poniedziałek, 28 września 2015

Noc Walpurgii, czyli po co chłopcze przyszedłeś?


Kolejna produkcja, która od piątku jest na ekranach kin. Ale tym razem to raczej coś dla widza lubiącego kino wytrawne. "Noc Walpurgii", choć jest wyreżyserowana przez młodego debiutanta (Marcin Bortkiewicz), ma w sobie nie tylko jakąś drapieżność, ale i dojrzałość. To rzecz przemyślana, wysmakowana, intensywna i pełna napięcia (również erotycznego).
Koncert dla dwójki aktorów, popis ich umiejętności, ale też piękne czarno białe zdjęcia i ciekawy pomysł na całość. Ale z tej dwójki wyjątkowo intensywnie na ekranie błyszczy przede wszystkim Małgorzata Zajączkowska. Ten film to szansa dla niej by mogła znowu pokazać klasę i umiejętności. Rzadko kiedy aktorzy mają na to okazję. Je postać jest skomplikowana, wielowymiarowa i przede wszystkim fascynująca.


Małgorzata Zajączkowska w filmie "Noc Walpurgi", fot. Robert JaworskiMłody chłopak, przedstawiający się jako dziennikarz przybywa do garderoby divy operowej, by przeprowadzić z nią wywiad. Nora Sedler ma nie tylko wielki głos, ale i charakter wielkiej gwiazdy. Bawi się swoim rozmówcą, drażni z nim, atakuje, wyśmiewa, ale krok po kroku dochodzi też do zbliżenia między nimi, otwiera się pewnie nawet bardziej niż by tego chciała. 

"Noc Walpurgi" - zdjęcie
Między siłą, a słabością. Między maską, a prawdą o sobie. Oklaskami i sławą, a traumą przeszłości. W dymie papierosów i przy kolejnych szklankach alkoholu. Od szeptu aż po krzyk. Od śmiechu po łzy. Od wyzwisk po namiętność. 

Przypomina to choćby filmy Polańskiego, takie jak "Śmierć i dziewczyna" (pisałem - zerknijcie do spisu obejrzanych) czy nowsza "Wenus w futrze" (wkrótce napiszę). Dialog, chemia między postaciami, świetni aktorzy i okazuje się, że nic więcej nie trzeba. Nie nudzi, nie jest przegadane. Ale wczuć się w to trochę trzeba i przygotować na niezłą huśtawkę emocji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz