Dziś dzień dłuższy, może i męczący (konferencja), ale są i korzyści - dłuższa droga pozwala na przeczytanie większej ilości stron książki, a w Warszawie na tyle dużo hotspotów, że i notkę przygotowaną wcześniej uda się wrzucić.
A dziś znowu będzie sensacyjnie. I znowu w innym stylu - po pierwsze to kino francuskie (a oni niespecjalnie lubują się w dublowaniu wzorców amerykańskich), a po drugie komedia. Szkoda tylko, że dystrybutor, którego zawsze szanowałem stosuje dziwne sztuczki na zwrócenie na ten film uwagi, tak jakby sam w sobie nie był wart obejrzenia. Wykorzystanie w tytule popularności "Nietykalnych", podkreślanie, że gra tu "gwiazda" tamtego filmu - to wszystko mnie raczej drażni niż przekonuje. W każdym razie warto podkreślić, że nie są to tytuły w żaden sposób podobne, ich humor jest inny, a rola tym razem również nie aż tak porywająca (trochę to idzie w stronę Eddiego Murphy). Po prostu - lekkie kino z wątkiem sensacyjnym, pościgami, odrobiną akcji i humoru. Ja miałem skojarzenia z dawnymi filmami z Belmondo, "Zabójczą Bronią", albo właśnie z "Gliniarzem z Beverly Hills".
Podobieństw można się doszukać nie tylko w sprawie do rozwiązania (pranie dużych pieniędzy w nielegalnych kasynach, afera w "wyższych kręgach", które myślą, że są nietykalne), ale i w samym prowadzeniu fabuły. Równie ważne jak samo śledztwo jest tu rozgrywanie różnic pomiędzy bohaterami - czarnoskórym policjantem z peryferii Paryża, który pracuje w zespole ds. przestępstw finansowych, oraz ambitnym i robiącym szybką karierę policjantem z policji kryminalnej. A różni ich prawie wszystko - pochodzenie, perspektywy, metody itd.). Spotkają się ponieważ pierwszy z nich znajduje na swoim terenie ciało zamordowanej kobiety, a drugi dostanie tę sprawę od przełożonych, ponieważ ofiara była żoną wysoko postawionego biznesmena (prezes związki pracodawców, który właśnie prowadzi negocjacje ze strajkującymi związkowcami). Skrajnie różni będą jeden przed drugim próbowali udowodnić, że są lepsi w prowadzeniu dochodzenia (tyle, że obaj nie są doskonali).
Omar Sy tym razem już nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia, a chyba najbardziej zabawny wydawał mi się wątek jego syna, który postanawia bawić się w policjanta, takiego jak ojciec.
Odrobina humoru, kilka ciekawych obrazków i dialogów na temat różnic między bogatymi i biedotą, lepszymi i gorszymi dzielnicami. I jak dla mnie tyle. Średniak.
Ale jak ktoś szuka odmiany między sztampowymi amerykańskimi filmami, będzie jak znalazł. Od jutra w kinach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz