sobota, 19 września 2015

Ludzie, którzy jedzą ciemność - Richard Lloyd Parry, czyli miasto mężczyzn

Dziś aż dwie akcje wymiankowe, więc małe szaleństwo, pisać nie ma kiedy. Po raz kolejny więc ratuje mnie Włodek.

Rzecz o kobiecie, którą zjadła ciemność
            Ciężko jest napisać, że komuś spodobała się książka, w której opisana została prawdziwa historia dramatu człowieka. A jednak książka ta fascynuje wciąga. Tak jak Europejczyka wciąga i fascynuje zazwyczaj kultura japońska, tak inna, tak daleka od naszej.
            Richard Lloyd Parry w ”Ludziach, którzy jedzą ciemność” kreśli tajemniczy obraz Tokio, miasta, które intryguje, które pełne jest tajemnic, ludzi o niezbyt czystych sercach, miasta, które  stanowi marzenie wielu ludzi.  Było też marzeniem dwudziestoletniej Lucy, dla której wyjazd do Japonii miał być przygodą życia. Kraj ten jawił się jej jako wspaniałe miejsce do życia, a praca hostessy miała przynieść jej całkiem niezłe pieniądze. Co poszło zatem nie tak? Dlaczego pewnego dnia Lucy znika, a jej przyjaciółka odbiera enigmatyczny telefon, w którym tajemniczy głos twierdzi, iż dziewczyna wstąpiła do sekty i dystansuje się od swojego wcześniejszego życia? Co zdarzyło się naprawdę? Musisz przeczytać książkę, by się dowiedzieć...
            Lucie Blackman była stewardessą British Airways, jedną z piękniejszych, jakie kiedykolwiek pracowały w tych liniach. Dzięki oszałamiającej urodzie dziewczyna miała zarobić mnóstwo pieniędzy w Japonii, a potrzebowała ich na spłatę swoich długów. Częściowo wiedziała, że wysokie blondynki z Europy podobają się Japończykom, rozumiała, że jej praca polegać ma na rozmowach z nimi, nalewaniu drinków, śpiewaniu czy zapalaniu papierosów. Słowem – na wszystkim poza zbliżeniami fizycznymi.  Każdy pomyśli od razu - jasne... wiedziała w co się pakuje!
            Dziewczyny, które pracują w ten sposób w Japonii określa się mianem białych gejsz. Część z nich, jeśli chce zarobić więcej, umawia się zwykle poza klubem na dodatkowo płatne randki. To właśnie po takim spotkaniu Lucy zaginęła...
Autor bardzo umiejętnie wciąga czytelników życie bohaterki. Żyjemy emocjami jej przyjaciółki, Louise Phillips, która odebrała dziwny telefon. Głos zakazał jej szukać, bo rzekomo wstąpiła do sekty. Zaalarmowana policja zrobiła niewiele, by odszukać dziewczynę, bo takich przypadków dzieje się o wiele więcej i najczęściej dziewczyny wracają same do domu.  Ciekawym rozwiązaniem jest to, że od połowy książki czytelnik wie już dokładnie, jak skończyła się opisywana historia. Niby może ochłonąć. Ale... potem robi się coraz goręcej, bo następują reporterskie wręcz wyjaśnienia. Nie kryjąc finału historii Richard Lloyd Parry potrafi budować napięcie dalej i dalej... Poznajemy pamiętnik dziewczyny, tajemniczego pana Joijiego Obarę, sytuację rodzinną dziewczyny.  Poznajemy też istotę Zła.
Książkę polecam każdemu, kto chciałby poczytać nieco o Japonii, bo choć pisano o niej na różne sposoby (u nas chociażby Joanna Bator wydała zbiór felietonów „Rekin z parku Yoyogi”), tutaj poznajemy jej najciemniejsze oblicze. Autentyzm, zasadniczy walor „Ludzi, którzy jedzą ciemność” powoduje, że zamiast felietonu ksiązka staje się thrillerem, powieścią psychologiczną, obyczajową, a więc tym, co lubimy najbardziej. No i historia Lucy po prostu wzrusza.

 S

5 komentarzy:

  1. Właśnie. Zawsze zastanawiam się jakiego słowa użyć przy książkach, które mówią o ludzkich tragediach. No bo co, podobała mi się? To brzmi dziwnie, ale jednocześnie prawdziwie. Ciekawe tylko czy każdy rozumie to prawidłowo. Co do książki - chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada sie dramatycznie, ale interesujaco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już sam tytuł mnie przyciąga:) Ja tam zawsze piszę, że zaciekawiła mnie historia i spodobał sposób przekazu:) No, chyba, że tak nie jest, wtedy staram się delikatnie dobierać słowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. chyba i ja muszę szybko się za to zabrać, bo Włodek nawet po miesiącu nadal wspomina ten tytuł, a przy tym ile on czyta (nawet dwie książki dziennie), jest to bardzo wiele mówiące

    OdpowiedzUsuń