sobota, 5 września 2015

Jezioro łabędzie, czyli piękna klasyka, ale jednak usypia

Szedłem na to wydarzenie z dużymi obawami. W ramach projektów Multikina mam już za sobą sporo przedstawień teatralnych, jedną operę, jakieś filmy dokumentalne. Ale baletu jeszcze nie. Musi być kiedyś ten pierwszy raz, prawda? Mimo, że nie jestem znawcą, ba, nawet nie jestem miłośnikiem baletu, to przecież "Jezioro łabędzie" zna każdy i chyba każdy też wie, że Teatr Bolshoi z Moskwy to klasa sama w sobie. Jak to się będzie oglądać w kinie?

Ostrzegam, że to mocno subiektywne wrażenia i mogło na nie mieć wpływ również moje zmęczenie. Niestety mocno znużyło mnie to przedstawienie. Piękna muzyka Czajkowskiego brzmi świetnie, wiele scen bardzo mi się podobało i do profesjonalizmu tancerzy, do choreografii nie mam co się przyczepiać. To co jednak było dość denerwujące (a co rzucało mi się w oczy) to fakt iż w scenach zbiorowych w pałacu (a było ich sporo) solowe występy na pierwszym planie psuło totalne zesztywnienie na planie drugim. Jedyne gesty to kiwnięcie ręką, a poza tym jakby wszyscy zastygli w nieruchomych pozach i nawet nie zamieniają ze sobą słowa. Brak w tym totalnie życia, odrobiny ruchu, autentyczności. Przyzwyczajony do scen operowych, gdzie wszyscy uczestniczą aktywnie w ożywieniu drugiego planu, tu mierziło mnie to strasznie.
Zwłaszcza, że popisy solowe, choć piękne, przyznajcie sami, że po pewnym czasie zaczynają być bardzo podobne do siebie. W dodatku te okropne fryzury męskie, strzyżone jak spod wiadra, no po prostu makabra. Człowiek budzi się tak naprawdę na dobre pod koniec pierwszego aktu, no i w drugim od połowy. Sceny nad jeziorem mają zupełnie inną dramaturgię, energię. 

No co ja na to poradzę, że balet nie fascynuje mnie tak bardzo jak inne formy teatru? Jak dla mnie jest zbyt monotonnie, brakuje nie tyle przepychu, czy scenicznego rozmachu, co po prostu dłuższej opowieści. Czuję w tym emocje, ale mimo wszystko historia jak dla mnie uboga jest w treść. No i jak patrzę na tancerzy w rajtuzach i szpongach uwypuklających to i owo, od razu przypominają mi się sceny zdaje się, że z komedii Top Secret (kto widział ten wie jakie). 
No i widzicie tak to jest - wpuścić profana co się nie zna na balecie, na klasyczne, cudowne przedstawienie, a będzie pytał o co chodzi. Może następnym razem muszę wybrać się z kimś kto mi to będzie tłumaczył i szturchał mnie żebym nie drzemał. Przyznaję oczywiście - tańczą pięknie, muzyka świetna, ale ja chyba jednak pozostanę przy cyklu Multikina: Sztuka Brytyjska na dużym ekranie (polecam). Balet i operę pozostawię prawdziwym melomanom, którzy potrafią docenić dobre wykonanie i pewnie nie mają zbyt wiele okazji by jeździć za granicę by najlepsze przedstawienia oglądać. Ten cykl daje taką możliwość.

2 komentarze:

  1. Szkoda, ze Ci się nie podobalo. Dla mnie balet jest czyms zupelnie z innej planety. Jak czytanie fantasy, haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo jest. Ale trzeba chyba nadawać na podobnych falach wrażliwości. Mnie jakoś taniec - obojętnie czy klasyczny czy nowoczesny nie fascynował. Doceniam piękno, umiejętności, ale męczy mnie oglądanie tego przez dłuższy czas

      Usuń