czwartek, 17 września 2015

Piksele, czyli bombardowanie sucharami

Albo ja pierniczeję albo rzeczywiście poziom zdziecinnienia dzisiejszych nastolatków jest zadziwiający. Ich Piksele bawiły, choć przecież mnóstwo nawiązań do epoki lat 70-80 było zrozumiałych nie dla nich, tylko dla mnie. A ja mimo, że jakieś sentymenty się odzywały, uznaję ten film za równie wielką żenadę jak i ostatnią część o Griswoldach. 
W sumie gdy idzie się na film z Adamem Sandlerem, z góry powinienem wiedzieć, czego się spodziewać, a jednak mimo wszystko nie sądziłem, że to będzie tak płaskie i infantylne. Rozumiem, że można pograć na jakimś sentymentach z lat dzieciństwa, ale to nie znaczy, że można traktować dzisiejszych 40 latków jak szczeniaków, którzy będą się podniecać, że obrazy z gier młodości będą mogli zobaczyć na dużym ekranie.


O co biega? W skrócie o to, iż kilkoro dawnych nastolatków, fascynujących się grami video (no tak, o kompach mało kto wtedy myślał), a dziś już dorosłych, będzie musiało przypomnieć sobie swoje dawne umiejętności. Kosmici, którzy znaleźli w wysłanej lata temu sondzie, nagranie z turnieju, pomyśleli, że to rzucone wyzwanie do wojny. Postanowili więc zaatakować nas właśnie w taki sposób - wąż gigant, Pac-Man, statki kosmiczne, goryl rzucający beczki...  Kto może podjąć się takiego wyzwania i zagrać w gry, których dziś już nikt nie pamięta? Ano trzeba odnaleźć dawnych mistrzów.
Dziś są raczej cieniem swoich własnych wyobrażeń o sławie. Nawet jeżeli coś im się udało osiągnąć (jedne jest nawet prezydentem) to i tak postrzegani są jako życiowi nieudacznicy, fajtłapy, mało atrakcyjni i mało rozgarnięci.
Ale gdy jeszcze raz pokażą na co ich stać... o ho ho! Dopiero teraz spełnia się ich sen. Co z tego, że pomyłka może słono kosztować.
Peter Dinklage recenzja filmu PikseleWszystko jest tu takie trochę komiksowe, balansujące między kiczem lat 80, a pustymi, żenującymi, erotycznymi żartami z czasów naszych. Peter Dinklage (chyba jeden z ulubieńców wszystkich fanów Gry o Tron), jest tak żałosny, że aż go szkoda. Generalnie pewnie cała ekipa miała na planie niezły ubaw, ale prawdę mówiąc na ich miejscu zanim bym wyszedł z planu zdjęciowego, kazał bym sobie pokazać efekt końcowy?
Cholera, dawne Bondy bawią, głupawe komedie w stylu Paula, czy Jaya i Boba też, a tu cały potencjał i humor jaki tkwił w pomyśle, ginie w jakimś totalnym zdziecinnieniu większości scen, drętwych dialogów. 

To nawet nie jest pastisz. No nie wiem, po prostu co to jest...
Oglądałem go jeszcze w wakacje i tak też potraktowałem - jako rozrywkę. Szkoda, że moim zdaniem twórcom nie udało uzyskać takiego efektu jak choćby w Marsjanie atakują. Z filmu tak naprawdę może cieszyć się jedynie Sony, które zdaje się wznawia większość dawnych gier - teraz w wersjach na komórki. Efekty niespecjalnie robią wrażenie, a z rzeczy budzących sentyment najbardziej rajcowała mnie... ścieżka dźwiękowa!

4 komentarze:

  1. O, a sądziłam, że będzie to nieco lepszy film. Zapowiadał się super! Szkoda, że tak go spłycili... Sama jeszcze go nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. https://www.youtube.com/watch?v=ugV6cLgwomo

    Nagradzana krótkometrażówka, która była punktem wyjścia do nakręcenia hollywoodzkiej fabuły. Wszystko miało być pięknie, ale najpierw wyrzucono twórcę oryginału (bo nie zrobił nigdy długiego metrażu i studio się bało), a potem pojawił się Sandler i w sandlerową stronę wyemigrował scenariusz..... Nie widziałam, te niusy z produkcyjnego etapu zdążyły mnie przerazić :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! niestety Hollywood potrafi wiele rzeczy zepsuć

      Usuń
  3. Pamiętam jak w kinie widziałam zwiastun... pierwsze sekundy: "O rany, to będzie zajebiste sci-fi!" a potem czar prysł :D

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń