poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Libertyn - Kompania teatralna Mamro, czyli odrobina kultury za darmochę

Mieszkać w okolicach Warszawy (albo innego dużego miasta z ofertą kulturalną) to jednak frajda. Ech, tylko mieć czas, czasem nawet kasy nie trzeba - jeżeli aż tak bardzo nie zależy nam na wielkich nazwiskach, to co proponują domy kultury to naprawdę ciekawa oferta. Nie wszędzie za darmo, czasem to opłata rzędu 20-30 złotych, wystarczy jedynie regularnie przeglądać oferty różnych dzielnic.
Gdy zobaczyłem w repertuarze "Porucznika z Inishmore", czyli sztuki
Martina McDonagha (o jego filmach już wspominałem), to tylko oczy mi się zaświeciły (bo Współczesny tego już nie wystawia). Wyprawa na drugi brzeg Wisły nie jest skomplikowana, bo dzięki autostradzie to 20 minut jazdy, potem trochę błądzenia po osiedlu (Białołęka średnio zadbała o oznakowania) i wreszcie jesteśmy! Zero sprawdzania rezerwacji, żadnych kontroli - wchodzisz na salę i siadasz. A gdy światła zgasły i zobaczyłem pierwszą scenę kopara mi opadła. Zaraz, zaraz...
Hmm - okazuje się, że informacja w ostatniej chwili pojawiła się na stronach, ale tam przecież nie mam obowiązku zaglądać codziennie, wypadałoby poinformować choćby przed wejściem na salę, że sztuka się zmieniła... Ale może nie powinienem marudzić, skoro wszystko za darmochę? 
Zamiast czarnego irlandzkiego humoru obejrzeliśmy zatem w wykonaniu tego samego zespołu - czyli Kompanii Teatralnej MAMRO - tekst napisany przez Erica-Emmanuela Schmitta "Libertyn". To komedia, trochę w stylu Moliera, przedstawienie lekkie, zabawne i z odrobiną pikanterii. Tytułowa postać libertyna to Denis Diderot - słynny filozof i twórca encyklopedii, człowiek kochający uciechy życia, a szczególnie niewieście wdzięki. Okazuje się jednak gdy musi skonfrontować swoje poglądy na małżeństwo, wierność, ze swoją dwudziestoletnią córką, wszystko zaczyna wyglądać inaczej i nie jest takie proste jak mu się wydawało. Pisanie do encyklopedii hasła "Moralność" idzie mu jak po grudzie, bo życie nieustannie burzy mu jego filozoficzną zadumę i teoretyczne rozważania. Samemu będąc rozwiązłym i niestałym, jak pouczać innych i zdefiniować to co dobre?      
Miły wieczór, choć ja mimo wszystko niepocieszony i wciąż zdeterminowany by przeczytać i zobaczyć sztuki McDonagha. Może kiedyś się uda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz