Ostrząc sobie zęby na dyskusję u Anki i zastanawiając się nad notką na temat tej lektury, na dziś coś krótszego i gdzieś troszkę w podobnych klimatach. Też jesteśmy gdzieś na Wyspach (choć Irlandczycy się obrażą, ale w końcu nie są kontynentem), też mamy opowieść o dzieciństwie, w obu przypadkach też religia odgrywa całkiem spora rolę. Kto nie zna filmu, zachęcam - bo jest warty zobaczenia. Troszkę fantazji dziecięcych, trochę obrazków obyczajowych z Irlandii lat 60-tych, no i ciekawie opowiedziana historia młodego chłopca, który tworząc sobie wyimaginowany świat, próbuje radzić sobie z niewesołą sytuacją w domu.
Ojciec Franciego jest nałogowym alkoholikiem, matka udręczona życiem ma coraz większe zaburzenia psychiczne, a chłopak, choć bystry i pyskaty, żyje na ulicy robiąc co chce. Jego świat to mieszanka filmów, komiksów i fantazji, wraz z przyjacielem Joem całymi dniami uganiają się robiąc różne psikusy i wymyślając kolejne zabawy. Społeczność małego miasteczka w większości przymyka na to oko, jedynym zaciętym wrogiem Franciego i jego wybryków staje się pani Nugent. To ona i jej syn staną się początkiem kłopotów, które potem uruchomią kolejne, coraz bardziej dramatyczne wydarzenia.
Nie wchodząc zbytnio w fabułę powiedzmy skrótem, że chłopak coraz bardziej zamyka się w świecie swojej wyobraźni, dzieląc otoczenie na złych i dobrych (jeżeli może ich wykorzystać dla własnych celów), a ponieważ jego agresja i brak hamulców przeraża nawet najbliższych, Francie staje się coraz bardziej samotny. Rozmawiając sam z sobą, albo z Maryją, która jak twierdzi do niego przychodzi, interpretuje różne wydarzenia po swojemu i radzi sobie z nimi tak jak potrafi. Ani ośrodek poprawczy, ani prośby, ani groźby nie są w stanie go zmienić - on chce żyć po swojemu, chce być wolny, i to jest dla niego najważniejsze. By odzyskać dawne życie staje się coraz bardziej nieobliczalny... Tyle, że pewnych rzeczy cofnąć się już nie da.
Bieda, przemoc, hipokryzja dorosłych - wszystko to trochę nas przytłacza. Małe miasteczko dla chłopaka staje się zbyt ciasne, wszyscy mają do niego jakieś pretensje. O dziwo jednak, całość, mimo pewnych drastyczności, opowiedziana jest lekkim, groteskowym tonie. Ta dziecięca, zadziwiająca perspektywa sprawia, że obraz trudno zapomnieć. Muszę kiedyś sięgnąć po pierwowzór, czyli po książkę Patricka McCabe'a - jeżeli film jest ciekawy, powieść może być jeszcze lepsza.
Plusy: na pewno świetnie zagrana rola, pokręcony humor, mieszanie świata fantazji z rzeczywistością i świetne połączenie muzyki z niektórymi scenami. Neil Jordan sprawdza się w takich niby to lekkich opowieściach doprawionych jednak sporą goryczą.
Z ciekawostek, zgadnijcie kto zagrał Maryję (dodajmy, że śpiewa)...
samej trudno mi w to uwierzyć, ale znalazłam tę książkę podczas niedawnych porządków na półkach, a myślałam, że mi zaginęłam przy przeprowadzkach. Tak się cieszę, bo teraz będę ją czytać z zupełnie innej perspektywy
OdpowiedzUsuńA skąd ta inna perspektywa? to kwestia upływu czasu, czy raczej miejsca Twojego obecnego zamieszkania?
Usuń