Przez ostatnie kilka o dni o filmie głośno, nawet po sieci krąży filmik jak to prezydent Duda wybrał się na seans (z popcornem i colą) do Atlantica. A ja wciąż zbieram myśli. Bez udawania - podobało mi się, choć nie lubię takiego kina, jest dla mnie zbyt amerykańskie, zbyt nadęte... No i raczej nie podniecają mnie sceny walki i latające kule. Podobało się przede wszystkim dlatego, że to produkcja na bardzo dobrym poziomie. Gdy czytam w jakichś wywiadach i ciekawostkach o trudnościach finansowych, o tym gdzie były robione zdjęcia (głównie warszawski Żerań), o tym co dodano komputerowo, to po prostu mi kopara opada. Rzadko się zdarza, że w polskiej produkcji nie widać tego ubogiego zaplecza. A tu do cholery nie widać. Jest raczej kameralnie, bez jakichś spektakularnych widoków, ale to wszystko ma pewien surowy klimat i nie daje po oczach. Choćby za to należą się brawa. Za zdjęcia, które są kapitalne. Za muzykę (kto by się spodziewał, że do rodzimej produkcji będzie śpiewać Lisa Gerard - tak, tak, ta sama co do Gladiatora). Ogólnie za całokształt.
A jak już pobiłem trochę braw, to teraz mogę pomarudzić.
Kilka dobrych dialogów (szczególnie ten z Wielkim bratem) to niestety trochę mało bym mógł bliżej poznać postacie żołnierzy, dość szybko wrzucani jesteśmy w akcję i widzimy jedynie ich zmęczenie, wkurzenie, determinację. Telefony do rodziny to trochę mało, bym dowiedział się trochę więcej o ich psychice, o tym co nimi kierowało gdy wyjeżdżali na misje (czy tylko kredyty i chęć zarobienia???).
Więcej miejsca w scenariuszu poświęcono (choć nie wprost, ale jakby mimochodem) temu by pokazać mizerię naszego kontyngentu - żołnierze sami budują na pojazdach barykady z desek, kamizelek kuloodpornych, oklejają to taśmą... Jedna wielka prowizorka, która budzi zdumienie i rozbawienie koalicjantów.
Wszystkiego uczą się trochę na własną rękę, na miejscu. Bo kto się nie uczy, kozakuje, ten po prostu ginie. Tu nikt nie traktuje Amerykanów, czy Polaków jak zbawców, ich obecność raczej drażni. Oficjalnie mieli się głównie zajmować szkoleniem irackich oddziałów, po to by one mogły same zaprowadzać porządek. Nawet w bitwie, o której opowiada ten film, obronie budynku administracji przed szyickimi bojówkami, oficjalnie Polacy wcale nie brali udziału. Nasz rząd nie chciał drażnić opinii publicznej, informacjami że nasi pojechali na wojnę - przecież to miała być misja "stabilizacyjna". Reżyser Krzysztof Łukaszewicz (podobno nawet nie ma studiów filmowych, więc tym większe brawa dla niego) nie chce jednak wikłać się w politykę i rozważania nad sensem naszej obecności w Iraku. Chce oddać hołd żołnierzom, którzy postawieni w trudnej sytuacji nie dali ciała. I w nieludzkich warunkach pokazali, że nie trzeba przestać mieć ludzkich odruchów (jak obejrzycie będziecie wiedzieli do czego nawiązuję). I to mu się udaje.
Właśnie w stylu amerykańskim - bohaterowie pozostawieni sami sobie, ale walczący do końca. I nawet gdy odmawia się im potem chwały zwycięzców, nie skarżą się. Wykonali rozkaz. Biało czerwona na maszt. Jak dla mnie szkoda, że tak mocno pominięto udział Bułgarów, którzy walczyli ramię w ramię z naszymi. I był chyba ich równie liczny oddział. Mieli zapasy na 48 godzin, musieli bronić się dwa razy dłużej. Mimo ostrzału zginął chyba tylko jeden żołnierz, natomiast straty wśród Irakijczyków były ogromne (w końcu to cywile, którzy łapali za broń).
Aktorstwo może przemilczę, bo nie bardzo chcę się do niego odnosić. To co zostaje w głowie to sceny walki, paraliżujący strach i dylematy gdy musisz strzelać do dzieciaków, którzy chcą cię zabić, bo ktoś ich namówił do walki. Czy gdybyśmy to my mieli na karku obce wojska nie rozumiejące naszych realiów i kultury, patrzylibyśmy na to wszystko tak samo?
Patosu nie ma zbyt dużo (ale i tak ciut drażni), sama fabuła jakoś emocji wielkich nie budzi, ale trzeba to przyznać - takiego kina gatunkowego chyba jeszcze nie mieliśmy. I to na dobrym poziomie. Jest pazur.
Patosu nie ma zbyt dużo (ale i tak ciut drażni), sama fabuła jakoś emocji wielkich nie budzi, ale trzeba to przyznać - takiego kina gatunkowego chyba jeszcze nie mieliśmy. I to na dobrym poziomie. Jest pazur.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRównież dołączam się do braw. Moim zdaniem to jeden z najlepszych filmów ostatnich miesięcy na polskich ekranach. Polecam do obejrzenia każdemu, bo to bardzo dobra lekcja historii współczesnej pozbawiona polityki i dat.
UsuńA wiesz co, mnie ta odrobina patosu nie drażni. Już jakiś czas temu przestałam się śmiać z Amerykanów, z ich wzniosłych przemówień (oni naprawdę przemawiają na ślubach, tak jak nam to pokazują w komediach romantycznych ;) ), emocji na wierzchu i wszechobecnego uśmiechania. Kurcze, co z tego, to naprawdę poprawia jakość życia, nawet jeśli jest "płytkie" to daje znakomicie lepszy efekt od polskiego patrzenia na siebie wilkiem i narzekactwa.
OdpowiedzUsuńOgólnie w "tryndach" jest zdystansowane, najlepiej ironiczne podejście do wszystkiego, więc tym bardziej się cieszę, że reżyser się nie bał połopotać skromnie białą flagą czy pokazać odwagę i braterstwo "kolegów z wojska".
No, w każdym razie tak jak Ty biję brawo filmowi :). Chyba nie spodziewałam się, że to będzie aż tak dobre kino gatunkowe (tak, czytam opinie o "kliszach" typu np. konflikt braci, ale na tym przecież polega kino gatunkowe :) - idąc na romans wiemy, że będzie o porywach serca, ludzie mają jednak ograniczony zasób emocji i każdy z nas przeżywa mniej więcej to samo, więc siłą rzeczy będzie to powtarzalne :) ). Doskonałe zdjęcia, świetna scenografia - po seansie, na którym byłam, było spotkanie z reżyserem, opowiadał jak to wszystko się odbywało i z jakim budżetem - tym bardziej doceniłam efekt końcowy i niezwykłe zaangażowanie twórców (bardzo mi się podobało, że reżyser ani razu nie użył sformułowania "mój film", "mój scenariusz", zawsze było "my", "nasz", "nasza ekipa").
I jednak aktorstwo - dawno nikt w kinie nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Bartłomiej Topa w tym filmie. Bardzo go lubiłam już wcześniej, jest w nim jakiś smutek i jest, no, taki prawdziwy (jakkolwiek to brzmi ;) ), dla mnie to ta sama pólka co np. Marian Dziędziel. I tę "prawdę" w "Karbali" pokazał, jego kapitan Kaliciak jest człowiekiem, odważnym i mądrym dowódcą, ale ciągle człowiekiem, a nie herosem co to się kulom nie kłania i szyje z karabinu do wrogiego elementu. No czapki z głów - ale cieszyłabym się, gdyby "na ten przykład" Topa dostał nagrodę w Gdyni :)
I taka uwaga jeszcze - ten film nie gloryfikuje wojny, nie usprawiedliwia, nie jest zero-jedynkowy i absolutnie nie wpisuje się w podział świata na my-oni.
Rozpisałam się, ale lubię tu u Ciebie rozmawiać :)
a żebyś wiedziała jak ja lubię takie rozmowy :)
UsuńAmerykanie moim zdaniem z tym swoim patosem i flagą przeginają strasznie, a może my po prostu widzieliśmy zbyt wiele takich obrazów. Łukaszewiczowi moim zdaniem się udało zachować autentyzm (może oprócz scen ratowania cywilów) bez patosu i dlatego ręce składają się do braw same. Ale widz i tak rozpoznaje pewne elementy manipulacji (flaga, salut Bułgara) i jeżeli jest inteligentny trochę krzywi się na takie zagrania pod publiczkę. Zgadzam się z Tobą, że film nie gloryfikuje on wojny, naszego pobytu tam, ale jedynie żołnierzy, którzy wykonywali rozkaz. I to jest fajne. Podobno nawet nakręcili tyle materiału, że myślą o pokazaniu tej samej bitwy "z drugiej strony".
Ale masz rację - gdyby zabrał się za ten film Smarzowski mielibyśmy zupełnie inny, dużo bardziej depresyjny film. Mimo, że nie lubię takiego gatunku - doceniam Karbalę bardzo.
Ale co do aktorstwa, Topa moim zdaniem gra na jednej nucie, nie przekonał mnie.
to się cieszę :)
OdpowiedzUsuńJeszcze Simlat (kolejna moja aktorska "miłość" ;) )- specjalista od drugoplanowych, ale bardzo znaczących ról, tu pojawił się kilka razy po pół minuty, ale i tak przyciągał 100% mojej uwagi.
aha i mały edit do mojego komentarza: reżyser łopotać miał biało-czerwoną flagą, nie białą ;)
była i scena z białą (podarcie biało-czerwonej), ale trochę została podobno skrócona, aby nie rzucała się w oczy
UsuńTeż już widziałem i mam jak najbardziej pozytywne wrażenia.
OdpowiedzUsuńA co do patosu... To oczywiście masz racje. Patos w sztucznym wydaniu drażni, a może być też i patos, który nie jest taki. Czasami na świecie zdarzają się okoliczności, które ten patos usprawiedliwiają. Zwłaszcza jak z takiej pułapki, jak obrona City Hall wychodzi się cało po niemal heroicznym wysiłku.
ale ten heroizm, odwagę, też można pokazać różnie. No dobra, nie czepiam się, mnie trochę śmieszyła ta scena z podniosłą muzyką, gdy wycofywali się do bazy z uratowanymi, ale sam film jak najbardziej na tak!
UsuńFilm oglądałam w weekend i jestem pozytywnie zaskoczona jego poziomem. Nie chodzi tylko o świetnych aktorów, którzy w 100% sprawdzili się w swoich rolach ale także o samo wykonanie- scenariusz, efekty specjalne, muzyka. To chyba pierwszy taki polski film którego nie wstydziłabym się polecić znajomym. Ale co tu dużo mówić... jak ktoś chce się przyczepić to zawsze coś znajdzie, zamiast się cieszyć, że w końcu mamy film na światowym poziomie.
OdpowiedzUsuńale ja się czepiam tak tylko ciut, ciut. Cieszę się z tego filmu. A z polskim kinem zdaje się, że coraz lepiej. Polecam też Bogów - to film, który chyba nawet bardziej lubię. I kolejny dowód jak można fajnie zaczerpnąć z tego co robią Amerykanie i zgrabnie przenieść to nasze warunki. Życzmy sobie więcej takich obrazów
UsuńChętnie obejrzę :) Interesuje mnie wszystko, co ma związek z historią :)
OdpowiedzUsuńOklaski się należą jak mało któremu polskiemu filmowi!
OdpowiedzUsuńFilm zdecydowanie dobry. Rzeczywiście "ubogiego" zaplecza nie widać - jest efektownie. Byłem pod niemałym wrażeniem, zwłaszcza, że spodziewałem się 'perełek' w stylu "kamieni na szaniec" czy Miasta 44. Bylem mile zaskoczony widząc produkcję na wysokim poziomie, z efektami rodem z holiłudu i grze aktorskiej na dość wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuńMiasto 44 przynajmniej widowiskowe, efekciarskie, tam raczej aktorzy i scenariusz drażnili, ale Kamienie na szaniec zgadzam się, że rozczarowanie duże.
UsuńNajwiększy problem kamieni na szaniec to to, że mam wrażenie reżyser luźno wzorował się na książce. Bardzo luźno. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby film nazywał się jakoś inaczej. Wtedy bym to przełknął bo historia poruszająca. Natomiast okazało się, że film baaardzo krzywdzi książkę i jej bohaterów co przy takiej literaturze jest to najzwyczajniej w świecie zbrodnia. Dlatego cieszy mnie, że Karbala prezentuję wysoki poziom, zarówno efektów jak i aktorstwa. Dźwięki wystrzałów, rykoszetów bardzo realistyczne, i aż ciężko dać wiarę, że większość scen była kręcona w Warszawie a nie w jakimś arabskim państewku. Dawno nie byłem tak mile zaskoczony polskim filmem :)
Usuńale w Kamieniach nawet wszystkie sceny walki to była jedna wielka kicha. To chyba już wolę efekciarskie Miasto 44
UsuńTen film naprawdę robi wrażenie. Świetne zdjęcia, scenografia wymiata. Niesamowite, że tak udało się odwzorować ulice iracką na warszawskim żeraniu. Liczę na parę nagród dla tego filmu.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji obejrzeć tego filmu, ale w najbliższym czasie mam zamiar się na niego wybrać do kina. Jak na polski film zapowiada się całkiem nieźle, jestem bardzo ciekawa jak to się w całości prezentuje ;)
OdpowiedzUsuń❀
Nie do końca rozumiem autora - pisze, że takie filmy czasami są zbyt nadęte... Przecież ten film pokazuje wojnę, i to w jej całkiem brutalnym obliczu, czyli taka jaka jest naprawdę. Film warto zobaczyć, chociażby dlatego, aby przekonać się, jak wspaniałych mamy żołnierzy.
OdpowiedzUsuńnadęte, patetyczne - no zdarza się, szczególnie u Amerykanów, długo by można wyliczać sceny i obrazy z różnych filmów - nagle bohater zrywa się, biegnie sam jeden na oślep na 100 przeciwników, niesie ze sobą flagę, muzyka nabiera szczególnych tonów, widz łka, a bohater oczywiście ciężko ranny dobiega tam gdzie miał dotrzeć, spełnia zadanie... Nie chodzi o fakty, a o sposób ich pokazania, ten szczególny ton, który ma poruszyć widza.
Usuń