Rzecz
o kobiecie, którą zjadła ciemność
Ciężko jest napisać, że
komuś spodobała się książka, w której opisana została prawdziwa historia
dramatu człowieka. A jednak książka ta fascynuje wciąga. Tak jak Europejczyka
wciąga i fascynuje zazwyczaj kultura japońska, tak inna, tak daleka od naszej.
Richard Lloyd Parry w ”Ludziach, którzy jedzą ciemność”
kreśli tajemniczy obraz Tokio, miasta, które intryguje, które pełne jest
tajemnic, ludzi o niezbyt czystych sercach, miasta, które stanowi marzenie wielu ludzi. Było też marzeniem dwudziestoletniej Lucy, dla
której wyjazd do Japonii miał być przygodą życia. Kraj ten jawił się jej jako
wspaniałe miejsce do życia, a praca hostessy miała przynieść jej całkiem niezłe
pieniądze. Co poszło zatem nie tak? Dlaczego pewnego dnia Lucy znika, a jej
przyjaciółka odbiera enigmatyczny telefon, w którym tajemniczy głos twierdzi,
iż dziewczyna wstąpiła do sekty i dystansuje się od swojego wcześniejszego
życia? Co zdarzyło się naprawdę? Musisz przeczytać książkę, by się dowiedzieć...
Lucie Blackman była stewardessą British Airways, jedną z
piękniejszych, jakie kiedykolwiek pracowały w tych liniach. Dzięki
oszałamiającej urodzie dziewczyna miała zarobić mnóstwo pieniędzy w Japonii, a
potrzebowała ich na spłatę swoich długów. Częściowo wiedziała, że wysokie
blondynki z Europy podobają się Japończykom, rozumiała, że jej praca polegać ma
na rozmowach z nimi, nalewaniu drinków, śpiewaniu czy zapalaniu papierosów.
Słowem – na wszystkim poza zbliżeniami fizycznymi. Każdy pomyśli od razu - jasne... wiedziała w co
się pakuje!
Dziewczyny,
które pracują w ten sposób w Japonii określa się mianem białych gejsz. Część z
nich, jeśli chce zarobić więcej, umawia się zwykle poza klubem na dodatkowo
płatne randki. To właśnie po takim spotkaniu Lucy zaginęła...
Autor bardzo
umiejętnie wciąga czytelników życie bohaterki. Żyjemy emocjami jej przyjaciółki,
Louise Phillips, która odebrała dziwny telefon. Głos zakazał jej szukać, bo
rzekomo wstąpiła do sekty. Zaalarmowana policja zrobiła niewiele, by odszukać
dziewczynę, bo takich przypadków dzieje się o wiele więcej i najczęściej
dziewczyny wracają same do domu.
Ciekawym rozwiązaniem jest to, że od połowy książki czytelnik wie już
dokładnie, jak skończyła się opisywana historia. Niby może ochłonąć. Ale...
potem robi się coraz goręcej, bo następują reporterskie wręcz wyjaśnienia. Nie
kryjąc finału historii Richard
Lloyd Parry potrafi budować napięcie dalej i dalej... Poznajemy pamiętnik
dziewczyny, tajemniczego pana Joijiego Obarę, sytuację rodzinną
dziewczyny. Poznajemy też istotę Zła.
Książkę
polecam każdemu, kto chciałby poczytać nieco o Japonii, bo choć pisano o niej
na różne sposoby (u nas chociażby Joanna Bator wydała zbiór felietonów „Rekin z
parku Yoyogi”), tutaj poznajemy jej najciemniejsze oblicze. Autentyzm,
zasadniczy walor „Ludzi, którzy jedzą ciemność” powoduje, że zamiast felietonu
ksiązka staje się thrillerem, powieścią psychologiczną, obyczajową, a więc tym,
co lubimy najbardziej. No i historia Lucy po prostu wzrusza.
S
Właśnie. Zawsze zastanawiam się jakiego słowa użyć przy książkach, które mówią o ludzkich tragediach. No bo co, podobała mi się? To brzmi dziwnie, ale jednocześnie prawdziwie. Ciekawe tylko czy każdy rozumie to prawidłowo. Co do książki - chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZapowiada sie dramatycznie, ale interesujaco.
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł mnie przyciąga:) Ja tam zawsze piszę, że zaciekawiła mnie historia i spodobał sposób przekazu:) No, chyba, że tak nie jest, wtedy staram się delikatnie dobierać słowa.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńchyba i ja muszę szybko się za to zabrać, bo Włodek nawet po miesiącu nadal wspomina ten tytuł, a przy tym ile on czyta (nawet dwie książki dziennie), jest to bardzo wiele mówiące
OdpowiedzUsuń