środa, 17 czerwca 2015

Slumdog. Milioner z ulicy, czyli taka karma


Przeglądałem szkice notek czy mam coś "górskiego" co by pasowało do mojego nastroju i pobytu w Zakopcu, ale póki co takiej notki nie widzę, idę więc na łatwiznę i sięgam po rzecz ostatnio oglądaną i pamiętaną na świeżo. Zaległości w pisaniu o filmach mam spore, ale i tak to właśnie one goszczą na blogu najczęściej.
Slumdog. Podobno jest też książka. Ciekaw jej jestem, ale póki co o filmie. Mimo pewnych elementów bollywoodzkich, jest to obraz bliższy chyba jednak naszym filmom (europejskim czy amerykańskim), umiejętnie miesza obie perspektywy. I dzięki temu oraz dzięki poruszającej historii szybko podbija serca widzów. Gdy bohaterem jest małe dziecko, które przeżywa dramat, to już widz będzie mu kupiony. A tu w dodatku okrutne wydarzenia, trochę osłodzono nam wplecionymi w opowieść scenami humorystycznymi i wątkiem miłosnym.


Kluczem, który otwiera nas na życiorys i wspomnienia Jamala jest jego przesłuchanie na policji. Znalazł się tam jako oskarżony o oszustwo w programie Milionerów. Jak to się w ogóle stało, że chłopak ze slumsów nie dość że trafił do programu telewizyjnego emitowanego na cały kraj, to jeszcze dotarł do finału? Policjanci też nie mogą w to uwierzyć. Stąd brutalne metody przesłuchiwania i pytania: skąd znałeś odpowiedzi na pytania? Kto ci pomagał w oszustwie?
I tu zaczyna się opowieść - o śmierci matki, tułaczce bezdomnego rodzeństwa, o biedzie, marzeniach, nie zawsze uczciwych pomysłach na zdobywanie środków na utrzymanie, nieżyczliwości jednych i o przyjaźni drugich, o braciach, których poróżnią wyrzuty sumienia jednego i zatwardziałość drugiego. Jamal jest szczery, nic nie ukrywa, ma w sobie dużo wrażliwości, a choć od losu nie raz oberwał po tyłku, najwyraźniej nie zamierza się poddawać.

Nie da się specjalnie tego streścić i chyba nawet nie ma sensu. I nie warto się zbyt długo zastanawiać nad prawdopodobieństwem poszczególnych część historii. Urok Bollywood to opowiadanie bajek. I na tym poprzestańmy. A ta jest całkiem ładna. I do tego kilka scen, podkreślonych jeszcze dobrą muzyką, ma takich, że ręce same składają się do braw.
 

3 komentarze:

  1. Miałam okazję i czytać, i oglądać, i mogę powiedzieć, że książka jest znacznie lepsza od filmu. Reżyser znacznie zmienił fabułę i film wyszedł tak, jakby to nie była adaptacja powieści tylko luźna inspiracja.
    Ale jeśli Ci się podobał, to książka też z pewnością przypadnie do gustu ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mąż mi ostatnio polecał tę produkcję, ale jakoś nie miałam okazji obejrzeć..

    OdpowiedzUsuń