztuk ma na tym samym poziomie, omijajcie go z daleka. Nie dość, że drogo, to wcale nie śmiesznie.
Raczej nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Ani dla mnie...
OdpowiedzUsuńA ja napiszę jednak ciut więcej niż panie (i nie będę reklamował swojego bloga). Na pewne spektakle po prostu się nie chodzi! Błaga, jeśli widzimy,że w obsadzie są takie gwiazdy, jak uczestniczka tanecznej Eurowizji... omijamy teatr szerokim łukiem. Zdarzyło mi się widzieć tę "aktorkę" pozującą do zdjęć na Mokotowskiej, naprzeciw cukierni kreatorki smaku i stylu... Miny, które widziałem i zaangażowanie, jak przy wynalezieniu leku na raka - bezcenne. Nie, nie i jeszcze raz nie! Za te pieniądze kupicie bilet (i to bez zniżki) na znakomity spektakl w niejednym teatrze! Jeśli kupicie wejściówki, to nawet dwa bilety i jeszcze zostanie na kawę! Szanujmy swój czas i pieniądze!
OdpowiedzUsuńA ja byłam z obsadą: Lorska, Milowicz, Ross i Pręgowski. Było bardzo bardzo śmiesznie :) Ross fantastyczny w roli profesora psychiatrii, na drugim miejscu Pręgowski (pacjent, który czuł się kobietą). Fakt, że gdybym na plakacie zobaczyła Cichopek, Kawalca lub Ibisza to w życiu bym nie poszła! Ale z tą obsadą było prześmiesznie.
OdpowiedzUsuńTylko, że jak idziemy to czasem nie wiemy nawet dokładnie na jaką obsadę, bo może się to zmienić w ostatniej chwili. Osobowość grających jest ważna, ale w sumie można by popracować nad scenariuszem, by bawił on niezależnie od tego kto gra
UsuńTeż niedawno byłem na "tym czymś", a obsada, na którą trafiłem to: Cichopek, Dziurman, Milowicz i Beya-Zaborski. Na szczęście bilet na spektakl był w prezencie więc mniejsza strata, ale z drugiej strony nie wypada narzekać, jednak trudno mi się powstrzymać.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że jakaś część widowni się całkiem dobrze bawiła, mnie nawet klaskać się nie chciało. Nawet pomyślałem, że może to ja nie rozumiem sensu tego przedstawienia, ale po przeczytaniu tej recenzji wiem że nie jestem sam w swej ocenie i tylko czasem smuci, że niektórym widzom naprawdę wystarczy taki gniotek, żeby się całkiem dobrze bawili. ;)
aż ciekaw jestem innych sztuk tego teatru, bo widzę, że teraz coraz intensywniej ekipy warszawskie zabierają się za objazdówki. Mam wrażenie, że mocno odbija się to na jakości tych "sztuk".
UsuńNajzwyklejsza w świecie POPelina:\ Gdybym chciał pobujać się w rytmie "Białego misia" wybrałbym się na festiwal piosenki biesiadnej, a nie do teatru. Przedstawienie spodoba się jednak każdemu komu do osiągnięcia euforii wystarczy zobaczenie na żywo twarzy znanej z telewizji.
OdpowiedzUsuńnic dodać, nic ująć. W punkt!
UsuńByłem dziś na przedstawieniu we Wrocławiu. Dawno nie widziałem tak słabo napisanej sztuki. Banalna, pretensjonalna, a co najgorsze dla komedii, kompletnie nie śmieszna. Sięganie po stare kawały z brodą i opowiadanie ich jako cześć przedstawienia to wyjątkowo nieudany eksperyment. Pan Dziurman i panie Lewińska dali radę. Gdyby nie ta dwójka zażądałbym zwrotu za bilety ;-) Pozdrawiam z Wrocławia.
OdpowiedzUsuńżal, że taka chałtura jeździ po kraju np. do mniejszych miejscowości i jest dla niektórych ludzi jedyną okazją do kontaktu z teatrem na którą się skuszą :(
UsuńPozdrawiam spod Warszawy
Cos tak nędznego rzadko oglądałem - to przerwy, po po niej z ogromną ilością zdegustowanych wyszedłem.
Usuńmoj komentarz?Cale szczescie bilet dostalam,ale i tak jestem oburzona tym czyms,myslalam ze aktorow stac na cos wiecej,wyjsc nie moglam bo siedzialamm w pierwszym rzedzie a ze mam troche taktu to nie wyszlam-zeula!!!
OdpowiedzUsuńDno , dno i jeszcze raz dno. Przekleństwa, aluzje polityczne( tym się chyba kabaret zajmuje ?) i estetycznie, intelektualnie nie do strawienia. Kupiłam bilet i miałam nadzieję , ze poczuję magię teatru. Nie liczyłam na Hamleta , ale intelektualnie zostałam zmiażdżona. Wstyd , że ci aktorzy tego nie czują. Przedstawienie Kluczbork 13 maj 2018
OdpowiedzUsuńano wstyd. Określenie tego mianem chałtury to i tak bardzo duża delikatność. Bo teatr to nie jest na pewno
UsuńSłowa Pani wyraziły moje uczucia po oglądnięciu tego przedstawienia. Całkowite DNO!!! Kraków, Centrum Kijów, 01 grudzień 2018.
UsuńNie wiem, na czym polegał komizm przedstawienia. Spędziłem czas patrząc się co chwila na zegarek. Dowcip? Nie to jakieś stare suchary. Starsze panie za mną cieszyły się jak dzieci, na sam dźwięk słowa "pe.nis". Pewnie dawno nie widziały. I te "ku.rwy" lecące ze sceny. Nie przywykłem do chamstwa na scenie. Stanowczo odradzam.
OdpowiedzUsuńwidzę, że komentarze wyjątkowo zgodne
UsuńDałem się nabrać... Byłem wczoraj (01.12.2018) w Krakowie na tym przedstawieniu. Nie szkoda pieniędzy, bo otrzymałem wejściówki za darmo (Cena 89 zł). Ale czasu bardzo szkoda! Do końca nie wytrzymałem. Wyszedłem kiedy aktorzy podnieśli widzów do jakichś ćwiczeń gimnastycznych. Nie mogę zrozumieć, czy to krakowianie którzy oglądają to "coś" przedstawiają taki niski poziom intelektualny i kulturalny, czy to reżyser i aktorzy nie potrafią rozróżnić co jest piękne a co jest wulgarne, prymitywne i obrzydliwe. A może jedni drugich są warci? Aż mi wstyd, że okazałem się wśród widzów. A jeszcze bardziej się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się, że to "coś" krąży po Polsce już trzeci rok. Zwracam się do was Przyjaciele, którzy nie chcecie żałować swoich pieniędzy, czasu i wewnętrznego nastroju, nie chodźcie na ten spektakl. Nawet za darmo nie jest wart! Nie dajcie się nabrać!
OdpowiedzUsuńSpektakl w Radomiu żenada i to w Walentynki. Szkoda było pieniędzy, bo za 200 zł można było pójść z mężem na super kolację. Mąż usnął, a ja żałowałam, że go zabrałam na to coś co wcale nie było śmieszne, może czasami. Czterech aktorów, smętna akcja. Szkoda czasu.
OdpowiedzUsuńKrótko: Kombajn do zbierania kasy po wioskowych domach kultury. Jak kogoś śmieszą żart na poziomie Familiady to czemu nie. Czym się róźni pacjent od psychiatry...fartuchem. Suchar z przed 20 lat boki zrywać.
OdpowiedzUsuńŻe ja nie czytałem wcześniej tej recenzji i dałem się nabrać na ten pożal się spektakl... W scenerii sali wiśnickiego zamku jedynie co było w jego trakcie interesujące do obejrzenia to portrety na ścianach.
OdpowiedzUsuńDo przerwy jeszcze jakoś z nadzieją czekałem na coś intelektualnie ciekawego, czy choćby odrobinę śmiesznego. Po przerwie mój gwałcony żenadą umysł poddał się i utonąłem w letargu czekając niecierpliwie na koniec. Na szczęście nastąpił uwalniając widownię od niesamowitego cierpienia. Przed wyjściem wcześniej powstrzymało mnie tylko dobre wychowanie i szacunek dla pracy aktorów, którzy chcąc nie chcąc tak muszą zarabiać na życie...
chcąc nie chcąc muszą? Cóż, mam takie odczucie że nie muszą, a chcą bo to łatwa kasa. Jest wielu takich, którzy w chałturach udziału nie biorą.
Usuń