piątek, 10 października 2014

The story of film - Odyseja filmowa, czyli kino to nie tylko rozrywka


Ci, którzy do mnie wpadają trochę częściej, widzą ile notek jest poświęconych filmom. Kocham je równie mocno jak i książki. To nie tylko źródło rozrywki, ale i wyzwanie intelektualne, poszukiwania i odkrywanie wciąż nowych opowieści... To dziedzina sztuki, może i najmłodsza ze wszystkich, ale przecież nie gorsza od pozostałych. 

Jak ja czasem zazdroszczę dzieciakom, które wpadają np. do Muranowa na lekcje z edukacji filmowej. Ja taki kontakt z kimś kto trochę omawiał z nami różne obrazy, podpowiadał, edukował, miałem na studiach w ramach fakultetu i to tylko przez pół roku... Wciąż więc jestem zielony jeżeli chodzi o historię kina, różne prądy, kierunki, style, twórców. Ale kocham kino i chcę je poznawać, chcę się tego uczyć, bo nie raz już tego doświadczyłem - to co już trochę zapomniane, stare, może sprawić dużo większą przyjemność i stanowić większe przeżycie niż cały ten chłam, który zalewa nasze kina co roku z napisami "arcydzieło" na plakatach. 
Nadal więc obok różnych rzeczy w miarę świeżych, na pewno będę też robił wrzutki dotyczące klasyki. Może ktoś się przekona by też sięgnąć po jakiś tytuł? Prawie pełen spis tego co obejrzałem przez 3,5 roku blogowania możecie zobaczyć w zakładce. A może Wy coś podpowiecie lub zarekomendujecie?
Dziś ten przydługi wstęp zainspirowany został filmem wyjątkowym.
Mark Cousins, pasjonat i krytyk filmowy, nakręcił własną, subiektywną historię kina - pokazując to, co jego zdaniem najciekawsze powstało przez te wszystkie lata. To podróż nie tylko przez dekady, ale i kontynenty, bo szczęśliwie nie ogranicza się on jedynie do Stanów i Europy, przybliżając widzom niejednokrotnie nazwiska i tytuły kompletnie nam nie znane.  
Na pewno nie jest to rzecz do obejrzenia ciurkiem - całość ma 15 odcinków, z czego każdy trwa około godziny. Nic dziwnego, że w kinach tego prawie nie było, a telewizja Ale kino pokazuje dość nieregularnie. Szkoda, bo to naprawdę ciekawy seans. Oczywiście bardzo subiektywny - nie raz i nie dwa łapałem się na tym iż kompletnie nie rozumiem zachwytów danym dziełem, a w innym przypadku na próżno wyglądałem (już we współczesności) tytułów, które sam uznaję za ważne i przełomowe. Ale mimo tej subiektywności, trudno nie dać się wciągnąć w tę opowieść, zwłaszcza, że to nie tylko wielkie nazwiska, tytuły, ale przede wszystkim fragmenty tych dzieł. Wybrane sceny, omawiane, porównywane, wskazywane zapożyczenia lub fascynacje, świeże pomysły, nowatorskość w warstwie wizualnej lub w poruszanej tematyce - to wszystko naprawdę świetna lekcja, którą ogląda się z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem. 
Człowiek nie raz i nie dwa, ma ochotę zapisywać sobie konkretne tytuły, tylko potem problem gdzie tego szukać? Wciąż jesteśmy bombardowani produkcjami zza Oceanu, a to co równie interesujące kręci się często w krajach, gdzie nawet byśmy nie podejrzewali istnienia szkoły filmowej i genialnych twórców. Zresztą, pomyślmy sami: czy polskie produkcje są znane na świecie, nawet te które są tego warte? Podobno Scorsese ostatnimi czasy stał się jednym z promotorów polskiej klasyki i urządza pokazy w Stanach, ale przecież więcej jest takich krajów jak nasz, którym trudno przebić się ze swoimi filmami, choćby ze względu na mocne umocowanie w kontekście historycznym, społecznym, który gdzie indziej nie jest rozumiany. 
12 dekad, 6 kontynentów i nawet nie jestem w stanie powiedzieć ile filmów (chyba 1000, więc ja dopiero do takiej ilości opisanych dopiero dochodzę, ale u mnie obok arcydzieł są i gnioty), które pojawiają się w tym serialu. Wielkie i znane nazwiska jak Fellini, Kubrick, Scorsese i ci mniej znani (jaka to frajda gdy np. już jakiegoś twórce znasz, odkryłeś jak ja Truffaut). Zapomniani, kompletnie egzotyczni (konia z rzędem temu kto zna kilku reżyserów z Afryki), twórcy jednego filmu i ci okrzyknięci wizjonerami. Rozrywka i przesłanie. Pieniądze i talent. Postęp technologiczny i przemiany kulturowe. Co dla nas jest ciekawsze w kinie?

Rzecz nie tylko dla blogerów i studentów filmówki :) Bo to nie jest wykład, a raczej esej filmowy, pełen pasji i miłości do kina. Gorąco polecam! Choćby by porównać swoje emocje i odczucia, z przeżywania różnych scen. 
Szukam dalej jego produkcji, bo zdaje się, że jest jeszcze historia kinematografii z dziećmi w roli głównej.  

2 komentarze:

  1. Widziałem przez przypadek połowę pierwszego odcinka. Będę próbował sam obejrzeć kiedyś całość. Wypadałoby :D
    Cóż tyle filmów powstało, więc żeby wybrać coś do godzinnego seansu trzeba nieźle główkować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszukam tego. Dawno temu biegałam na wykłady i zajęcia z historii filmu europejskiego. To dawało świetne przygotowanie do oglądania filmów, które dziś wydają się nudne i niezrozumiałe. Szkoda, że teraz już nie mam takiej możliwości. Trzeba będzie sprawdzić "The Story of Film" :)

    OdpowiedzUsuń