Kto pamięta filmy z lat 80-tych z Chevy Chase'm ten pewnie widział już zwiastun i wybiera się na filmową kontynuację tamtej serii. Szkoda tylko, że te filmy mają niewiele ze sobą wspólnego. Nie wiem, czy to zmądrzeliśmy i pewne rzeczy nas nie bawią, czy kino zgłupiało i schodzi do poziomu poniżej wszelkich granic żenady. Jakoś jak wspominam serię o Griswoldach, rzeczywiście chwilami dowcipy nie były najwyższych lotów, ale chyba jednak nie schodziły do takiego poziomu jak to co proponuje się dziś w kinie jako komedię.
Po raz kolejny pojawia się problem (jak w przypadku Szkolnej imprezki, tyle, że tu dużo wyraźniej) - dla kogo to jest? Bo śmiać się z głupich żartów będą najbardziej najmłodsi, a znowu przekleństwa, odniesienia do seksu, wskazują na kompletnie innego odbiorcę. Skończy się na tym, że dzisiejsi czterdziestolatkowie pójdą do kina z sentymentu i zabiorą swoje pociechy, by pokazać przy czym się kiedyś bawili.
Kolejne pokolenie Griswoldów wyrusza na wakacje. Dorosły Rusty, by zrobić przyjemność rodzinie i zacieśnić relacje z żoną i synami (wiecznie się kłócącymi) wyrusza w trasę, podobno do tej jaką kiedyś zafundował mu jego ojciec. I podobnie jak wtedy - los obróci się przeciw niemu, rzucając mu co i rusz kłody pod nogi, aż wszyscy będą mieli wyprawy dość. Celem ma być park rozrywki po drugiej stronie Stanów, więc droga przed nimi daleka, a pokonanie jej wypożyczonym autkiem produkcji albańskiej, okaże się wyzwaniem nie lada.
Kąpanie się w szambie, wymiotowanie, duszenie torebką foliową to tylko niektóre atrakcje, które członkowie rodzinki sami sobie zafundują. I niby jest w tym (podobno) jakiś morał, niby niektóre sceny ogląda się jak film familijny, niby na chwilę pojawia się para z poprzedniej serii, czyli Chevy Chase i Beverly D’Angelo, ale jak pomyślę o całości to jakoś niespecjalnie widzę w tym jakieś wielkie plusy, które mogłyby wpłynąć na rekomendacje dla tej produkcji.
Wiem, wiem, teraz tak się kręci i większość komedii amerykańskich jest na żenującym poziomie, ale tu nawet aktorsko nie jest najlepiej. Jeżeli kogoś można za coś pochwalić, to tych, którzy pracowali nad ścieżką dźwiękową, ale to już za Oceanem opanowali do perfekcji. Weź garść znanych kawałków, czasem w dość zaskakujących scenach, ale ważne że zostają w głowie.
Jak dla mnie słabiutko. W tym wszystkim najśmieszniej jest na początku - gdy widzimy autentyczne zdjęcia ludzi z różnych wyjazdów wakacyjnych... Czy to dziwne, że powstają takie filmy, skoro uwielbiamy się śmiać z czyichś wpadek?
Zgadzam się, lepszy od filmu był sam początek - zdjęcia bomba!
OdpowiedzUsuńprawda? ;) a się dziwiłem, że zgodzili się na pokazanie czegoś takiego
UsuńFaktycznie, szkoda, że to już nie ci sami Griswoldowie i przez to zwierciadło trochę mniej krzywe...
OdpowiedzUsuńa chciałam iść... ;(
OdpowiedzUsuńno chyba, że lubisz taki trochę spaczony humor
UsuńNie wierzę, że Griswoldowie wrócili! Haha, mam sentyment do tych filmów. Do tej pory nazywamy z mamą naszych sąsiadów Griswoldami, kiedy zimą oświetlają światełkami cały dom i ogród :) "O proszę, Griswoldzi już szaleją!" :)
OdpowiedzUsuńAle Chevy Chase się dziaduńcio zrobił!
szkoda, że go tu tak mało
Usuń