niedziela, 21 października 2012

Sześć stóp pod ziemią, czyli lekko depresyjne, ale świetne. I roztrzygnięcie konkursu


Kolejny serial, który od kilku sezonów utrzymuje uwagę widzów i niezły poziom, a ja postanowiłem go sobie niedawno odświeżyć i o nim napisać. Warto poświecić mu jedną notkę, bo to produkcja, która po raz kolejny przesuwała pewne granice w naszym myśleniu o serialach. Mimo, że opowiada głównie o członkach jednej rodziny, to trudno go nazwać "familijnym" w tradycyjnym rozumieniu.
Już samo miejsce umieszczenia akcji cholernie oryginalne - dom pogrzebowy - rodzina Fisherów mieszka tu i pracuje i chcąc nie chcąc jesteśmy wciąż tu w obliczu śmierci, odchodzenia, straty. Każdy odcinek to historia jakiegoś człowieka i jego bliskich, nie spodziewajcie się jednak monotonii. Jest dużo czarnego humoru, sporo barwnych postaci i mało poprawności. Już sam początek każdego odcinka gdy poznajemy okoliczności śmierci danej ofiary potrafi nieźle zaskoczyć (jeden z moich ulubionych to kot, suszarka i kąpiel w wannie).
Do tego życie rodziny, ich znajomych i przyjaciół - niby zwyczajne, ale jednak wciąż utrzymujące naszą uwagę różne wydarzenia - nie tylko duże jak np. próba przejęcia ich zakładu pogrzebowego przez korporację, ale i te mniejsze - zwykłe rozmowy, randki, siedzenie przy stole. Ten serial stoi na dobrym pomyśle, świetnie zarysowanych postaciach i dobrze napisanych dialogach - mając taki scenariusz (brawa dla Alana Balla), potem trzeba tylko starać się tego nie schrzanić. A jak zdobędzie się do tego dobrych aktorów to już mamy coś prawie idealnego.  
Cały serial rozpoczyna się od śmierci głowy rodziny i właściciela domu pogrzebowego Fisherów. Od tego czasu jego troszkę znerwicowana żona Ruth (Frances Conroy) próbuje na nowo ułożyć sobie życie, zdając sobie sprawę, że praktycznie wszystkie dzieci już dorosły i nie może żyć tylko dla nich. Obaj synowie - Nate (Peter Krause) i David (Michael C. Hall) przejmują prowadzenie interesu i choć początki nie są łatwe, na szczęście mogą liczyć na pomoc "złotej rączki" od przygotowania ciał, czyli Diaza (Freddy Rodríguez). Obaj bracia mają różne charaktery, osobowości, ale w kontakcie z "klientami" okazuje się, że mogą się dobrze uzupełniać. Claire (Lauren Ambrose) - najmłodsza latorośl nie jest zaangażowana w interes pogrzebowy, dopiero kończy szkołę, ale również ona jest trochę "naznaczona" pewnymi dziwactwami (np. jeździ do szkoły karawanem). Długo by pisać o ich różnych "iskrzeniach" między sobą, dylematach, wyborach, próbach ułożenia sobie życia (uwaga skupia się na Davidzie, który jest homoseksualistą, ale każde jest na swój sposób "pokręcone" i wcale nie łatwo im kogoś znaleźć i budować szczęście), zmianach jakie zachodzą w nich samych. Ale przecież nie da się streścić kilku sezonów w jednej notce - swoim więc zwyczajem piszę to raczej jako szkic i zapis pewnych wrażeń - dla siebie samego i może dla tych, którzy jeszcze nie spotkali się z tym serialem. 
Warto. Czarna, lekko surrealistyczna komedia, ale nie brakuje tu chwil zadumy, refleksji nad sensem życia, nad jego kruchością i nad tym jak sobie radzimy z odejściem bliskich. Zestawienie kapitalne i dość brawurowe. Ani obyczajowość, seks, ani też śmierć nie są tu żadnym tabu. Życie osobiste naszych bohaterów i rozwój poszczególnych wątków nie kolidują z historią ofiary z danego odcinka, świetnie to jest połączone i sprawia, że trudno się od całości oderwać. Muzyka, klimat niektórych scen - wszystko mnie tu zachwyca... Kończę jeden odcinek i już szykuję sobie kolejny. Szkoda tylko, że HBO Comedy nie puszcza tego w większych dawkach.


 I czas na rozstrzygnięcia...
Zastanawiałem się jak rozstrzygnąć ten konkurs i okazuje się, że sam sobie dałem niezłą zagwozdkę. Wybierać najbardziej najlepszą, czy najbardziej kiczowatą okładkę z tych zgłoszonych przez Was? A ponieważ uznałem, że kluczem powinno być zaskoczenie (na plus albo na minus) z żalem już na początku odrzuciłem świetną, ale też bardzo klasyczną okładkę do Psa Baskerille'ów. Zrezygnowałem też z kolejnych, choć rzeczywiście są to propozycje bardzo ciekawe, oryginalne i mało kojarzące się z kryminałem: Co widziały wrony i Matka. Rozbawił mnie Hitchcock, ale to propozycja niczym na okładkę dla młodzieży. Czarny koń zabija nocą - fajny, ale mam wrażenie dość ograny pomysł. No i teraz zagwozdka. Okładka do Demona dopracowana i kusiło mnie by ją wybrać, ale dwie inne propozycje rozłożyły mnie na łopatki. Korzeniec przypomina mi polską szkołę plakatu, oj dawno już nie widzi się takich pomysłowych, prostych okładek. Ale przy Joe Alexie padłem - to jest główna nagroda, bo chyba coś bardziej kiczowatego trudno wymyślić - dać na okładkę nie tylko wszystko co się pojawi w książce, ale jeszcze tekst w dymku - to tylko w PRL takie rzeczy - literatura taka szła masowo do kiosków i trzeba było dostosować grafikę do gustów przeciętnego czytelnika (wiecie, że wtedy nakład 100 000 wcale nie był rzadkością?).
A więc pytanie o wybór nagrody skierowałem najpierw do Agnes, która wybrała Ciszewskiego. Akunin, wędruje zatem do Pauli, tyle, że do niej nie mam kontaktu - proszę o e-mail: przynadziei@wp.pl.
coś muzycznego? Proszę bardzo
   
 

9 komentarzy:

  1. Gratuluję:) A na okładce faktycznie wszystko z książki:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. nie mogę się doczekać tej płyty, podobnie jak nowego T Love, Voo Voo i Heya... Lubię polską muzę.
      natomiast powoli przymierzam się do Peszkowej...

      Usuń
  3. agnes wzięła jedną z książek, druga więc wędruje do Pauli - proszę o kontakt!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję zwycięzcy! Rzeczywiście okładka... dosyć... oryginalna :)

    OdpowiedzUsuń