wtorek, 9 kwietnia 2013

Sęp, czyli produkt hollywoodopodobny

Obiecywałem, że dziś będzie o naszej krajowej produkcji sensacyjno-kryminalnej i widzę, że robi mi się z tego cykl - w kolejce jeszcze produkcja francuska, która wchodzi na ekrany w tym tygodniu. Ale jutro chyba dla odmiany jednak zrobię notkę na temat muzyki. 
O Sępie było głośno - oto po latach obwieszcza nam się wreszcie produkcję na światowym poziomie, która trzyma w napięciu, zapiera dech i wali po głowie. Cóż - można jedynie współczuć tym, którzy się dali nabrać na te reklamy, bo w sumie "Sęp" przy produkcjach zachodnich wypada raczej marnie. Głównie mam żal do scenariusza - nie tylko tylko chwilami śmieszy, ale też prawie przez cały film normalnie przynudza. Nie pomogą fajerwerki, bluzgi i znane twarze, jeżeli twórcy nie bardzo wiedzą jak co z czym skleić żeby się trzymało kupy i jak utrzymać uwagę widza.
Zacznijmy od początku - oto z sali sądowej znika jeden z groźniejszych przestępców. Policja jest kompletnie bezradna, wszystko wskazuje na robotę bardzo sprawnej ekipy i pojawiają się podejrzenia, że to wydarzenie łączy się w jakiś sposób z podobnymi dziwnymi "zniknięciami" morderców, gwałcicieli i psycholi z ostatnich kilku lat. Specjalnie powołany zespół pod kierownictwem policjanta zwanego Sępem oraz inspektora Bożka (słabiutki moim zdaniem Olbrychski), szeroko zastawia sieć, licząc na to iż ktoś z tych "zaopiekowanych" bandytów skontaktuje się z rodziną, lub pojawią się jakieś żądania za nich okupu. Wydaje się, że są już blisko rozwiązania, pytanie tylko czy to co mają, nie jest tylko zmyłką, która ma odwrócić ich uwagę.
Żebrowski w roli głównej - policjanta, który jest raczej typem intelektualisty niż Bonda (choć trenuje ostro) - wypada trochę mimozowato, a już zupełnie śmieszy gdy przed tablicą dochodzi do "genialnych" odkryć. To co w książce pewnie fajnie można by było oddać jako proces dedukcji tu wypada raczej zabawnie. Jest parę szybszych akcji, kilka dobrych pomysłów, ale całość jakoś miałem wrażenie, że rozłazi się w szwach. I nie chodzi mi tylko o pytania na temat prawdopodobieństwa np. tego, że po otrzymaniu SMSa z informacją iż mają szukać w lesie 20 km za Otwockiem, grupa rozciągnięta na 60 metrów coś znajdzie, albo że nikt nie zwróci uwagi na ludzi, którzy w biały dzień włażą z dźwigu przez okno, a potem wynoszą stamtąd ciało. Raczej chodzi mi o to, że te różne lepsze lub gorsze pomysły nie tworzą spójnej całości, a zakończenie (było do przewidzenia gdy tylko padło hasło bliźniak genetyczny) strasznie mnie rozczarowało. Do tego banalny wątek kobiety, która pojawia się w życiu bohatera (Przybylska), zbyt słabo rozwinięty wątek dotychczasowego partnera (Małaszyński), pewnie można by tak długo ciągnąć. Szkoda. Punkt wyjścia i pomysł całkiem ciekawy (przecież Wam nie zdradzę), ale potem ewidentnie mam wrażenie, że zbyt wiele osób władowało tam swoje pomysły. Nawet z dylematu moralnego, który zostaje postawiony na końcu pozostaje jedynie wydmuszka. Aktorsko nie jest najgorzej, ale co z tego...
Widz ma nie tyle wrażenie przesytu, co po prostu w którymś momencie zaczyna się wyłączać, czekając tylko na to co zafunduje mu się na koniec. Sensacja bez emocji? Niby zagadka jest, ale zabrakło czegoś by widz chciał ją rozwiązywać razem z bohaterem. Jedynie muzyka Archive dawała tam trochę życia - nie była przebojowa, jak często się to robi za oceanem, ale miała niezły pazur.

13 komentarzy:

  1. Ja byłam bardzo zadowolona po obejrzeniu tego filmu. Uważam, że jak na polskie kino jest na przyzwoitym poziomie, mimo kilku scen, które faktycznie trochę denerwowały. Mam na myśli wspomniane przez Ciebie tablice, ale również to jak Sęp wpadł na rozwiązanie, co dla mnie jest nie do pomyślenia przy aż tak dobrze zorganizowanej grupie. Chyba, że mogli sami specjalnie go nakierować, ale to byłoby bez sensu.

    I jeszcze jedno. Zgadzam się, że "Sęp" jest na światowym poziomie. Szczególnie biorąc pod uwagę, że na światowy poziom składają się wszystkie szmiry wychodzące z wspaniałego Hollywood, których jedyną przewagą nad naszą produkcją był wielki budżet. "Sęp" i bez pieniędzy spokojnie je przebija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm jak na polskie kino? Nie no jak tak porównujemy to zgoda. Ale dla mnie jednak rozczarowanie i to spore.

      Usuń
    2. Właśnie nie doczytałam dokładnie komentarza Ewki, więc dodam, że jeśli porównujemy "jak na polskie kino" to tym bardziej wypada słabo. Chociaż to zależy co kto rozumie pod pojęciem polskie no, bo niektórzy chyba rozumieją pod tym kilka słabych, mocno reklamowanych komedii z ostatnich kilku lat, a to tylko mały fragment polskiego kina.

      Usuń
  2. Po prostu bardzo słaby film. Wątek romansu z równie słabą Przybylską tak straszny, że zabawny. Całość tak naiwna, tak sztuczna, tak kiczowata - śmieszna. Nawet nie chciało mi się już u siebie o nim pisać, bo całość groteskowa. Oglądałam na nocy polskiego kina i obejrzany między "Drogówką", a nawet "Moim Rowerem" (który nie jest wybitnym filmem) wypadł tragicznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. To był nieudany film i aż żal, że zmarnowano tak ciekawy pomysł!

    OdpowiedzUsuń
  4. zgadzam się co do słabego Olbrychskiego, nie zgadzam co do intrygi - ja czułam się zaproszona do rozwiązywania wraz z bohaterem ;) mój tekst na ten temat: http://ajednakblog.blogspot.com/2013/03/zasepiona-recenzja-dedykowana-justynie.html#more

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, mnie to już od połowy filmu nużyło, może to te błędy tak psuły mi przyjemność wgryzania się w tę historię. No weź jak mam traktować serio takie głupoty - nasyła się dwóch bandytów na siebie i ten który przeżył zamiast zwiać czeka na policję - to niby miało być świetnie zaplanowane podsunięcie mylnych tropów policji?

      Usuń
    2. przynadziei, chyba nie oglądałeś filmu uważnie, więc nie ma sensu pisać o nim recenzji. Akcja akurat mega poukładana. Odnośnie sytuacji, o której wspomniałeś wyżej. Grupa specjalna funkcjonowała na zasadzie zdobywania organów z "niepotrzebnych" przestępców i jak to wyraźnie podkreślali potem ich usuwali, żeby był brak dowodów oraz na nic lepszego nie zasłużyli. Przed akcją w mieszkaniu gdzie to dwóch się spotkało i jeden drugiego zabił, a następnie czekał w mieszkaniu, "grupa specjalna" przekazała informacje temu "dusicielowi", że ma czekać na nich w mieszkaniu i oddać im broń, a wtedy puszą go wolno z pieniędzmi. Oczywiście to była podpucha, a bandyta wziął "tajniaka" z Policji za ich człowieka, który go zastrzelił zgodnie z filozofią grupy.

      Usuń
    3. naciągane i to strasznie... Ale cóż - jak widać kwestia oceny. Film oglądałem i to uważnie, dodam do tego jeszcze, że bardzo lubię zakręconą i skomplikowaną fabułę, ale tu mimo wszystko byłem rozczarowany. Pomysł był dobry, a nawet świetny - wykonanie już co najwyżej przeciętne

      Usuń
    4. No to prawda, że wykonanie mocno średnie, ja akurat zwracałem sie odnośnie tej sceny. Może amerykańce podłapią jak to przystało z remakamie z ich strony chińskich produkcji i zrobią ciut lepiej. :)

      Usuń
    5. wiesz, nawet ta scena mi nie gra - za dużo zachodu, a nawet jeśli uznamy, że lepiej podrzucać takie mylne tropy policji (co zawsze grozi wpadką) to przecież trudno liczyć na to, że chorzy psychicznie mordercy będą logicznie wykonywać nasze polecenia...

      Usuń
  5. Filmu nie widziałam, nawet o nim nie słyszalam, więc trochę pokrzepiłeś mnie, że mamy coś poza "komediami romantycznymi" w tej naszej rodzimej produkcji. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak i powiedziałbym nawet, że rzeczy najbardziej oryginalne wychodzą nam gdy nie silimy się na kopiowanie zachodnich wzorców (żeby tak jeszcze przestali produkować sztampowe plakaciki)

      Usuń