poniedziałek, 7 września 2015

Dzień w Toskanii - Dario Castagno, czyli zaproś gawędziarza do domu

Koleżanka dość skutecznie zaraża mnie Toskanią - po kolei podsuwa kolejne książki Castagno i po pierwszej, czyli Za dużo słońca w Toskanii, nie czekając długo druga notka poświęcona temu autorowi. 
Jak się mieszka w takim miejscu i potrafi samemu opowiadać zabawne, ciekawe historie, ale też zbierać je, wyciągać od innych, to wcale nie dziwne, że książki można tłuc jedna za drugą. Dopóki się facet nie powtarza, nie nudzi, będzie czytany.
W poprzedniej książce wszystkie rozdziały uporządkowane zostały według miesięcy, pór roku, a tym razem przyjęty schemat to jeden dzień. Ot, po prostu autor wstaje, zjada śniadanie, wychodzi przed dom spaceruje... i prawie każde miejsce, każda napotkania osoba, jakaś czynność przypomina mu jakąś wcześniej przeżytą lub zasłyszaną historię.


Dużo mniej tym razem jest o turystach, a za to otrzymujemy sporą garść historii z dzieciństwa samego Dario oraz wspomnień różnych znajomych, czasem bardzo wiekowych. Nie, nie zabraknie perypetii związanych z prowadzeniem działalności przewodnika turystów, ale tym razem to nie one dominują w książce. Ta odmiana może wpłynąć na odbiór tej pozycji - Castagno właśnie opisuje swój triumfalny wyjazd do Stanów z promocją pierwszej książki. Czy ta będzie dla Amerykanów równie ciekawa?
Jest w tym trochę więcej nostalgii, bo nasz bohater został porzucony przez swoją ukochaną, snuje się więc po powrocie do domu trochę bez celu, cieszy się z tego, że może spotkać się dawnymi znajomymi, z tego, że wrócił na stare śmiecie. Ale jakoś nie czujemy w nim radości i energii, jaka biła z niego gdy opisywał swoje perypetie z przybyszami zza Oceanu. 

Każdy rozdział zaczyna się jakimś opisem przyrody, jakiegoś widoku, a potem skręcamy a to w stronę wydarzeń historycznych, dalekiej przeszłości, a innym razem znowu w stronę zwariowanych anegdotek o przyjaciołach Dario (moim ulubieńcem stał się zakręcony ubezpieczyciel). Niby zwykły dzień i leniwe życie w Chianti, pewnie wiele miasteczek ma podobne historie, ploteczki, swoich lokalnych bohaterów. Tyle, że nie leżą w Toskanii, więc niewiele osób chce o nich czytać. Dario jest więc szczęściarzem - nie tylko potrafi snuć opowiadania, ale i mieszka w regionie, który fascynuje tysiące ludzi na całym świecie. Trochę wzrusza, trochę bawi, a na pewno zaciekawia. Bo czytanie jego książek to jak zapraszanie gawędziarza do domu.  

2 komentarze:

  1. Przeczytałam chyba wszystkie (4) wydane w Polsce książki Castagno i polubiłam jego styl. Zresztą Włochy marzą mi się od dawna (nie tylko Toskania), więc chętnie czytam takie książki od czasu do czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam na oku jeszcze jedną, a czwartej muszę poszukać. Naprawdę lekkie, sympatyczne i szczególnie może się podobać tym, którzy właśnie marzą o wyjeździe w tamte strony

      Usuń