niedziela, 7 kwietnia 2013

Który stawał na wysokości zadania - David Lodge, czyli różne oblicza pewnego niewysokiego człowieczka

Ta książka wpadła mi już w oko w ubiegłym roku na Targach Książki,  na szczęście jak widać cierpliwość popłaca i nawet w bibliotekach można czasem doczekać się w kolejce na nowości. Czemu się zainteresowałem tym tytułem? Nawet nie ze względu na Lodge'a choć ostatnio parę razy wpadły mi w ręce jego pozycje i miałem z nich sporo przyjemności, tym razem chodziło mi raczej o postać, która stała inspiracją do napisania tej książki. Chodzi o Herberta George'a Wellsa - pisarza kojarzonego z fantastyką, "człowieka, który wymyślił jutro", jak go czasem nazywano.
Lata temu czytałem jego niektóre książki, w tej chwili jest już trochę zapomniany, ale jednak nazwisko na stałe wpisało się do historii literatury podobnie jak Verne'a, czy Lema, jako człowieka, który snując różne fantastyczne wizje o przyszłości ludzkości potrafił nie tylko zainteresować, ale i przemycić jakieś przemyślenia. "Wehikuł czasu", "Wojna światów" to pozycje najbardziej znane, ale przecież było mnóstwo innych i Wells w tamtych czasach wcale nie miał łatki pisarza "popularnego" - był szanowanym pisarzem, autorytetem z którym spotykały się głowy różnych państw. Do tej fabularyzowanej biografii siadałem więc ze sporą ciekawością, aby dowiedzieć się trochę więcej o jego twórczości, poglądach, inspiracjach...
 

Powinienem jednak pamiętać, że autorem jest David Lodge - człowiek, który swoim piórem od lat walczy nie tylko z głupotą ludzką, uprzedzeniami, ale i z jego zdaniem skostniałą moralnością (szczególnie katolicką), z humorem i ironią szerzy poglądy na temat radości jakie można czerpać z "wyzwolenia". I właśnie ten aspekt stanął tu w centrum uwagi. Nie mówię, że to zła książka, nie mówię, że to nie było interesujące, ale chyba spodziewałem się troszkę czegoś innego i miałem trochę niedosyt gdy różne wydarzenia w biografii pisarza były jedynie wspominane, a inne ciągnęły się przez wiele stron.       
H.G. - jak nazywali Wellsa najbliżsi u kresu życia rozmawia sam ze sobą i dokonuje pewnego rodzaju rozliczenia. Twórczość, osiągnięcia i wpływ jakiego udało mu się dokonać na przemiany społeczne, oraz kobiety jego życia - to trzy obszary, które przewijają się w jego wspomnieniach. Odchodzi może nie do końca samotny, ale pełen rozgoryczenia, żalu, pesymizmu. Gdzie się podziała jego ambicja, jego marzenia, zapał, który dawały mu przez tyle lat siłę do życia, do pisania.

Trochę żal mi np. że wątek pochodzenia z nizin społecznych, biedy i ogromnego trudu, który Wells w to by ukończyć studia, został tak skromnie tu zarysowany. Na pewno i później to pochodzenie miało na niego spory wpływ - może przełożyło się na jego poglądy i walkę o idee socjalizmu, ale na pewno miało też wpływ na wiele jego kompleksów, dość rozrzutny styl życia, ambicje. Lodge jedynie wspomina o tym na początku książki, a potem już przechodzi nad tym do porządku dziennego. To co go interesuje dużo bardziej to życie prywatne (a raczej dodajmy erotyczne) słynnego Brytyjczyka. Małżeństwa, zdrady, romanse, uwodzenie dziewczyn dwa razy młodszych od niego, córek jego znajomych (tym się nie przejmuje), przelotne przygody, oraz dłuższe fascynacje - oj sporo tego i opisane tak barwnie i żywo, że czasem ma się wrażenie, że czytasz nie tyle biografię pisarza, ale jakiegoś Don Juana z tamtych czasów. Aż dziw, że różne jego ekscesy uchodziły mu na sucho. Ba! On nawet potrafił bronić takich związków i swoich przygód publicznie w swoich wystąpieniach, publikacjach, twierdząc, że każdy ma do nich prawo, że są one naturalną potrzebą, a ich realizacja jest objawem zdrowia. Chore natomiast jak twierdził jest wiązanie się na całe życie z jedną osobą (co ciekawe choć sam chlubił się tym iż jego druga żona toleruje jego przygody, sam był cholernie zazdrosny). Nowy poziom miłości, nowoczesne związki, tolerancja i prawdziwa wolność - piękne słowa, ale nie oszukujmy się, stały za tym głównie jego wybujałe potrzeby i fantazje seksualne, oraz brak umiejętności opanowania swego pożądania niezależnie od okoliczności. To wszystko było ciekawe, ale przyznam się, że dla mnie trochę za dużo Lodge poświęca temu uwagi. Rozumiem, że dzięki temu można lepiej zrozumieć pewne jego powieści, idee, które tam wplatał, można niejednokrotnie wprost rozpoznać w bohaterach realne postacie, ale brakowało mi więcej uwagi poświęconej nie jego wyczynom seksualnym, a twórczości i temu jak była odbierana przez jemu współczesnych.

Na szczęście drugi wątek mi to trochę wynagradzał. Lodge bowiem sporo miejsca poświęca flirtowi Wellsa z ruchem Fabianów, jego próbom ożywienia tego towarzystwa, pchnięcia ich do większej aktywności. Walka o równouprawnienie kobiet, prawa ludzi pracy, powszechny dostęp do edukacji i zdobyczy nauki, nacjonalizacja majątków - tego typu hasła leżały mu na sercu i wściekał się, że grono bogatych i dobrze postawionych intelektualistów wolało debatować w nieskończoność i rzucać ogólnikami niż zrobić choć mały krok ku realizacji tych celów. W powieściach Wellsa często pojawiały się fantazje na temat tego jak w przyszłości ma wyglądać szczęśliwe życie na ziemi - rząd tzw. oświeconych, podział na klasy społeczne w zależności od przydatności i brak sporów i wojen. Brzmi to ładnie, choć gdy przyjrzeć się bliżej zarówno w jego książkach jak i poglądach można by znaleźć sporo niekonsekwencji i rzeczy nie do końca przemyślanych. W każdym razie przyjrzenie się trochę bliżej różnym sporom wśród ludzi zafascynowanych w Wielkiej Brytanii socjalizmem było dla mnie ciekawe i nowe. Wells miał okazję kilkukrotnie odwiedzić Związek Radziecki i porównać idee z rzeczywistością, ale mimo tego iż rozstał się z Fabianami, stracił trochę złudzeń, do końca życia głosował na lewicę.
          
Z książki Lodge'a wyłania się ciekawy portret człowieka spragnionego sukcesu (który częściowo udało mu się zrealizować), o nienasyconych pragnieniach, trochę narcystycznego i na pewno utalentowanego. Trochę inaczej będę patrzył na jego twórczość, pamiętając iż często te pozycje w zamiarach autora miały być nie tylko rozrywką, fantazją, ale poprzez swój talent, wiarę w postęp i wyobraźnię chciał wpływać na poglądy społeczeństwa - przestrzegać przed wojną i nowymi rodzajami broni, nawoływać do zmiany praw i skończenia z niesprawiedliwością, czy wreszcie szerzyć pojęcie "wolnej miłości". Może szkoda, że o życiu prywatnym i uczuciowym więcej tu niż o samej twórczości, ale też ten rys sprawił, że postać pisarza stała się jeszcze ciekawsza.
Dobrze napisane, choć to ponad 500 stron, trudno mówić o nudzie. I tylko mam nadzieję, że nie dałem się nabrać Lodge'owi - ta forma biografii jest nie tyle dokumentem, a raczej beletryzowaną wersją życiorysu Wellsa. I choć są tu wymienione bogate źródła, to wciąż pozostaje lekka obawa, że autor zrobił sobie żart i dołożył tu trochę własnych fantazji i kolorów, a ja dałem się wkręcić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz